Prawdopodobnie będzie tak, że dopiero gdy ktoś zginie, to wtedy urzędnicy oczywiście się nad sprawą pochylą - denerwuje się Anna Janicka.
Razem z innymi mieszkańcami szeregówek w okolicach ul. Narewskiej i Ukośnej boi się o bezpieczeństwo swoje i swoich dzieci. Tuż obok ich domów, spółdzielnia Rodzina Kolejowa stawia właśnie blok. A mają stanąć jeszcze dwa (postępowanie jest w toku). Mieszkańcy budującego się bloku będą wyjeżdżać z podziemnego parkingu na drogę biegnącą tuż przy szeregówkach.
- W dokumentach oznaczona jest jako droga, lecz w rzeczywistości jest ciągiem pieszo-jezdnym pozbawionym chodnika. Wszyscy chodzimy środkiem jezdni. Dzieci do szkoły, dorośli do pracy itd. O wypadek będzie tu naprawdę nietrudno. Wyjeżdżający z garażu podziemnego będą musieli - skoro pojadą pod górkę - nieco przyśpieszyć. I wtedy będą uderzać chodzących tędy ludzi - mówi Janicka.
Dodaje, że droga będąca dojazdem do bloku powinna powstać na terenie inwestora. - To on powinien tak rozplanować bloki, aby droga się zmieściła. Dlaczego spółdzielnia ma wzbogacić się kosztem naszego bezpieczeństwa? Tym bardziej, że zgodnie z projektem, do którego dotarliśmy, tuż obok bloku zaplanowana jest droga pożarowa. Jaki problem, by zrobić zamianę i to "nasza" droga była drogą przeciwpożarową, a "ich" - drogą dojazdową? - pyta Anna Janicka.
Czytaj też: Białystok. Śmieciarka przejechała kobietę przy Bema. Kara w zawieszeniu za wypadek śmiertelny?
- Sprawa jest już nieaktualna. Mieszkańcy mogli się wcześniej obejrzeć, w czasie gdy miasto wydawało nam pozwolenia na budowę. Teraz inwestycja jest już w trakcie realizacji - mówi prezes spółdzielni Andrzej Rojek.
To samo zresztą twierdzi prezydent Tadeusz Truskolaski, który odpisując na pismo mieszkańców szeregówek stwierdził, że urząd nie ma podstaw, by zobowiązać inwestora do przeprojektowania wyjazdu z parkingu. Dodaje, że mieszkańcy mogli zgłaszać zastrzeżenia na etapie uzyskiwania przez spółdzielnię pozwolenia na budowę i - choć niektórym z mieszkańców magistrat przyznał status stron postępowania - "zastrzeżenia tej treści nie były składane".
- O tym, że będzie tu niebezpiecznie faktycznie nie wspominałam na piśmie. Swoje obawy przekazywałam jednak ustnie w rozmowie z urzędnikami - przyznaje Ewa Konarska, która była uznana za stronę. - Na piśmie podkreślałam jednak, że wysokich bloków nie powinno się budować obok niskich domów. Prosiłam też, by zachowany został pas zieleni, który spółdzielnia pewnie wytnie, bo mają być tam parkingi. Oraz o to, by od strony szeregówek nie było zlokalizowanych śmietników.
Czytaj też: Ul. Mickiewicza. Wśród domów ma powstać blok
Tadeusz Truskolaski odpisał, że trudno wymagać od urzędu, by na obecnym etapie nakazał zmianę lokalizację śmietników czy zakazał wycinki drzew. - Przeznaczenie drzew do wycinki zależy przede wszystkim od woli właściciela danej nieruchomości. Nie jest w takim przypadku wymagana zgoda właścicieli działek sąsiadujących - czytamy w piśmie od prezydenta.
Rozumie, że każda inwestycja powoduje co do zasady uciążliwości i utrudnienia dla najbliższego sąsiedztwa. - Jednakże nie może się to przedkładać na uniemożliwienie inwestorowi realizacji prawa zabudowy swojej nieruchomości - podkreśla prezydent.
Natomiast prezes spółdzielni komentuje, że mieszkańcy szeregówek latami byli przyzwyczajeni do ciszy i spokoju. - Mieszkamy jednak w mieście, a działka ma dużą wartość. Trudno liczyć, że w śródmieściu i jego sąsiedztwie zostaną jakieś niezabudowane enklawy. Po to są puste tereny, by je zagospodarować - twierdzi.
Dodaje, że na razie spółdzielnia drzew nie wytnie, ale zrobi to jeśli będą zawadzały. - Rosną na naszym terenie, mamy pozwolenie na wycinkę. Zresztą planujemy przy blokach zasadzić nowe - mówi Andrzej Rojek.
Przekonuje, że spółdzielnia nie robi nic złego. - Wszystko realizujemy zgodnie z prawem i pozwoleniem miasta. Nie będzie tu aż tak dużego natężenia ruchu. Blok będzie miał pięć kondygnacji, czyli 34 mieszkania. Jeśli chodzi o kwestię ulicy, to jedyne co mogą zrobić mieszkańcy to zwrócić się do zarządu dróg miejskich, by poprawić organizację ruchu na tym osiedlu. Zastępując np. ulice dwukierunkowe ulicami jednokierunkowymi - podkreśla prezes.
Sprawą zainteresowała się radna KO Katarzyna Bagan-Kurluta. - Ustaliłam, że urząd miasta wydając pozwolenie na budowę sprawdza jedynie, czy inwestor ma dostęp do drogi publicznej. Tutaj niestety ma. Urząd nie bada jak ta droga faktycznie wygląda. W mojej ocenie nie spełnia ona - taka jak i inne drogi między szeregówkami - wymogów normalnej drogi. Czyli takiej gdzie swobodnie mogą się minąć samochody, gdzie są zatoczki oraz chodniki.Tu są po prostu ciągi pieszo-jezdne, które niestety mają status dróg - mówi.
Napisze interpelację do prezydenta, w której poprosi, by urząd jeszcze raz pochylił się nad sprawą i być może zbudował niewielki chodnik od strony szeregówek. - Chyba, że jest jakiś inny sposób. Do bloków mają prowadzić jeszcze dwie drogi dojazdowe, jednak "objawią się" one dopiero wtedy, gdy wybudowane zostaną dwa pozostałe bloki. Być może będzie to częściowe rozwiązanie problemu, jednak zanim to nastąpi trzeba zrobić coś co już teraz pomoże mieszkańcom szeregówek - mówi Bagan-Kurluta.
Dodaje, że zarówno spółdzielnia jak i magistrat działają w granicach prawa. - Dopytywałam urzędników, czy wydając pozwolenie na budowę można było nakazać inwestorowi wybudowanie drogi dojazdowej we własnym zakresie. Okazuje się, że taka możliwość jest tylko wtedy, gdy miasto sprzedaje inwestorowi działkę i w umowie wpisuje zobowiązanie, że kupujący musi wybudować drogę - podkreśla radna.
Zobacz też: Protest mieszkańców wsi Olmonty w sprawie wysypiska śmieci w Hryniewiczach