Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Centrum Mediacji i Arbitrażu w Białymstoku. Spory w biznesie - bez udziału sądu powszechnego

Maryla Pawlak-Żalikowska [email protected]
Witold Karczewski i Wojciech Kruk chcą, by przedsiębiorcy mieli krótszą drogę do rozstrzygania sporów
Witold Karczewski i Wojciech Kruk chcą, by przedsiębiorcy mieli krótszą drogę do rozstrzygania sporów Anatol Chomicz
W Niemczech sądy arbitrażowe znane są od 150 lat. To więc żadna nowość, tylko zbliżenie się do cywilizacji - mówi Wojciech Kruk z Poznania. To z jego doświadczeń korzystał Witold Karczewski, zakładając w Białymstoku Centrum Mediacji i Arbitrażu.

Dlaczego akurat teraz zakładacie Centrum? Tak dużo jest sporów między przedsiębiorcami, czy tak mała stała się wydolność naszych sądów powszechnych?

Witold Karczewski, prezes Izby Przemysłowo-Handlowej w Białymstoku i firmy Contractus: - Akurat na Podlasiu czas oczekiwania na rozprawy, mniej niż rok, jest jednym z najkrótszych w Polsce. Ale porównując rok do roku, liczba spraw wzrosła o 48 procent!

Kryzys?

- Z pewnością. I na te okoliczności nałożył się pomysł ministerstwa gospodarki, żeby wesprzeć finansowo inicjatywy dotyczące arbitrażu sądowego. W rezultacie ogłoszonego przez resort konkursu powstanie sześć Centrów Arbitrażu i Mediacji w Polsce. Między innymi nam, co uważam za wielki sukces, udało się zmieścić w tym gronie. O podpisanie się pod Paktem w tej sprawie poprosiliśmy wszystkie organizacje przedsiębiorców w regionie, organizacje adwokackie, radcowskie, komornicze, notarialne, Uniwersytet w Białymstoku, samorządy regionu i największych miast. Bo chcemy rozwiązywać w tym systemie nie tylko spory między przedsiębiorcami, ale także z samorządami czy konsumentami. I muszę przyznać, że wszyscy podeszli do tego tematu z wielkim zaangażowaniem i entuzjazmem.

Kiedy Centrum ma ruszyć?

- Ministerstwo gospodarki zapewnia nam fundusze na rozpropagowanie tego pomysłu, na etaty dla pracowników, na mediatorów, szkolenie przedsiębiorców, tworzenie okienek podawczych w powiatach. W tym ostatnim przypadku naszym sojusznikiem jest Izba Rolnicza, która ma swoje okienka w całym regionie. Uruchomimy Centrum pod koniec października. Pieniądze unijne mamy do końca 2015 roku, ale dążymy do tego, żeby ten projekt wydłużyć. Szansa jest spora, bo mówi się, że Unia będzie kładła coraz większy nacisk na taki tryb rozwiązywania sporów w gospodarce.

A naszym celem jest zbudowanie Sądu Arbitrażowego przy Izbie Przemysłowo-Handlowej w Białymstoku.

Mediacjami i polubownym rozwiązywaniem sporów nie są chyba jednak zainteresowani wszyscy przedsiębiorcy. Części może zależeć na przeciąganiu sporu, np. tym, od których chce się wyegzekwować zaległe płatności?

- Fakt, są sytuacje, że przedsiębiorca z góry zakłada, że się nie rozliczy. Proces trwa, po latach płaci się 90 procent należności. To taki bardzo tani sposób zaciągnięcia kredytu cudzym kosztem. I gdybyśmy założyli, że wszyscy są nieuczciwi, to faktycznie nie należałoby powoływać do życia sądów arbitrażowych. Ale tak nie jest.
Arbitraż i mediacja funkcjonują w biznesie na całym świecie. Dlatego ministerstwo ma wspomniane przez mnie pieniądze - to fundusze europejskie - bo UE jest zainteresowana takimi rozwiązaniami. W Niemczech taki system działa przy izbach gospodarczych od 150 lat. Podobnie we Włoszech. Pozwala skrócić czas oczekiwania na rozstrzygnięcie sporu i obniża cenę procesu. My nie mamy takiej tradycji. Trzeba się wszystkiego nauczyć i udowodnić przedsiębiorcom, że to będą profesjonalne działania.

Najbardziej zainteresowane będą pewnie małe i średnie firmy. Wielkim łatwiej wydawać wysokie kwoty na procesy w sądach powszechnych.

- I w powszechnych, i w sądach arbitrażowych, które już przecież działają przy Krajowej Izbie Gospodarczej czy przy Konfederacji Lewiatan, gdzie rozstrzygają spory ludzie, których usługi dużo kosztują. My mamy nadzieję, że tu, lokalnie zbudujemy instytucję z dobrymi fachowcami, prezesami, mediatorami, którzy będą bardziej przystępni.

Pan bardzo zabiegał w ministerstwie o wsparcie dla rozwiązań dotyczących arbitrażu i mediacji w biznesie. Dlaczego?

Wojciech Kruk, prezydent Wielkopolskiej Izby Gospodarczej, twórca jubilerskiego imperium w Polsce: - Przede wszystkim muszę powiedzieć, że to, że podlaska izba idzie z nami ramię w ramię to wielka frajda i skutek wieloletniej serdecznej przyjaźni z waszym prezesem. A skąd to zaangażowanie? Wynika trochę z rodzinnej tradycji. Tata już przed wojną był radcą w Wielkopolskiej Izbie Handlowej. I ja od początku czułem potrzebę pracy społecznej. Widzę potrzebę uregulowań, które rozwiązują generalnie pewien problem w kraju, a nie tylko kłopot jednej czy kilku firm. Analizując cechy ruchu samorządowego w innych krajach np. w Niemczech, uzmysłowiłem sobie, że my de facto nie mamy samorządu gospodarczego. Jest on kompletnie rozdrobniony. Każda taka organizacja - ja, pan Witold - reprezentuje wyłącznie swoich członków, a nie przedsiębiorców jako całość.

W Niemczech, gdy ktoś jest prezesem izby, reprezentuje wszystkich przedsiębiorców z tego okręgu. I wtedy taka organizacja jest silna i pełni pewne zadania w imieniu państwa, np. prowadzi sądy arbitrażowe czy szkolnictwo zawodowe. I te wzorce postanowiłem przełożyć na Polskę.

Rozumiem, że połączenie różnych organizacji biznesowych to zadanie karkołomne, nawet w jednym mieście. Łatwiej pewnie stworzyć coś, czego jeszcze nie było, czyli sąd arbitrażowy.

- W Niemczech takie sądy mogą mieć tylko izby i jest to uporządkowany system, tam działający skutecznie od 150 lat. Pięć lat temu w Wielkopolsce udało mi się do tej koncepcji przekonać kolegów z innych organizacji. A od dwóch lat chodziłem za ministrem gospodarki, żeby ten system rozszerzyć w Polsce. I tak urodził się pomysł na Centra Arbitrażu i Mediacji.

Wasza praktyka potwierdza, że te instytucje są bardziej przyjazne niż sądy powszechne?

- Nasz sąd ma dziesiątki spraw. Kosztują mniej niż w sądzie państwowym, a sprawa rozgrywa się błyskawicznie - w ciągu miesiąca, a bywa, że dwóch tygodni. I w dodatku postępowanie jest poufne i nikt, włącznie z mediami, nie ma do tego dostępu. Jak się z kimś kłócę, to przecież nie chcę o tym czytać w gazetach. Poza tym, dziś przedsiębiorca z Supraśla ma sąd arbitrażowy daleko, np. w Warszawie, gdzie sprawy dotyczące grubych milionów rozstrzyga czołówka polskiej palestry. A my chcemy rozstrzygać spory małych i średnich firm, blisko ich siedzib.

Nie mogę nie zapytać, jak pan ocenia możliwości rozwoju Polski wschodniej. Wierzy pan, że można was dogonić?

- Oczywiście. Ale trzeba na to czasu i pogodzenia się z pewnymi faktami. A Polacy to dziwny naród - nie chcemy znać prawdy. Przyjmiemy największą głupotę, byle nam nikt nie powiedział: Sorry, zima jest, taki klimat, że pada śnieg. Na to się obrażamy. Albo wtedy, gdy ktoś nam powie: trzeba się ubezpieczyć. Mi się to nie mieści w głowie! Gdy odrzucimy takie myślenie, to musimy sobie zdać sprawę, że wszystko ma swoje miejsce i czas. Również gdy mówimy o rozwoju gospodarczym i inwestycjach. I dlatego jeżeli trzy miesiące temu Volkswagen szukał w Polsce miejsca na lokalizację fabryki, to żaden odpowiedzialny rząd nie mógł mu tego zaproponować w Białymstoku. Bo wtedy Volkswagen poszedłby na Słowację. Bo szuka miejsca konkurencyjnego. A Białystok jeszcze nie jest. Ale przyjdzie czas, gdy będzie.

Czytaj e-wydanie »Lokalny portal przedsiębiorców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny