Kilkumetrowego węża boa kilka lat temu chciała przewieźć przez granicę mieszkanka Podlasia. Kobieta zamierzała zabrać gada na wakacje. Na gapę, bo wąż nie miał żadnych potrzebnych dokumentów. W Kuźnicy zatrzymali ją celnicy.
- Tłumaczyła, że nie mogła zostawić węża w domu, bo mąż go nie lubi, a i gad nie bardzo tolerował małżonka. Mówiła, że mężczyzna obawiał się, że wąż może go zaatakować - opowiada jeden z celników. - Okazało się jednak, że to gatunek chroniony i musieliśmy go zatrzymać. Trafił do zoo.
Wakacje to dla celników bardzo pracowity okres. To właśnie wtedy trafia do nich najwięcej nietypowych pamiątek z letnich wyjazdów. Bo okazuje się, że nawet mała muszelka zabrana z plaży może nam sprawić wiele kłopotów na granicy.
- Ludzie najczęściej próbują przewieźć właśnie muszle i koralowce - mówi Piotr Kraszewski, koordynator do spraw gatunków zagrożonych wyginięciem w białostockiej Izbie Celnej. - Nawet swojej żonie muszę czasem tłumaczyć, że trzeba na nie uważać.
Ryzykowny kawior
Międzynarodowe umowy regulują, co i w jakich warunkach można przewozić przez granicę. Przepisy są sztywne, dokładnie określają, ile i jakie muszelki możemy zabrać do domu. Trzeba uważać, bo przemyt chronionych okazów to przestępstwo, za które grozi od 3 miesięcy do 5 lat więzienia.
I tak na przykład muszli skrzydelnika olbrzymiego albo przydaczni można zabrać ze sobą tylko trzy na osobę. Lepiej też uważać na torebki i paski ze skóry krokodyla, bo celnicy pozwolą nam przewieźć tylko cztery sztuki.
W Białymstoku najczęściej trafia się nielegalny kawior. Rarytas przywożony jest głównie z Rosji. Żeby mógł zostać bez problemu wpuszczony do kraju musi spełniać odpowiednie warunki.
- Można mieć ze sobą do 125 gram na osobę, i to tylko w opakowaniu indywidualnie oznakowanym - mówi Maciej Czarnecki, rzecznik podlaskich celników.
Ten, który nie spełnia wymogów zostaje na granicy. A właściciel musi się liczyć z nieprzyjemnościami.
U podlaskich celników, co jakiś czas trafia się niczego nieświadomy turysta, który przewozi niedozwolone przedmioty. Tak było kilka miesięcy temu w Połowcach. W schowku samochodu Polaka wracającego z Białorusi znaleźli naboje, na które mężczyzna nie miał żadnych dokumentów.
Turysta tłumaczył potem, że wyjechał na Białoruś na polowanie. Jednak kiedy wracał zapomniał je wyjąć z auta. Musiał zostać na granicy do wyjaśnienia sprawy.
- Wszyscy tłumaczą się niewiedzą. Mówią, że to przypadek, pierwszy raz - mówi Maciej Czarnecki. - Ale szybko możemy sprawdzić, czy taka osoba nie figuruje już w systemie jako związana z przemytem.
Zagubiony miś
Do legend naszej Izby Celnej weszła historia cyrku, który zawitał do Polski kilkanaście lat temu.
- Przyjechali na występy, więc dostali czasową wizę. Po kilku dniach mieli wrócić do Kuźnicy - opowiada Maciej Czarnecki.
I owszem cyrk wyjechał. Ale w ekipie zabrakło jednego z treserów i jego niedźwiedzia. Mężczyzna postanowił nielegalnie zostać w Polsce.
Celnicy musieli odszukać brakującego misia. Zwierzę przebywało na prywatnej posesji w jednej z podbiałostockich miejscowości. Trafiło do schroniska dla dzikich zwierząt.
Zwykle jednak wątpliwie pamiątki trafiają się podczas kontroli celnej. Turystom wracającym z zagranicznych wypraw zależy, żeby ich prezent był wyjątkowy i oryginalny. A to już krok do kłopotów.
I tak, na liście ryzykownych towarów, których nie należy kupować i przewozić przez granicę znajdziemy kawior, skóry lub wyroby ze skór dzikich kotów, niedźwiedzi, wilków, węży, krokodyli, waranów czy wypchanych drapieżnych ptaków. Lepiej uważać też na naturalne medykamenty i produkty lecznicze ze zwierząt (np. niedźwiedzi albo pijawek). Nie warto też zabierać do domu koralowców, muszli i nalewek na kobrach lub innych wężach.
Taką żmijową wódkę zatrzymali ostatnio podlascy celnicy w Kuźnicy. Mężczyzna próbował wwieźć do kraju butelkę, w której znajdował się martwy gad. Tłumaczył celnikom, że alkohol kupił w Chinach.
Funkcjonariusze dokładnie sprawdzili, czy zwierzę nie znajduje się na liście zagrożonych gatunków, których nie wolno przewozić. Tym razem okazało się jednak, że okaz jest dość pospolity, a wódkę turysta dostał z powrotem.
Papuga w butelce
Prawo surowo traktuje osoby przemycające zwłaszcza żywe zwierzęta. I słusznie, bo przemytnicy próbują każdego nawet najbardziej drastycznego sposobu, żeby wwieźć je do Polski.
- Znajdujemy żółwie upchnięte w baku samochodowym, jak papierosy. Albo ptaki zamknięte w plastikowych butelkach - mówi Piotr Kraszewski.
Chociaż to żywe zwierzęta, przemytnicy potrafią zakleić im łapki, tak by nie mogły się ruszać. Po czym pakują je w torby podróżne, albo zakamarki auta. Nie wszystkie zwierzaki przeżywają taką trasę.
- Ostatnio modne stało się sprowadzanie dzikich kotów - przyznaje jeden z celników. - Koledzy zatrzymali na Okęciu pięć klatek z kotami. Ich właściciel utrzymywał, że to zwykłe dachowce. Ale szybko okazało się, że to dzikie serwale i ryś stepowy.
Żeby uniknąć przykrej niespodzianki po powrocie z wakacji, lepiej jeszcze przed wyjazdem sprawdzić, co wolno przywieźć do Polski. Takie informacje znajdziemy w internecie na stronach Ministerstwa Finansów, Izby Celnej czy WWF Polska, organizacji zajmującej się ochroną roślin i zwierząt.
- Można też po prostu zadzwonić do nas i zapytać - mówi Maciej Czarnecki.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?