- Obaj podejrzani usłyszeli zarzut dotyczący tego, że wspólnie i w porozumieniu, w ramach z góry powziętego zamiaru sprowadzili bezpośrednie niebezpieczeństwo zdarzenia zagrażającego życiu lub zdrowiu wielu osób albo mieniu w wielkich rozmiarach w postaci eksplozji materiałów łatwopalnych - mówi Anna Milewska, wiceszefowa Prokuratury Rejonowej Białystok-Północ.
To tam w czwartek policjanci doprowadzili dwóch podejrzanych – 65-letniego Romana L. i 35-letniego Sylwestra F., w sprawie poniedziałkowej eksplozji prymitywnie skonstruowanej bomby w pasażu handlowym przy ul. Warszawskiej w Białymstoku. Sylwester F. to pracownik pasażu przy ul. Warszawskiej.
Wiadomo, że jeden z nich zlecił zainstalowanie urządzenia wybuchowego, a drugi tę bombę zdetonował. Śledczy - na tym etapie postępowania - nie informują, jaką rolę w tym przestępstwie pełnił każdy z podejrzanych. Na razie nie wiadomo też nic o motywach ich działania.
W czwartek też - po przesłuchaniu obu mężczyzn - prokurator złożył w sądzie wniosek o tymczasowe aresztowanie na okres trzech miesięcy Romana L. i Sylwestra F. W piątek ma zapaść decyzja w tej sprawie.
Bomba przy Warszawskiej wybuchła w pasażu handlowym. Kto ją podłożył? [ZDJĘCIA]
Roman L. to od 1992 roku administrator pasażu handlowego przy ulicy Warszawskiej. Tam, dokładnie w jego biurze, w miniony poniedziałek doszło do wybuchu. Pisaliśmy, że zdetonowany został prymitywnie skonstruowany ładunek wybuchowy. Miał być zbudowany z petard, elektroniki, kabli i butelek z benzyną, które - na szczęście - nie wybuchły.
We wtorek podejrzany dziś administrator opowiadał nam ze szczegółami, jak wygląd moment wybuchu. Mówił, że doszło do niego około godziny 15.30, kiedy on wychodził już do domu.
SPRAWDŹ: Pierwszy Urząd Skarbowy w Białymstoku wezwał policję. Czytelnik: W urzędzie może być bomba
- Nagle za plecami usłyszałem serię wybuchów, zobaczyłem potężne słupy ognia. Zrobiło się czarno od dymu. Myślałem, że to jakieś spięcie, że wybuchło któreś z urządzeń - opowiadał nam.
Jeszcze we wtorek Roman L. był w pracy. Mówił, że w zasadzie nie obawia się, nawet jeśli - jak przyznał - ten wybuch miał go wystraszyć i okaleczyć. W środę również pojawił się w pasażu przy Warszawskiej, ale już w towarzystwie funkcjonariuszy Centralnego Biura Śledczego Policji. I w kajdankach.
- To dla nas szok. Nie możemy uwierzyć, że to on podłożył tę bombę. Naszym zdaniem, to normalny, zrównoważony człowiek. Wszyscy to jesteśmy wstrząśnięci - mówili nam w czwartek właściciele lokali w pasażu przy Warszawskiej.
CZYTAJ TEŻ: Bomba w Białymstoku. Odnaleziono drugi niewybuch (zdjęcia)
Widok Romana L. w kajdankach ich poruszył. Tak samo jak poniedziałkowy wybuch.
- Usłyszeliśmy potężny huk. Myśleliśmy, że może na skrzyżowaniu był jakiś wypadek. Ale nic nie było widać. Dopiero, jak pojawili się policjanci i ogrodzili wejście taśmą, dotarło do nas, że to u nas coś się stało - mówili przedsiębiorcy.
Wszyscy zastanawiali się wtedy, kto i kiedy podłożył w biurze administratora tę prymitywną bombę.
- Nikt w obecności Romka na pewno by tego nie podrzucił. Nie było włamania, ktoś musiał mieć klucze - dywagowali niektórzy.
Nikt wówczas nie przypuszczał, że administrator będzie zamieszany w podłożenie ładunku wybuchowego. On też opowiadał sąsiadom z innych lokali w pasażu o swoich poniedziałkowych przeżyciach.
Przestępstwo zarzucane podejrzanym zagrożone jest karą nawet ośmiu lat pozbawienia wolności.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?