Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chichot zza grobu

Krzysztof Szubzda [email protected]
Warszawskie Powązki
Warszawskie Powązki fot. Bogusław F. Skok
Śmierć i śmiech rzadko idą w parze. Czy aby na pewno?

Moi znajomi z kabaretu grali kiedyś rutynowy występ w jakimś powiatowym miasteczku. Wszystko było tak, jak zwykle, niepozorna sala w zwyczajnym domu kultury, przeciętna gaża i niczym niewyróżniająca się publiczność. Wyjątkowe okazały się reakcje jednego z widzów. W miarę rozwijania się programu spazmy śmiechu gwałtowniały, rechot narastał, widz czerwieniał, purpurowiał, wreszcie zaczął sinieć. Ktoś wezwał karetkę. Występ przerwano. Kabaret schronił się w kulisach. Po kwadransie przyszedł organizator z informacją, że mogą kontynuować. Poprosili go, żeby ich zapowiedział. Organizator wkroczył na scenę i przemówił:
- Przed chwilą odszedł od nas pan Wojciech - człowiek, którego w naszym mieście wszyscyśmy kochali i szanowali.
Uczcijmy go minutą ciszy.

Widzowie wstali. Minuta upłynęła. Po czym organizator gwałtownie odzyskał właściwą sobie werwę i zaanonsował:

- A teraz w dalszym ciągu bawi nas kabaret "taki a taki" z "stąd a stąd"!

Ktoś mógłby powiedzieć, że to wyjątkowa sytuacja, że śmierć i śmiech rzadko idą w parze. Czy aby na pewno?

Najlepiej widać to na przykładzie poezji cmentarnej, czyli słynnych epitafiów. Już słyszę, jak część z moich szanownych Czytelników przypomina sobie, że znajomy znajomego na własne oczy widział napisy w stylu: "Tu leży dama/ Po raz pierwszy sama".

Ja sam słyszałem, że polskie feministki pielgrzymują na cmentarz w Pile, gdzie ponoć jeden z nagrobków zdobi inskrypcja: "Tu leży mój mąż,/ który mnie dręczył wciąż./ Leżąc w tym grobie,/ ulżył mnie i sobie".

Z historii napisów

Ktoś z moich znajomych zaklinał się kiedyś na wszystkie świętości, że widział na Powązkach epitafium: "Przez całe życie piął się na piedestał./ Teraz już przestał". Otóż pan Jacek Kolbuszewski, profesor, który zinwentaryzował na własnych nogach większość polskich cmentarzy, twierdzi, że to bujdy. Choć trudno między bajki włożyć relację takiego autorytetu jak Franciszek Morawski, który w swym szkicu "Kilka słów do historii napisów w Polsce" donosi, że gdzieś na Litwie spotkał epitafium: "Tu leży trębacz/ Boże mu przębacz" oraz "Tu leży Zielonka/ w Berdyczowie żonka".

Moje dochodzenie wykazało, że owe fikcyjne epitafia mogą być pokłosiem akcji "Przekroju" z roku 1948, kiedy to redaktorzy gazety poprosili czytelników, by udali się na cmentarze w poszukiwaniu perełek polskiej poezji nagrobkowej. A że za najlepsze epitafia przewidziano nagrody, czytelnicy, zamiast na cmentarzach, postanowili poszukać we własnej głowie. I tak pojawiło się zgłoszenie, że na cmentarzu w Puławach można przeczytać: "Tak mi błogo, tak mi miękko./ Cierpienia jak odjął ręką./ W pełnym troski życiu całem/ tak wyśmienicie nie spałem".
Nie byłem na cmentarzu w Puławach, więc trudno mi to komentować, ale na pewno mogę ręczyć, że na cmentarzu farnym w Białymstoku nie ma epitafium treści: "Ot, tobie masz/ umarł ojciec nasz". A takie propozycje dotarły wówczas do "Przekroju". Zresztą, ludzie nie znali umiaru. Ktoś przysłał informację o inskrypcji: "Tu leży Amelia Zach/ Oj di riddi - rach ciach ciach!", a nawet: "Tu leży Gogolewska/ nie mylić z Gogolem/ Gogola szanuję, Gogolewską pie...!". I to chyba dobry moment, żeby wyhamować.

Krótko mówiąc, akcja "Przekroju" miała trochę inny skutek, niż przewidywano. Polacy zaczęli pisać epitafia wyłącznie dla celów rozrywkowych. I nie ma się czemu dziwić. Na Zachodzie robiono to już od dawna. W Anglii znane jest epitafium: "Here lies body of Emilia White/ she signaled left and then turn right". Dla nieznających angielskiego proponuję mój wolny przekład: "Tu spoczywa Emilia Biała/ w lewo migała, a w prawo skręcała".

Epitafiami zabawiał się też Julian Tuwim. Kiedyś tak przełożył angielski żarcik epitafijny: "Tutaj leży chemik Dezydery,/ który wypił aż po samo dno/ pełne wiadro H2SO4,/ myśląc, że to zwykła H2O". Zabawiała się też pani Wanda Chotomska, autorka opowiadań dla dzieci. Znajomemu gaździe zaproponowała takie epitafium: "Leży na Pęksowym Brzyzku/ pierwszy raz o suchym pysku". Rodzina gazdy nie skorzystała.

Co twórca miał na myśli?

Wszystko to jednak, jak mówi profesor Kolbuszewski, banialuki i wymysły. W swoim dziele "Co mnie dzisiaj - jutro Tobie" stwierdza, że przypisywanie epitafiom komizmu jest tylko i wyłącznie efektem nieporozumienia nadawcy i odbiorcy; efektem niezamierzonym. Uważa, że najczęstszą przyczyną pojawiania się komizmu w tak poważnej sytuacji jest nieporadność twórców.

W polskiej kulturze nie mieści się bowiem żartobliwe traktowanie śmierci. Ze słów tych można wywnioskować, że jednak są autentyczne, wesołe epitafia. Utrwalone na grysie i marmurach efekty komicznych pomyłek.

Poszedłem więc tropem i zagłębiłem się w przepastną monografię Kolbuszewskiego. I cóż się okazuje! Autorem jednego z pierwszych polskich epitafiów o pewnym zacięciu satyrycznym jest nie kto inny, jak sam Mikołaj Rej, który swemu przyjacielowi napisał coś takiego:

Nie dziwuj się, bracie miły,
Iż ja tu leżę w tym grobie.
Pewnoć takoż będzie Tobie (...)

Epitafium jest dłuższe i całe utrzymane w takim mniej więcej stylu. Pochodzi z 1580 roku i zdobiło kiedyś ścianę kościoła w Rymanowie.

W Starych Trokach na Litwie znajdujemy też epitafium, jeśli nie śmieszne, to na pewno dość nonszalanckie.

R 1610, dnia 28 listopada
Jan Grocki tu pogrzebion leżę.
Dlaczego? Nie wiem
Ani też nie dbam o to,czy ty wiesz lub nie wiesz.
Jeśliś zdrów, to dobrze.
Ja, żyjąc, miałem się dobrzei teraz także.

Zdecydowanie humorystyczne jest natomiast epitafium z Brzeżan koło Tarnopola. Łączy się z nim historia wojen z Tatarami. W czasie walk niejaki Jakub Strzemieńczyk został ugodzony w pierś. Przyjaciele zanieśli rannego do kościoła. Tam Jakub wyrwał z piersi strzałę i własną krwią wypisał sobie inskrypcję nagrobną:

Tu leży Jakub, co miałza herb strzemię.
Puślisko się urwało, a on hub! o ziemię.

Niezamierzony jest na pewno humorystyczny wydźwięk epitafium z Nowej Rossy. Napisano je w 1859 roku, ale pasowałoby do wielu współczesnych pomników:

Stwórcę i prawdę miłował
Poczciwie na chleb pracował
Nikomu się nie zadłużył
Ziomkowi z rzetelnością służył
I tym się w życiu ozdobił,
Że jadał z ludźmi, co zarobił.
Gościu, proś Boga goręcej,
By dał takich ludzi więcej.

Do czasów wojny uwagę mieszkańców Warszawy przyciągało epitafium na Powązkach:

Jak długo żył
Zawsze o tym śnił
By ten pomnik miał
Co też Pan Bóg dał

Dziś już ten pomnik nie istnieje. Istnieje natomiast inny figielek na Cmentarzu Nowym w Zakopanem. Sprawcą zamieszania jest tym razem kamieniarz, który, ryjąc napis, nucił zapewne popularną w tamtych czasach melodię: "A to komar z dębu spadł/ złamał sobie w krzyżu gnat". I tak, w pierwszym wersie zamiast słowa "konar", napisał "komar".

Jak ten komar z drzewa
Wietrzykiem złamany
Tak się tu dostał
Franuś mój kochany.
Wesoły cmentarz

Jest jednak na świecie jeden, jedyny cmentarz, który z założenia, programowo, a nawet w nazwie jest wesoły. Znajduje się on we wsi Sapinta w Rumunii, w obwodzie Marmarosz. Twórcą wesołego cmentarza był miejscowy grabarz - kamieniarz Ion Stan Patras. Wpadł on kiedyś na pomysł, żeby przełamać zasadę, że na cmentarzu jest miejsce tylko na kir, łzy i wzruszenia. Zaproponował, by malować krzyże w pstre kolory, tak samo nagrobki, na nich umieszczać rubaszne malowidła i wesołe rymowanki. Wieś zaakceptowała pomysł i dziś do Sapinty zjeżdżają się gapie z całego świata. Rysunki na płytach z tarcicy przedstawiają zmarłych z ich ziemskimi przywarami: chłopów w szynku z kuflami lub z dziewkami w zamtuzach, kobiety przy plotkach... Grób dziecka utopionego w rzece zdobi aniołek w majtkach. Na grobie niefortunnego pasterza z Blezmeau, zabitego przez Węgrów, możemy przeczytać:

Tu leżę ja, Saulic Ion,
W wiecznym spokoju? Ależ skąd!
Na żyznych polach Blezmeau
Byłem pasterzem, jakoś szło.
Lecz gdy przyszły Madziary,
Jeden mnie sieknął w bary,
Drugi poprawił z gnata.
Dziś leżę i wszystko mi lata!

Na innej mogile widzimy rysunki przedstawiające makabryczny wypadek na polnej drodze. Niebieski krzyż, czerwona płyta, zielona trawa i takie epitafium:

Gnałem dwa konieprzez żwirówkę
I ki czort mi nadałtę taksówkę?
Ki czort ją zwał na koniec świata?
A teraz patrzcie, jaka strata:
Padły dwa konie, szoferw strachu,
Jak widać ja poszłemdo piachu,
A ile w domu "ochów" i "achów"!

Epitafia pisane były bez zbytnich ceregieli, prostą, chłopską mową, co starałem się oddać w moich szybkich tłumaczeniach. Sam Patras - pomysłodawca cmentarza - zmarł 26 lat temu, kazał sobie wymalować dość karykaturalną podobiznę z kuflem w ręku i opatrzył ją takim napisem:

Chyba niczego złego w życiunie zrobiłem
Malowałem, kochałemno i trochę piłem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny