Coraz mniej ludzi chodzi do kościoła. Na mszę wybiera się niecałe 38 procent wiernych. Przewagę mają kobiety

Wielu tłumaczy, że uważa się za ludzi wierzących, ale nie ma zaufania do instytucji kościoła. Inni wymawiają się zmęczeniem, brakiem czasu, a tylko nieliczni przyznają, że nie idą do kościoła z lenistwa i braku chęci.

- Ludzie często mówią: Jestem wierzący, ale niepraktykujący - tłumaczy jeden z napotkanych w niedzielę na placu koło katedry białostoczan. - Mnie rodzice od dziecka uczyli, że msza niedzielna to świętość. Teraz czasy się zmieniają i młodzi często odsuwają się od kościoła. Ale ślub kościelny chcą brać - zauważa.

Najwięcej białostoczan chodzi na niedzielne nabożeństwo do kościoła św. Józefa Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny. Podczas listopadowego liczenia wiernych, w mszy wzięło udział aż 1185 osób. To prawie 80 procent ludzi mieszkających w parafii. Do Fary tego dnia przyszło 78 procent parafian, a do parafii św. Rocha 32,9 procent.

Najniższą frekwencję zanotowała parafia Matki Bożej Różańcowej. To dlatego, że nie ma tam jeszcze kościoła. Niedzielne nabożeństwa odbywają się w klubie “Jubilat" przy ul. Głowackiego. Na 4300 wiernych mieszkających na terenie parafii, na mszę przyszło tylko 404, czyli ok. 9 procent.

Czym można tłumaczyć spadek liczby wiernych w porównaniu z poprzednimi latami?

- Liczenie wiernych odbywa się tylko raz w roku i nawet zła pogoda może mieć wpływ, na to, ile osób przyszło tego dnia na mszę - wyjaśnia ks. Andrzej Dębski, rzecznik białostockiej kurii. - Ludzi jest teraz mniej. Mamy niż demograficzny, wiele osób wyjechało zagranicę do pracy. Więc to nie są alarmujące dane. Kościoły nie są puste.

W każdym kościele, to parafianki stanowią większą część praktykujących katolików. W kościele św. Jadwigi Królowej, na 6465 wiernych, którzy wzięli udział w listopadowej mszy, mężczyzn było 2492, czyli prawie półtora tysiąca mniej niż kobiet. Podobnie jest w innych parafiach. W kościele Najświętszego Serca Jezusa tego dnia było 875 mężczyzn, a kobiet 1163.