Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chcą im stworzyć rodzinny dom, niestety nie zawsze się to udaje

Magdalena Kuźmiuk [email protected]
- Niektórymi dziećmi żądzą już tak destrukcyjne siły, że nie potrafią one wejść do rodziny - uzupełnia Elżbieta Czerkacz, która przez ponad 10 lat prowadziła z mężem w Białymstoku rodzinny dom dziecka.
- Niektórymi dziećmi żądzą już tak destrukcyjne siły, że nie potrafią one wejść do rodziny - uzupełnia Elżbieta Czerkacz, która przez ponad 10 lat prowadziła z mężem w Białymstoku rodzinny dom dziecka. sxc.hu
Kradną, biorą narkotyki, prostytuują się po galeriach. Coraz częściej rodzice zastępczy nie potrafią poradzić sobie z dorastającymi dziećmi. Trudna młodzież wraca do placówek.

Justyna trafiła do rodziny zastępczej jak miała sześć lat. Problemy zaczęły się, kiedy zaczęła dojrzewać. Coraz częściej dochodziło do konfliktów z opiekunami. Dziewczyna stała się agresywna. Kolejne problemy pojawiły się, gdy Justyna zaczęła odkrywać swoją seksualność. Przez internet zaczęła poznawać dużo od niej strasznych mężczyzn. Jeden wywiózł nastolatkę na drugi kraniec Polski. Matka zastępcza musiała po nią jechać.

To wydarzenie przeciążyło szalę. Kobieta spakowała torby i odstawiła Justynę pod drzwi pogotowia opiekuńczego przy Orlej w Białymstoku. Stwierdziła, że nie daje sobie z nią już rady i nie ma na to czasu.

- Porzuciła córkę po dziesięciu latach! - nie może uwierzyć Marek Iwanowicz, dyrektor Pogotowia Opiekuńczego w Białymstoku.

Do pogotowia oddany został też 10-letni Wiktor. Przez kilka miesięcy rodziną zastępczą dla niego była babcia. Bo zawsze jest lepiej, jak dziecko pozostaje w rodzinie biologicznej. Babcię jednak przerosło wychowywanie dorastającego chłopca. Była też poważnie chora, co praktycznie uniemożliwiało opiekę nad wnukiem.

- Doszło do tego, że chłopiec zaczął ganiać wszystkich po domu z tasakiem - tę historię znają pracownicy Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Białymstoku, opiekujący się rodzinami zastępczymi.

Żądzą nimi destrukcyjne siły

Historie Wiktora i Justyny to tylko dwa ostatnie przypadki, gdzie dzieci z rodzin zastępczych wróciły do placówek opiekuńczych. Takich dramatycznych powrotów w ciągu tego roku było pięć.

- Z problemem powrotów dzieci zmagamy się już od 2009 roku. Wtedy zauważyliśmy, że to się nasiliło. Od tamtego momentu naliczyliśmy na pewno ponad 60 porzuconych dzieci - przyznaje dyrektor Pogotowia Opiekuńczego w Białymstoku Marek Iwanowicz, który od wielu lat pracuje z trudną młodzieżą.

Niepokojące statystyki są też znane pracownikom MOPR.

- Ten problem był, jest i będzie - mówi wprost Joanna Jarzębińska-Szczebiot, kierowniczka zespołu ds. pieczy zastępczej MOPR w Białymstoku. - To jest bardzo trudne zadanie. Rodziny zastępcze - nawet te, które są dobrze i bardzo dobrze przygotowane do swojej roli - są tylko ludźmi. W pewnym momencie - jeżeli nie starają się na bieżąco zmierzyć z problemem - mogą dojść do punktu, kiedy już nie mają siły.

Do rodzin zastępczych trafiają najczęściej małe dzieci. Przez pierwsze lata wszystko jest dobrze. Problemy pojawiają się w okresie dojrzewania, w gimnazjum.

- Wówczas nasila się u nich więcej sprzeczności, niż u nastolatków z normalnych domów. Dzieci stają się bardziej roszczeniowe, bardzo wpływowe, zaczyna interesować je alkohol, narkotyki, prostytucja, szukają sponsorów po galeriach. Takim zachowaniem przerażają zastępczych rodziców - przyznaje Marek Iwanowicz.

Do głosu dochodzą w nich uczucia straty, porzucenia, poczucie winy, zaburzone poczucie bezpieczeństwa, także swoisty konflikt lojalności - rodzice zastępczy kontra rodzice biologiczni. Z jednej strony dzieci potrzebują i szukają bliskości, a z drugiej - nie potrafią utrzymać bliskich relacji.

- Niektórymi dziećmi żądzą już tak destrukcyjne siły, że nie potrafią one wejść do rodziny - uzupełnia Elżbieta Czerkacz, która przez ponad 10 lat prowadziła z mężem w Białymstoku rodzinny dom dziecka.

Trzeba stawiać twarde granice

Elżbieta Czerkacz dziś pracuje w MOPR. Bardzo przeżywa każdą historię powrotu dziecka z rodziny zastępczej do placówki. Jest jednak w stanie zrozumieć rodziców, którzy oddają dzieci. To szalenie trudna decyzja. Sama była w takiej sytuacji.

Wzięli do domu Marcina. Elżbietę wzruszyła jego historia. Nikt go już nie chciał. Potem przez pięć lat zmagali się z chłopakiem, z jego uzależnieniem. - Brał narkotyki, dopalacze. Nie można było tego opanować. Leczenie się nie udawało. Marcin uciekał, nie poddawał się terapii - opowiada.

Pewnego razu, kiedy rodziców nie było w domu, Marcin sprowadził kolegów. Próbowali okraść mieszkanie Czerkaczów.

- Uprzedzaliśmy go, że jeżeli jeszcze raz coś takiego się zdarzy, to nie będzie mógł przestąpić progu naszego domu. Policja przywiozła go po kolejnej ucieczce i niestety, ale trzeba było postawić granice, które były też przykładem dla pozostałych dzieci. Pogotowie opiekuńcze go przyjęło. To był cios dla mnie, dla mojego męża - nawet dziś mówienie o Marcinie sprawia Elżbiecie trudność.

By pomóc innej wychowance, uzależnionej od leków, przez trzy lata Elżbieta chodziła na grupę wsparcia dla matek. - Dzieciom zmagającym się z uzależnieniem trzeba stawiać twarde granice. Czasem trzeba oddać, nie przyjąć, wystawić torbę. To są kroki tak trudne, ale matki muszą być na to przygotowane - przyznaje Elżbieta.

Ona swojej podopiecznej Izabeli wystawiła torbę za próg. - Zamknęłam drzwi, bardzo ryzykowałam, ale walczyłam o jej życie. Powiedziałam, żeby zdecydowała, czego chce: "Przyjedziesz do nas dopiero wtedy, kiedy powiesz, że decydujesz się być u nas na zasadach, jakie my ci stawiamy". Trzy dni nie wiem, gdzie chodziła. Nie spałam po nocach. Przyszła w końcu i powiedziała: "Wybieram was" - opowiada Elżbieta.

Czy szkolenia są wystarczające?

Co ma robić rodzina zastępcza, gdy czuje się bezradna? - Szukać pomocy psychologów, pedagogów, asystentów rodzin - mówi Joanna Jarzębińska-Szczebiot z MOPR. - Jako zespół do spraw pieczy zastępczej jesteśmy miejscem, gdzie rodziny w pierwszej kolejności mogą się zwrócić. Ale nie wszyscy chcą, mimo naszych sugestii.

Szkolenia dla rodzin zastępczych organizowane są dwa razy w roku. - Szkolimy rodziny zastępcze niezawodowe, którymi może być dalsza rodzina dziecka, osoby niespokrewnione z nim. Spokrewnione rodziny zastępcze - dziadkowie, starsze rodzeństwo - nie mają obowiązku szkolenia, choć je zachęcamy - mówi Jarzębińska-Szczebiot.

Szkolenie rodzin trwa minimum 60 godzin, potem jest dziesięciogodzinna praktyka w placówce opiekuńczo-wychowawczej albo w rodzinie zastępczej zawodowej.

Marek Iwanowicz, dyrektor pogotowia opiekuńczego uważa jednak, że problem oddawanych dzieci może właśnie wynikać z niewystarczającego szkolenia kandydatów na rodziców zastępczych. - Ważne jest, żeby szkolenia obejmowały wszystkie etapy w rozwoju dziecka, a nie tylko kiedy jest ono małe. Bo dzieci dojrzewają i bardzo się zmieniają. Wchodzą w wiek gimnazjalny, zaczynają sprawiać coraz więcej problemów. Rodzice się boją i nie potrafią ich okiełznać - określa Iwanowicz.

Imiona dzieci zmieniliśmy

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny