Micka Jaggera i Keitha Richardsa kojarzy chyb a każdy. Faceci o zniszczonych twarzach, na których ścieżki wyryły tony narkotyków i paznokci uwiedzionych kobiet. To, że przeżyli niejedną narkotyczno-seksualną orgię zakrawa na postrzeganie ich jako wampirów, co najmniej energetycznych. Ale i energii nigdy nie brakowało ich muzyce. Początkowo zafascynowani amerykańskim czarnym bluesem, nie zdawali sobie sprawy, że napiszą balladę, która unieśmiertelni Marianne Faithful, na długo zanim cały świat zacznie nucić „Angie”.
Richards i Jagger, podobnie jak nieco wcześniej Lennon i McCartney w 1962 roku ruszyli w podróż po Anglii autostopem, grywając na gitarach akustycznych w pubach. Naturalnym było, że prędzej czy później dogadają się przy wspólnym pisaniu piosenek. Keith miał tworzyć nuty, Mick słowa, bo przecież nieco poważniej zaczął uczyć się gry na gitarze od samego Erica Claptona dopiero w roku 1968. Za to już w 1963 roku na tyle skutecznie Jagger podejrzał koncerty Little Richarda, że szybko przyswoił sobie wiele sztuczek pozwalających na panowanie nad publicznością. Dwa lata później, podczas tournée po USA, najpierw w wersji akustycznej The Rolling Stones nagrali „Satisfaction”.
Jednak muzykę w „Portrecie podwójnym” Salewicz traktuje marginalnie. Kolejne płyty i przeboje to właściwie pretekst dla szczegółowych opisów romansów, trójkątów, orgii homo i hetero z udziałem Micka Jaggera i pogrążania się w narkotykowo-alkoholowym bagnie Micka Jaggera. Bo przecież muzyka i tak będzie podczas lektury dźwięczała w uszach. To przecież The Rolling Stones.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?