Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ciągle słyszymy o konieczności odchudzania i usprawniania państwa. Ale kiedy to w końcu nastąpi?

Tadeusz Jacewicz
Gadulstwo urzędników z tytułami ministrów jest częścią bałaganu u nas panującego. Państwo mamy nieporadne, z rozdętą biurokracją, ale bez sprawnych ludzi i procedur.
Gadulstwo urzędników z tytułami ministrów jest częścią bałaganu u nas panującego. Państwo mamy nieporadne, z rozdętą biurokracją, ale bez sprawnych ludzi i procedur. Fot. Internet
Ciągle słyszymy o konieczności odchudzania i usprawniania państwa. Każda ekipa, która obejmuje władzę, przyrzeka to uczynić. Żadna nic nie zrobiła. Kilka jest powodów. Ogólną nieudolność powiększa chęć zapewnienia ciepłych posadek swoim. Służy temu sztuczne rozmnażanie ministrów, pączkowanie tzw. gabinetów politycznych, w których nudzą się (za spore pieniądze) setki partyjnych nominatów.

Reklamy często korzystają z podglądania życia, a my mówimy tekstami z reklam i zachowujemy się tak, jak oglądamy to na ekranie. Nafta nadal rządzi światem, ale telewizyjne i internetowe obrazki też. Może nawet bardziej. Nie istnieje to, czego nie ma "in the box". Szczególnie w polityce. Tam parcie na szkło nie jest przypadkiem próżności. To walka o życie.

Polityka byłaby dramatycznie inna: mądrzejsza, rozważna, konkretna, gdyby nie było telewizji informacyjnych. Kilka kanałów nadaje całą dobę i chociaż niemiłosiernie wypychają ramówkę powtórkami, to zapełnienie długich godzin jakimiś obrazkami jest trudną i kosztowną operacją. W telewizji jak w fabryce, koszty muszą być niskie, a zyski wysokie. Więc zapełnia się studio politykami. Zawsze przyjdą, nie trzeba im płacić honorariów, jedyny koszt to trochę brązowego mazidła na twarz - i do roboty.

W fabryce właściwie jest trudniej, bo śrubki muszą mieć odpowiednią jakość i byle czego nie można do skrzyni biegów wkręcić. Telewizja kupi wszystko. To demokratyczne miejsce. Cieć jest równy profesorowi, a jak bezczelny, to nawet od uczonego wydaje się być lepszy. Każdy uważa, że ludzka rzecz pogadać, więc gadają.

Interesujące jest to, co mówią, ale ważniejsze, kto mówi. W Polsce stworzyła się niespotykana nigdzie praktyka. Mówią we własnym interesie ludzie, którzy gdzie indziej pozbawieni są głosu.

Urzędy prezydenta i premiera zaludniają liczni notable. Pracuje w nich mniej więcej po tuzinie ministrów. Mamy rekord świata. W Białym Domu nie ma ani jednego ministra, pod numerem 10 przy Downing Street w Londynie też żadnego nie uświadczysz. Słabo są tam jakoś rozwinięci.

Nasz sekretarz czy podsekretarz stanu, czyli w skrócie minister, to jest figura. Nie chodzi piechotą, wożą go limuzyną, nie dzwoni sam, tylko przez sekretarkę, przegląda liczne papiery. I rwie się do telewizji, żeby wszyscy wiedzieli, jaki jest mądry i ważny.

Z tym jest właśnie największy problem. Na świecie wszelkiego rodzaju doradcy, szefowie gabinetu i podobni są anonimowi. Jeśli zabierają głos, to w imieniu szefa, na ogół jednak nie mówią publicznie nic. Chyba nawet do głowy im to nie przychodzi. Może dlatego, że żaden z nich nie jest ministrem. Dzięki temu nie ma szumu informacyjnego, nie trzeba potem niczego odkręcać ani prostować. Najwyższe urzędy państwa działają sprawnie.

U nas jest inaczej. Codziennie co najmniej jeden minister, częściej kilku, opowiada w telewizji o swoich przemyśleniach. Wyrażają własne przekonania i poglądy, chwalą lub potępiają, pod własnym nazwiskiem i na własny rachunek. Zwykłemu widzowi to wszystko jedno, bo i tak nieuważnie słucha nudnych opowieści, ale dla fachowców, analityków, dyplomatów jest problem. Minister, który nie kieruje ministerstwem, lecz kilkoma ludźmi w kancelarii prezydenta lub premiera, coś mówi. W imieniu własnym, używając zwrotów "uważam, że", "jestem pewien, iż", akceptuje lub odrzuca. Dyplomata, który raportuje swojemu rządowi, co słychać w Polsce, łamie sobie głowę. Czy to, co publicznie oświadcza min. Malinowski czy sekretarz stanu Kowalski, to jego mądre przemyślenia, które mogą interesować wyłącznie jego żonę lub szwagra, czy pogląd lub decyzja którejś z najważniejszych osób w państwie.

Takie gadulstwo urzędników z tytułami ministrów jest częścią bałaganu u nas panującego. Państwo mamy nieporadne, z rozdętą biurokracją, ale bez sprawnych ludzi i procedur. Panuje wszechobecna wiara w słowa mówione. Mieli się codziennie setki tysięcy wyrazów, których nikt specjalnie nie słucha i z których nic nie wynika. Taki stan powszechnego udawania, w którym bardzo wiele spraw i rzeczy jest na niby.

Ciągle słyszymy o konieczności odchudzania i usprawniania państwa. Każda ekipa, która obejmuje władzę, przyrzeka to uczynić. Żadna nic nie zrobiła. Kilka jest powodów. Ogólną nieudolność powiększa chęć zapewnienia ciepłych posadek swoim. Służy temu sztuczne rozmnażanie ministrów, pączkowanie tzw. gabinetów politycznych, w których nudzą się (za spore pieniądze) setki partyjnych nominatów. Niczego nie produkują, ale każdy coś knuje, kombinuje, jak by utrzymać ciepłą posadę, planuje zabiegi i manewry, żeby jej nie stracić.

Trzeba ich przetrzebić, ale przede wszystkim odebrać im głos. Nie może prezydencki minister opowiadać, że Amerykanie zainstalują tutaj swoje rakiety, zmuszając Biały Dom do ogłoszenia spłoszonych zaprzeczeń. Bliscy koledzy prezydenta i premiera mogą udawać ministrów, ale muszą milczeć. Dużo kosztują, więc przynajmniej niech nie robią zamieszania.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny