Atutem Sinead Jack jest zagrywka, którą zdążyła już zaprezentować na polskich parkietach
(fot. Fot. Wojciech Wojtkielewicz)
Niewielkie państwo w Ameryce Środkowej, Trynidad i Tobago obecnie ogarnia szaleństwo karnawałowej zabawy. Co roku uczestniczyły w niej także 17-letnie Sinead i Channon. Teraz jednak zamieniły malowniczo położone, słoneczne tereny na zimne i nieprzyjazne o tej porze roku Podlasie.
- Takich mrozów jak te, które są tutaj jeszcze nigdy nie doświadczyłam. Przed przyjazdem do Polski wiedziałam, że może być zimno i byłam na to przygotowana - mówi Channon Thompson.
W Trynidadzie i Tobago średnia temperatura powietrza wynosi około 25 stopni Celsjusza. Państwo położone jest w gorącym klimacie równikowym i składa się z dwóch wysp na Karaibach, zamieszkanych przez niewiele ponad milion ludzi.
To tłumaczy szok, jaki przeżyły obie siatkarki, widząc po raz pierwszy w życiu padający z nieba śnieg. Zgodnie jednak przyznają, że widok był niepowtarzalny i były mocno podekscytowane.
- Wcześniej widzieliśmy podobne rzeczy jedynie w telewizji. W naszym kraju praktycznie nie ma zimy i ciągle jest upalnie. Więc kiedy wrócimy do siebie, to za tym chłodem tęsknić raczej nie będziemy - uśmiecha się Sinead Jack.
Obie Trynidadki po trzech miesiącach pobytu w Białymstoku nie znają jeszcze za dobrze miasta. W codziennym życiu pomagają im przede wszystkim Arkadiusz Leszczyński i Joanna Zapolska, prowadzący białostocką siłownię Maniac Gym.
Channon Thompson ma wielki potencjał w ataku i dobrze czuje się w grze na siatce
(fot. Fot. Wojciech Wojtkielewicz)
- Są naszymi przewodnikami i bez nich byłoby nam tutaj bardzo ciężko - przyznaje Channon. - Mieszkamy z nimi. Traktują nas jak rodzinę - dodaje Sinead.
Właśnie brak najbliższych najbardziej doskwiera młodym zawodniczkom. Na początku w adaptacji pomagała im Elizabeth Thompson, mama Channon, ale po kilku tygodniach musiała wrócić do ojczyzny.
- Ale niemal bez przerwy jestem z nią w kontakcie za pośrednictwem internetu. Praktycznie każdą wolną chwilę spędzam na Skype - przyznaje Channon.
Wyjazd do Polski jest pierwszą poważną próbą w życiu młodych zawodniczek. Obie mają nadzieję na wielką siatkarską karierę, którą próbują zrobić. Trynidad i Tobago nie ma wielkich siatkarskich tradycji, jakimi mogą pochwalić się chociażby położone nieopodal Portoryko, czy Dominikana. Dlatego zdecydowały się na wyjazd z kraju.
- O tym, że trafiłyśmy do Polski zadecydował w sumie przypadek. Moim bliskim znajomym jest reprezentant Trynidadu i Tobago w siatkówce - Sean Morrison. To właśnie jego agent poszukiwał dwóch zawodniczek do gry w Europie. Zgodziłam się bez wahania i na razie nie żałuję - twierdzi Sinead.
Obie zawodniczki na razie nie odgrywają wielkich ról w białostockim zespole i są raczej traktowane jako inwestycja w przyszłość. Mają jednak świetne warunki fizyczne i jeśli ich sportowy rozwój będzie przebiegać prawidłowo, to niewykluczone, że z czasem będą dostawać więcej szans na grę. Na razie włodarze AZS starają się zadbać również o edukację 17-latek, które ukończyły średnią szkołę w San Fernando. Od lutego mają zacząć studia w Wyższej Szkole Finansów i Zarządzania w Białymstoku.
- Wówczas chyba zupełnie nie będziemy miały wolnego czasu. Już teraz zresztą nie mamy za bardzo kiedy się nudzić, bo codzienne zajęcia wypełniają nam głównie treningi z zespołem - przyznaje Channon.
Jedyną rozrywką młodych Trynidadek są jak dotychczas wizyty w centrach handlowych. Do ulubionych należą galerie Alfa i Biała.
- Ale byłyśmy nawet już raz w kinie, więc z tą rozrywką nie jest tak źle - żartuje Sinead.
Jak w wielu podobnych przypadkach sporym problemem zawodniczek jest bariera językowa, która utrudnia codzienne funkcjonowanie. O ile w zespole nie ma z tym większych problemów, bo w składzie białostockiego AZS wiele siatkarek rozmawia po angielsku, to kłopot z komunikacją występuje poza boiskiem. Zawodniczki uczą się jednak intensywnie polskiego i wkrótce zamierzają zacząć porozumiewać się także i w naszym języku.
- Na razie poza pojedynczymi słowami takimi jak na przykład "dzień dobry", "dziękuję" "do widzenia", czy "pomóż mi" wiele nie powiemy. Ale krok po kroku i osiągniemy cel - zapewnia Channon.
Zapewne wtedy powiększy się także grono znajomych i przyjaciół, które na razie jest dość wąskie. Pozwoliłoby to młodym dziewczynom z Trynidadu poczuć się dużo pewniej i bezpieczniej w obcym, jak na razie mieście.
- W naszym otoczeniu nie brakuje życzliwych ludzi i często spotykamy się z dowodami sympatii. Sporo znajomości zawarliśmy w siłowni, wśród klientów Arka i Asi. Na przykład bardzo polubiłyśmy się z Patrycją, która jest w naszym wieku i mamy z nią wiele wspólnych tematów - zauważa Sinead.
Przełamały się opłatkiem
Siatkarki starają się nie myśleć o dystansie tysięcy kilometrów, jaki dzieli ich kraj od Polski. Co prawda, tęsknotę za ojczystym krajem spotęgowały niedawne święta, które dziewczyny po raz pierwszy w życiu spędziły z dala od domu. W dodatku w zupełnie innej kulturze i klimacie niż rodzimy.
- Ale ma to swoje dobre strony, bo nigdy wcześniej nie przełamywałyśmy się opłatkiem podczas wigilii. To bardzo miły zwyczaj, którego wcześniej nie znałyśmy - zauważa Channon.
Brakuje hucznego karnawału
Zawodniczki są nieco zawiedzione, że w Polsce karnawał nie ma zabarwienia tak silnego, jak w Trynidadzie i Tobago. To jedno z najsłynniejszych wydarzeń, z jakich podobno znany jest ten kraj.
- U nas przygotowania do karnawału trwają praktycznie już w grudniu. Ludzie przez cały ten okres tańczą na ulicach, przebrani w piękne stroje. Szkoda, że nas tam teraz nie ma - mówi ze smutkiem Sinead.
W Białymstoku jest za to coś, czego nie ma w egzotycznej ojczyźnie siatkarek. Chodzi o jedzenie z restauracji McDonalds, za którym obie przepadają, choć zdają sobie sprawę, że dieta sportowca powinna wyglądać inaczej. Zarzekają się zresztą, że zbyt często tam nie zaglądają.
- W naszym kraju ta sieć została zamknięta już dawno temu. Może dlatego nam to jedzenie tak smakuje - wyjaśniają.
Polska kuchnia nie robi z kolei wielkiego wrażenia na Trynidadkach. - Owszem, nawet lubię różne zupy, ale i tak nic nie przebije naszego specjału - ciasta o nazwie Macaroni pie - śmieje się Channon. - To dość prosta receptura - jajka, makaron i ser - wszystko zapieczone w piekarniku. - Na pewno jak wrócę na wakacje do domu, to mama mi to przygotuje. Nie mogę się już doczekać.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?