Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cud w Sokółce: Pani Celina wierzy, że przemieniona hostia pomogła jej odzyskać siły

Alicja Zielińska
Każdy dzień życia po operacji uważam za darowany mi przez Boga - mówi Celina Łuckiewicz.
Każdy dzień życia po operacji uważam za darowany mi przez Boga - mówi Celina Łuckiewicz. Fot. Wojciech Wojtkielewicz
Celina Łuckiewicz jako jedna z nielicznych widziała przemienioną hostię z kościoła św. Antoniego w Sokółce. Wierzy, że doznała łaski.

Spojrzałam, przyklękłam. Poczułam spokój i wielkie wyciszenie. Chwilę adorowałam hostię, bardzo mocno się modliłam. Wyszłam zbudowana. Jak wygląda, nie potrafię opisać. Jest to bardzo piękny widok.

Rok temu, w Wielki Piątek, przed Wielkanocą Celina Łuckiewicz przeszła ciężką operację nowotworową.

- Odtąd już każda Wielkanoc będzie dla mnie inna - mówi.

Choroba przyszła niespodziewanie. Nie było żadnych objawów. Od jakiegoś czasu miała podwyższoną temperaturę, ale myślała, że to jest grypa. Kiedy pojawił się skrzep krwi, lekarze stwierdzili zapalenie pęcherza.

- To, że przeżyłam cztery doby w takim stanie, to już była łaska boska - wspomina. - Mogłam dostać zatrucia. Po badaniu USG już nie było wątpliwości.

Natychmiast operować

- Rak? Zapytałam lekarza.

- Nie będę pani oszukiwał, to rak - powiedział. I bardzo ciężka postać, krwawiący guz. Trzeba natychmiast operować. Usunąć nerkę.

Nigdy nie miałam kłopotów z nerkami, nie chorowałam. Cios jak obuchem po głowie. Bo skąd.

Człowiek chodzi, jest sprawny, a tu raptem staje przed ostatecznym. Koniec, możesz umrzeć. Pewnie, że każdego to czeka, ale póki jesteśmy zdrowi, odsuwamy myśl o śmierci. Wszyscy, tylko nie my, nie teraz. To takie odległe, gdzieś poza nami.

I kiedy przychodzi świadomość nieuchronności, policzonych godzin, trudno się z tym pogodzić.

Myśli się tylko o jednym. Co uporządkować w swoim życiu, co jeszcze zrobić. Nie ma czasu na strach. Ja przynajmniej tego nie czułam. Bałam się jedynie cierpienia, bólu. Bo to jest trudne do zniesienia, tak po ludzku. Musiałam zrobić takie rekolekcje.

Operacja w Wielki Piątek

W takim momencie jedynie wiara daje uczucie spokoju, wyciszenia. I nadziei, że wszystko jest w rękach Pana Boga. Owszem ważne, że otaczają nas ludzie życzliwi, rodzina, ale i tak wobec przeznaczenia pozostajemy sami. To jedyna tajemnica, której nikt nigdy nie posiadł i nie odkryje.

Trafiłam na wspaniałych lekarzy. Jestem im bardzo wdzięczna. Operowano mnie w Wielki Piątek, 10 kwietnia.

To była jedyna operacja tego dnia. Trwała kilka godzin. Wtedy nie myślałam, że akurat tego szczególnego dnia znajdę się na stole operacyjnym. Bo najpierw termin wyznaczono na 6 kwietnia, w moje urodziny. Teraz, z perspektywy czasu ma to dla mnie dodatkowe znaczenie, że w dzień Męki Pańskiej.

Operacja się udała. Jednak wyniki nie były dobre. Nowotwór okazał się średniozłośliwy. Lekarze tylko pocieszali, że w ostatniej chwili udało się go złapać, nie musiałam przechodzić chemii. Do zdrowia dochodziłam jeszcze wiele miesięcy.

Statystyki w tej chorobie są bezlitosne, w ciągu roku umiera 80 proc. chorych.

Zobaczyłam i uwierzyłam

I nadszedł 15 sierpnia. Święto Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, obchodzone jako Matki Boskiej Zielnej. W Sokółce jeszcze mało kto wiedział o objawieniu i o przemienionej hostii.

Zdarzyło się w trakcie udzielania komunii świętej. W kościele św. Antoniego ksiądz upuścił komunikant, czyli hostię przeznaczoną dla wiernych. Po umieszczeniu jej w naczyniu liturgicznym z wodą hostia się nie rozpuściła, tak jak powinna. Natomiast pojawiła się na niej plama krwi.

Dwóch naukowców z Uniwersytetu Medycznego stwierdziło, że to tkanki mięśnia sercowego człowieka. Ale pojawiły się też opinie innych specjalistów podważające to stwierdzenie.

Ale do mnie przemawiała ta historia. Chciałam zobaczyć. Ktoś z życzliwych mi duchownych powiedział: Pójdź, poproś, niech ci pokażą, bo to jest okazja szczególnej łaski, żeby się pomodlić. Poszłam do księdza Jacka. Zdziwił się, że wiem o tym. Ale pokazał.

Co czułam? Spokój, wyciszenie. Nie było to wzruszenie. Są chwile, kiedy bardziej się wzruszam. Chwilę adorowałam hostię, bardzo mocno się modliłam. Wyszłam zbudowana. Wierzę, że doznałam łaski. Nabrałam siły.

Mija rok od operacji. Odtąd już każdy Wielki Piątek i każda Wielkanoc będzie dla mnie inna. Nie wiem, co będzie dalej, czy choroba nie wróci, nie dojdzie do przerzutów, ale każdy dzień uważam za darowany mi przez Boga.

Nie uważam się za cudownie uzdrowioną, to byłoby nadużycie. Nikt nie ma prawa tak mówić. Wierzę w cudowne przeistoczenie, które tu się dokonało. Modlę się, by uznano ten cud.

Bo to objawienie dodaje ludziom otuchy i siły. Tak jak mnie.
Pan Bóg daje nam znaki, ale nie zawsze umiemy je odczytać.

Hostia będzie w kaplicy

Proboszcz parafii pw. św. Antoniego w Sokółce ks. Stanisław Gniedziejko prosi o cierpliwość i powściągliwość w ocenie tego, co się zdarzyło.

- Prawdziwy cud eucharystyczny dzieje się podczas każdej mszy - podkreśla. - Na pewno więcej wiernych przychodzi teraz do kościoła. Przyjeżdżają też z innych miast. Nadsyłają prośby o modlitwy w intencji wyzdrowienia. Dostajemy nawet listy ze Stanów.

W każdy czwartek podczas wystawienia Najświętszego Sakramentu na nieszporach odczytujemy te prośby.

- Modlimy się za wszystkich - zapewnia ks. Gniedziejko. - Są też odezwy o doznanych łaskach. Ale nie czuję się upoważniony o tym mówić. Za wcześnie na to.

Hostia na razie jest przechowywana na plebanii. Zostanie wystawiona na widok publiczny po remoncie kaplicy.

- Obiekt jest zabytkowy i wszystkie prace wymagają konsultacji z konserwatorem, nie możemy ich przyspieszyć - dodaje proboszcz.

Kościół bada sprawę, ale cudu jeszcze nie uznał.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny