Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cisza nocna: burdy i imprezy alkoholowe w centrum

Janka Werpachowska
Bójka przed Barem Podlasie
Bójka przed Barem Podlasie Marta Kowalczuk/ archiwum
Jak co roku na Rynku Kościuszki odbywają się imprezy, które nie wszystkim mieszkańcom się podobają.

Niespodziewany atak zimy na początku maja zapewne odsunął nieco w czasie falę skarg i pretensji pod adresem tych białostoczan, którzy lubią spędzać ciepłe, letnie wieczory w centrum Białegostoku. Władze naszego miasta zachowawczo i w tym roku nie zdobyły się na wydanie pozwolenia na funkcjonowanie ogródków kawiarnianych po godzinie 22. Ale to nic nie pomoże. Dumni właściciele mieszkań w centrum i tak będą niezadowoleni.

W wielu miastach Polski, w których również istnieją podobne jak u nas deptaki - najczęściej zresztą dużo większe, czyli problem dotyczy większej liczby ludzi - letnie ogródki czynne są do ostatniego klienta.

To taka szczęśliwa formuła, dzięki której właściciele lokali nie muszą określać konkretnej godziny zamknięcia swoich podwoi. Są ludzie - jest wyszynk i zabawa. Coś za coś: jest deptak - nie ma za to jeżdżących pod oknami samochodów; jest mieszkanie w centrum - nie ma za oknem ciszy nocnej, przerywanej najwyżej trelami słowika.

Pogodzili się z tym gdańszczanie, warszawianie, krakowianie. Uparci białostoczanie nie. Oni chcą mieć wszystko: mieszkanie w śródmieściu, ale przy ulicy, po której nie jeżdżą samochody, nie ma pubów i restauracji oraz nie odbywają się żadne koncerty pod gołym niebem.

Często pod adresem tych kapryśnych mieszkańców kamienic przy deptaku pada niezbyt grzeczna propozycja: niech się wyprowadzą do domku za miastem. Takie słowa są nie na miejscu, bo najczęściej tych ludzi nie stać na taką przeprowadzkę. A ci, których byłoby stać, mogą wcale nie marzyć o własnym domku, bo nawet ze względu na wiek nie chcą brać sobie na głowę dodatkowych obowiązków. Własne mieszkanie w centrum to ich zdaniem prestiż, przedmiot zazdrości innych białostoczan i za nic nie zamienią go na nic innego.

Czy możliwy jest zatem kompromis pomiędzy potrzebami różnych grup mieszkańców tego samego miasta? Skoro gdzie indziej się udało jakoś pogodzić interesy jednych i drugich, dlaczego u nas jest to niemożliwe? Na tak postawione pytania może mógłby odpowiedzieć socjolog.

Ja natomiast mogłabym jedynie pocieszyć mieszkańców kamienic przy placu miejskim, że domek w odległej od centrum dzielnicy też nie jest gwarancją ciszy nocnej - szczególnie w lecie. Jeżeli chce się w nim mieszkać spokojnie i w zgodzie z sąsiadami, to trzeba się pogodzić z tym, że prawie codziennie w bliższym lub dalszym sąsiedztwie ktoś wyprawia garden party po polsku: czyli kupuje skrzynkę albo i dwie piwa, rozpala grilla, za okno wystawia głośniki z muzyczką, zaprasza kilkunastu przyjaciół - i się zaczyna. Pierwszym sygnałem, że będzie imprezka, jest delikatny początkowo zapaszek grillowej rozpałki. Im późniejszy wieczór, tym efekty i zapachowe, i dźwiękowe stają się silniejsze. Można do tego wszystkiego dodać jeszcze poszczekiwanie psów z okolicznych posesji, które też nie mogą zasnąć.

Czy mieszkaniec domku za miastem ma dziesięć minut po godzinie 22 chwytać za telefon i wzywać straż miejską i policję? Zanim zrobiłabym coś takiego, od razu przypomniałabym sobie, że rok temu u mnie goście balowali w ogrodzie do czwartej rano, a za kilka tygodni podobna imprezka może się powtórzyć. I raczej dałabym spokój z dyscyplinowaniem sąsiadów. W jednym wszakże przypadku nie wytrzymałabym: gdybym usłyszała, że zabawa przerodziła się w awanturę. Wtedy zapewne, w trosce o zdrowie i życie ludzkie, interweniowałabym w odpowiednich instytucjach.

Ale mieszkańcy centrum narzekający na zwykłe hałasy związane z letnimi ogródkami są głusi na inne dźwięki, dobiegające z zewnątrz do ich mieszkań. Kilka dni temu przed barem Podlasie widniały plamy krwi, świadczące o tym, że odbyła się w tym miejscu prawdziwa, groźna bójka. Takie wydarzenia rzadko mają cichy przebieg. A jednak żadnego z wyczulonych na zbyt głośny śmiech czy muzykę mieszkańców ulicy Suraskiej i Rynku Kościuszki nie wyrwały ze snu krzyki, odgłosy uderzeń, przekleństwa.
Nie wierzę. Wielu słyszało, ale wolało udawać, że ich to nie dotyczy. Bo tylko czyjaś radość i dobre samopoczucie kłują w oczy; tylko cudzy śmiech sprawia, że bębenki w uszach pękają.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny