Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Być lesbijką. "Jest moją pierwszą kobietą i ostatnią!"

Katarzyna Szczyrek
– Cały świat zawirował. W twarzach ludzi, którzy przechodzili koło mnie na ulicy, widziałam jej twarz. To ona sprawiła, że zaakceptowałam samą siebie.
– Cały świat zawirował. W twarzach ludzi, którzy przechodzili koło mnie na ulicy, widziałam jej twarz. To ona sprawiła, że zaakceptowałam samą siebie. Fot. Krzysztof Kapica
Zakochały się w sobie na zabój. - O naszej miłości wie tylko najbliższa rodzina i wąskie grono przyjaciół - mówią Anna i Aleksandra.

Nasza miłość to nie jest kaprys. Kochamy się tak samo, jak pary hetero i chcemy spędzić ze sobą całe życie. Niestety, polskie prawo nie jest dla nas łaskawe - mówi Anna.

Poznały się sześć lat temu na imprezie w Rzeszowie. W związku są od pięciu lat.

- Spotkałam osobę, z którą chcę się zestarzeć - podkreśla 28-letnia Ola. - Nie chcę wyjeżdżać za granicę, by tam dostać dokument, że zawarłam związek partnerski. Po powrocie do Polski, w świetle naszych przepisów, znów byłybyśmy dla siebie nikim.

Zwykłe dziewczyny

Anna ma 31 lat. Wysoka brunetka, krótko ścięte włosy, obcisłe spodnie i biała, luźna koszula. Ola jest jej przeciwieństwem. Blondynka o niebieskich oczach i sięgających do ramion kręconych włosach. Subtelne rysy twarzy. Nikt nie powiedziałby o nich, że są lesbijkami. Kiedy idą ulicą, nie przytulają się, nie całują
.
- Bo i po co? Wiem, jak reaguje na nas społeczeństwo. Nie ma sensu dodatkowo rozdrażniać ludzi - tłumaczy Anna. - Właściwie takie publiczne manifestowanie czułości nie jest nam do niczego potrzebne. Wystarczy mi, kiedy Olka jest przy mnie. Jeżeli chcę się do niej przytulić, mogę to zrobić w domu.

Nikt nie musi wiedzieć

Kobiety podkreślają, że nie są uczuciowymi ekshibicjonistkami. - Nie potrzebujemy ogłaszać całemu światu, że jesteśmy innej orientacji seksualnej - mówią. - O nas wie tylko najbliższa rodzina i wąskie grono przyjaciół.

A wcale nie było im łatwo zrozumieć siebie. Ola pamięta, jak kiedyś w podstawówce spodobała jej się koleżanka z klasy. - Nie rozumiałam tego. Strasznie chciałam spędzać z nią czas, a okropnie się jej wstydziłam.

Potem nadszedł okres buntu. Czas odpychania od siebie niepokornych myśli. - Próbowałam zmienić się na siłę. Umysł zwyciężył i zaakceptowałam samą siebie.
Podobnie było z Anną, ale ona o swojej odmiennej orientacji dowiedziała się dużo później.

- Byłam w kilku związkach z mężczyznami, jednak nie były dla mnie satysfakcjonujące. Jakoś nic nie czułam. Żadnej więzi.

Wtedy pojawiła się Ola.

- Cały świat zawirował. W twarzach ludzi, którzy przechodzili koło mnie na ulicy, widziałam jej twarz. To ona sprawiła, że zaakceptowałam samą siebie. Jest moją pierwszą kobietą i ostatnią!

Moja połówka pomarańczy

Postanowiły być razem.

- Nawet się nad tym nie zastanawiałyśmy. Tak jakoś po prostu wyszło. Olka zapytała mnie, czy potrzebuję jakiś deklaracji. Słowa były zbędne. Wiedziałam, że to moja połówka pomarańczy. I że to, co się między nami dzieje, daje mi poczucie bezpieczeństwa i szczęście.

- Tak, jesteś moim szczęściem - Anna czule patrzy w oczy Olki. - Jesteś moim szczęściem...

Kim pani jest dla pacjentki?

Rok temu Ola miała poważny wypadek samochodowy. Ledwo uszła z życiem. W szpitalu spędziła samotnie dwa miesiące.

- Właściwie nie mam rodziny - wyznaje. - Matka alkoholiczka, nigdy się mną nie zajmowała. Ojca nie znam. Wychowywała mnie babcia, ale trzy lata temu zmarła i zostałam sama.

- Gdy dowiedziałam się o wypadku, natychmiast pojechałam do szpitala - opowiada Anka. - Odprawili mnie z kwitkiem.

"Kim jest pani dla pacjentki, bo informacji o stanie zdrowia udzielamy tylko osobom z rodziny" - suchym tonem oświadczyła pielęgniarka i odwróciła się na pięcie. A ja zostałam i rozpłakałam się jak dziecko.

Nie mogła Oli ani odwiedzać, ani dowiedzieć się nawet, jak się czuje.

- Nie pamiętam, ile nocy nie przespałam, martwiąc się o moją dziewczynę. Czułam się taka bezradna.

Zakup wspólnego mieszkania? Nie ma szans.

Mieszkają razem w maleńkim wynajmowanym mieszkaniu.

- Właściwie trudno to nazwać mieszkaniem - podkreśla Anna. - To taka klitka. Jeden pokój, maleńka ciemna kuchnia i łazienka, do której, gdy wchodzą dwie osoby, jest już tłok.

Chciałyby kupić swoje własne M4.

- Niestety, nie mamy na to szans. Najzwyczajniej nas na to nie stać. Gdybyśmy były w związku partnerskim, mogłybyśmy wziąć kredyt mieszkaniowy. No, ale... - zawiesza głos Ola.

Żebyś po mnie odziedziczyła

Kolejną kwestią nie do przebrnięcia jest problem spadku.

- Gdyby coś mi się stało, chciałabym, żeby cały mój majątek odziedziczyła po mnie Ola. Wypadki chodzą po ludziach, a normalne dla mnie jest to, że chciałabym ją zabezpieczyć finansowo - mówi Ania.

Jej partnerka jest tego samego zdania. - Nie mam nikogo bliższego. Chcę, żebyśmy stały się w końcu normalną rodziną.

Nie chcemy ślubu, chcemy związku partnerskiego

W polskim prawie małżeństwo jest związkiem dwóch osób płci przeciwnej.

- Nie chcemy się żenić, bo to nie o to chodzi. Nie chcemy uroczystej ceremonii w kościele, białych sukienek. Chcemy po prostu związać się prawnie, żeby mieć choć część przywilejów przysługujących zalegalizowanym parom hetero - tłumaczy Anna.

W wielu krajach związkom partnerskim przysługuje większość uprawnień typowych małżeństw. Za wyjątkiem prawa do adopcji dzieci.

- Ale o takie prawo wcale się nie dopominamy - podkreślają dziewczyny. - To zupełnie inna kwestia. Chcemy tylko żyć normalnie, jak inne pary. My naprawdę jesteśmy normalnymi ludźmi. I - co najważniejsze - chcemy, żeby ludzie przestali postrzegać nas jak dziwolągi, a zaczęli traktować jak równych sobie.
Imiona bohaterek zostały zmienione

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny