Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cochise - 118 (2014, wideo)

(dor)
Cochise – 118 wydaje Metal Mind Productions
Cochise – 118 wydaje Metal Mind Productions
Zespół Cochise, czyli Paweł Małaszyński, - wokal, Wojtek Napora - gitara, Radek Jasiński - bas, Czarek Mielko - perkusja istnieje 10 lat. Właśnie ukazuje się trzecia studyjna płyta zespołu "118".

Krążek otwiera "Sweet love generation". Mimo zupełnie odmiennego brzmienia, gdzieś za mocnymi riffami kryje się wrażliwa dusza wokalisty. Mimo fantastycznych wstawek gitary Wojtka Napory Paweł Małaszyński wydaje się znakomicie znać klasykę poetyckiego rocka.

Z kolei promowany klimatycznym teledyskiem "Destroy the angels" rozpoczynają nuty mogące kojarzyć się z gotyckim metalem, a sam Małaszyński interpretacją przypomina momentami Petera Murphy. Ale też i dekadę późniejsze Fields of the Nephilim. Co ciekawe, zespół pokazuje w ciągu zaledwie pięciu minut kilka twarzy, pod koniec zatracając się niemal w metalu.

"White Garden" to z jednej strony ukłon w stronę klasycznych hard rockowych riffów, a z drugiej spojrzenie na klasyków z The Cult i jednak - Black Sabbath. Ale nie tylko. W jakiś magiczny sposób Cochise potrafią wiele klasycznych rockowych motywów przetworzyć i podać na swój sposób, w dodatku opatrując muzykę metalowymi solówkami.

Pewnym zaskoczeniem może być "Beautiful". Utrzymany w klimacie amerykańskiego psychodelicznego rocka, potrafi uwieść. Napora zupełnie inaczej traktuje gitarę, a głos Małaszyńskiego w studiu zyskał dograne chórki. Fani Perl Jam znajdą tu tez coś dla siebie.

Mroczny wstęp otwiera "Bleed". Małaszyński zmienia się w demonicznego wokalistę - wszak talentu aktorskiego nie można mu odmówić. A tej piosence ma do odegrania kilka ról. Aż chce się czekać na teledysk i wykonanie na żywo.

"Inside of Me" ma niemal punkową zadziorność, ale mocne kotły Mielki wsparte masywnym riffem przypominają, iż ten zespół łączy klasykę rocka z metalowymi riffami i takąż techniką gry na gitarze. To następny utwór, który może mieć w sobie coś z klimatu Danziga i przede wszystkim - tryskający energią.

Zanurzając się głębiej w materiał "118" słychać, że zespół ma wizję tworzenia swoich kompozycji. "Dead love" to znów ukłon w stronę hard rockowej klasyki i taka też jest w większej części solówka Napory. Ale jest tu też miejsce na oddech i grzmiące bębny Mielki.

Chwilę wytchnienia daje "Part of me". Ciekawie układa się też tekst tej piosenki. Każe szukać jasnej strony życia, ale nie wyklucza błędów. Traktuje o miłości, ale nic nie jest przecież w życiu oczywiste i proste.
Niemal progresywnie brzmią dźwięki gitary opatrzone pogłosem w intrze do "Cold river", ale Cochise szybko przypomina, że ich znakiem szczególnym jest hard-metalowy crossover. Tym razem producent Daniel Baranowski wyeksponował też riff przesterowanego basu.

Małaszyński "Before you sleep (for Jeremy)" zadedykował synowi. I chociaż piosenka zaczyna się od fraz zaśpiewanych z towarzyszeniem pięknych fortepianowych pasaży Jarosława Papaja, białostockiego kompozytora muzyki filmowej, szybko zmienia się w porcję solidnego rocka bliskiego Pearl Jam. Zresztą - imię syna też nie wzięło się wyłącznie z kalendarza. A w roli chórzystów dziecięcych wystąpiły dzieciaki kształcące się pod uchem białostoczanki Heleny Mieszkuniec.

Zaskakująco brzmi niespełna minutowy "Dog in blood". Paradoksalnie to właśnie ta piosenka może być przedmiotem analizy wszelkiego rodzaju rockowych docentów, ale poczekajmy na interpretację samego zespołu.

Niemal unisono z riffami gitary skomponowany został utwór "Help". I tak jak w poprzednich kompozycjach, skrzy się od pomysłów aranżacyjnych, ciekawych bridge z klasyczną hard rockową solówką w środku i potężnym finałem.

Obserwując koncerty Cochise można odnieść wrażenie, że Małaszyński na scenie bliski jest szaleństwu jakie można zobaczyć na archiwalnych filmach z Jimem Morrisonem. W "Little Witch" wieńczącym krążek "118" wiele jest z ducha Króla Jaszczura, a i gitarzysta gra w sposób klasycznie blues rockowy, unikając metalowych patentów. I taki Cochise szanuję najbardziej.

"118" to dowód wyjątkowej konsekwencji Cochise. Zespołu, który za wszelką cenę nie zabiega o popularność, nie ułatwia też zadania słuchaczom upraszczaniem kompozycji. Wręcz przeciwnie - wymaga skupienia, ale wynagradza wysiłek niezwykle energetycznymi koncertami. Rock wymykający się szufladkowaniu.

Czytaj e-wydanie »

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny