Zdaniem mężczyzny białostoccy mundurowi nadużyli władzy. Złożył na nich skargę do komendanta miejskiego. Sprawą zajęła się także prokuratura i Biuro Spraw Wewnętrznych Policji.
Często w tego typu sprawach jest tak: słowo przeciwko słowu. Tu jest inaczej. Sceny, jakie rozegrały się w wielkanocną niedzielę 21 kwietnia br. na zapleczu sklepu przy ul. Białostoczek w Białymstoku, zostały nagrane przez kamery monitoringu. Dodatkowo, część interwencji 42-latek nagrywał swoim telefonem komórkowym. Obraz analizuje przełożony policjantów i prokuratura.
- Śledztwo prowadzone jest w kierunku przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy policji, zasadności i adekwatności użycia przez nich środków przymusu bezpośredniego w czasie interwencji - tłumaczy Maciej Płoński, szef Prokuratury Rejonowej Białystok-Północ.
Czytaj też: Śmierć Niemca podczas policyjnej interwencji w Kleosinie. Policja czy ludzie? Kto mówi prawdę
Było wtedy po godzinie 17. Marek Karpiuk przysiadł na "rampie". Był z kolegą. Mężczyźni rozmawiają, bawią się telefonem, oglądają filmiki. W pewnym momencie na tyły sklepu podjeżdża radiowóz. Wysiada z niego dwóch policjantów. Jeden funkcjonariusz podchodzi, przedstawia się. 42-latek wita się z nim i podaje imię i nazwisko. Policjant prosi o pokazanie dowodu osobistego. Gdy mężczyzna wyznaje, że nie ma, słyszy polecenie, aby wyjąć wszystko z kieszeni. Chciał się dowiedzieć, jaka jest podstawa prawna. Nie usłyszał odpowiedzi. Zamiast tego został powalony na ziemię i zakuty w kajdanki. Próbuje podnieść głowę. Wtedy policjant przytrzymuje go naciskając kolanem w okolicy szczęki i szyi. Na nagraniu słychać charczący głos białostoczanina.
- Pytałem wciąż, co ze mną robicie, przecież nic złego nie robiłem?! - relacjonuje pan Marek.
Czytaj także: Śmierć młodego Niemca w Kleosinie. Biegli potwierdzają: zabił go policyjny gaz
Policjanci dowodu osobistego nie znaleźli. Tymczasem na miejsce przyjechał kolejny, tym razem nieoznakowany radiowóz. Wysiadła z niego para "kryminalnych".
- Policjantka powiedziała "to nie ten, jest nam niepotrzebny"
- opowiada Marek Karpiuk.
Po chwili dojechał trzeci wóz policyjny z umundurowanym patrolem. Funkcjonariusze założyli mężczyźnie kask zabezpieczający na głowę (stosowany w szczególnych przypadkach i wobec osób wyjątkowo agresywnych lub autoagresywnych), po czym odwieźli go na izbę wytrzeźwień. Powód? W protokole doprowadzenia wskazano silną woń alkoholu z ust, bełkotliwą mowę, zaburzenia równowagi. Do tego pacjent miał być agresywny, nie stosował się do poleceń i... znajdował się w okolicznościach zagrażających jego życiu i zdrowiu oraz innych osób.
Czy faktycznie? Czy zachowanie policji było adekwatnie do sytuacji? Policja nie chciała na razie odnosić się do sprawy.
- Czynności wyjaśniające wciąż trwają. Termin został przedłużony do 24 czerwca - informuje mł. asp. Katarzyna Zarzecka, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Białymstoku.
Czytaj również: Policjanci winni śmierci Niemca w Kleosinie. Sąd: To przez nich zginął Robin H.
Do sądu trafił za to już wniosek o ukaranie Marka Karpiuka za jego zachowanie 21 kwietnia. Zarzuty dotyczą dwóch wykroczeń: odmowy podania danych i używanie słów wulgarnych w miejscu publicznym.
Zobacz też: Interwencja policji na Barszczańskiej. Paweł Klim nie żyje
Białystok. Interwencja policji na Barszczańskiej. Paweł Klim...
Paweł Szrot ostro o "Zielonej Granicy"."To porównanie jest uprawnione"
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?