Co mi odbiło, że ponarabiałam takich długów? Nie mam z czego ich teraz spłacić. Tyle pieniędzy... Co ja zrobię? Przecież nie mam z czego żyć - łapie się za głowę pani Zofia.
Ma 54 lata. Ośmioro dzieci. Pracuje jako sprzątaczka w szkole. Zarobki: 870 złotych na rękę. Miesięczna rata kredytu: 2000 złotych. Na pomoc męża nie może liczyć.
We wtorek białostocki sąd rejonowy rozpatrzył jej wniosek o ogłoszenie upadłości konsumenckiej. Pani Zofia złożyła go w maju, jako jedna z pierwszych w Białymstoku. Bo od końca marca, raz na dziesięć lat, bankrutować mogą nie tylko firmy, ale też "zwykli" ludzie, którzy nie prowadzą żadnej działalności gospodarczej.
Sąd jednak oddalił wniosek pani Zofii. - Sytuacja jej jest niewątpliwie trudna, jednak nie spełnia podstaw do ogłoszenia upadłości. Bo niewypłacalność dłużniczki nie wynika z żadnej wyjątkowej, niezależnej od niej sytuacji. Od daty zaciągnięcia pierwszego kredytu nie uległa zmianie - uzasadniał postanowienie sędzia Maciej Głos.
Kredyt gonił kredyt
Wszystko zaczęło się w kwietniu 2007 roku. Wtedy pani Zofia zaciągnęła pierwszy kredyt. - Na początku jeszcze jakoś mi szło to spłacanie. Dopiero potem zaczęły się problemy - wspomina.
Przyszły kolejne zadłużenia, następne kredyty. - Szłam ulicą, rozdawali ulotki o szybkim kredycie. Nie myślałam wtedy. Po prostu wchodziłam do banku i zaciągałam kolejny kredyt - rozkłada ręce. Raty do spłaty szybko zaczęły rosnąć. Teraz to właśnie 2 tysiące złotych miesięcznie. Pani Zofia nie ma tyle pieniędzy.
- Na co przeznaczała pani pieniądze z kolejnych kredytów? - dopytuję.
- Nie wiem... - odpowiada nieśmiało. - Pierwszego nie pamiętam. Potem trzeba było zrobić remont w domu. A to syn miał wesele. A potem brałam kolejny kredyt, by spłacić ten poprzedni. I tak w kółko.
W styczniu przestała płacić. Ale po dwóch miesiącach znów diabeł skusił panią Zofię i zaciągnęła kolejną pożyczkę.
Za syndyka płaci bankrut
Historia pana Krzysztofa, innego dłużnika, jest podobna. Ma dwa kredyty do spłacenia, alimenty. Przestał płacić rok temu. Jak bardzo jest zadłużony? Mężczyzna nawet nie wie.
- Mam 40 lat. Wyjechałem za granicę do pracy. Tam na pewno bym zarobił i spłacił te długi. Ale zacząłem mieć problemy z kręgosłupem i musiałem wracać - opowiada. Teraz pracuje w zieleni miejskiej. Na razie na okres próbny. Zarabia 1000 złotych. Komornik na alimenty zabiera 600 złotych.
- Nieraz już takie myśli chodziły mi po głowie... - wzdycha pan Krzysztof.
Wczoraj sąd też nie uznał jego wniosku o upadłość. Okazało się, że i on, i pani Zofia są zbyt biedni, żeby zbankrutować. Nie mają mieszkań, samochodów, cennej biżuterii. - Dłużnicy nie mają majątku zdolnego pokryć koszty syndyka - podkreślał sędzia.
Bo to, że ktoś sprzeda i podzieli między wierzycieli czyjś majątek, też kosztuje. Syndykowi trzeba zapłacić kilka tysięcy złotych. I z pokryciem tych kosztów musi liczyć się osoba, która chce zbankrutować.
Imiona dłużników zmieniliśmy
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?