Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bogdan Tadeusz Chomin - kowal własnego losu

Adam Czesław Dobroński [email protected]
Powtarzano często, że trzeba być kowalem swego losu. Co jednak można było zrobić, jeśli rozszalały się demony, zatriumfowały moce szatańskie, a i szczęścia zabrakło. Przykładem niechaj będzie los Bogdana Tadeusza Chomina.

Najpierw krótko o jego rodzicach. Janina z domu Karpowicz i Władysław Chominowie zamieszkali przy ul. Augustowskiej 6. Władysław wrócił w 1920 roku z wojny jako oficer żandarmerii, z ranami i bojowymi odznaczeniami. Przeszedł do rezerwy i podjął pracę urzędnika państwowego w wydziale drogowym białostockiego starostwa. Zarabiając przyzwoicie zbudował ładny drewniany dom - willę z gankiem. Obok rosły świerki, było spokojnie, miło. Mało kto pamięta, że przy ulicy Augustowskiej przed wojną mieszkało kilka rodzin policyjnych, m.in. Koprowscy i Zawistowscy.

22 marca 1927 r. Chominom urodził się syn, Bogdan. Chłopak zapowiadał się na dzielnego zucha, potem dobrze uczył się w szkole powszechnej nr 7, został harcerzem i z dumą nosił pomarańczową chustę. Jego siostra cioteczna Teresa (z męża Lubecka) poświadcza, że Boguś wyrósł na mężczyznę bardzo przystojnego i bardzo inteligentnego. Do tego ambitnego, może aż z przesadą i niecierpliwego. Z pomocą kochanych rodziców miał wszelkie dane, by zdobyć wykształcenie i dobry zawód, znaleźć wspaniałą partnerkę życiową, cieszyć się życiem. Tak mogło być.

Niestety, wybuchła II wojna światowa. Porucznik Władysław Chomin został zmobilizowany i włączony do pełnienia nadzoru nad białostockim więzieniem. Gdy Niemcy dotarli 15 września 1939 r. do miasta, przyczynił się wraz z kolegami do wypuszczenia skazanych na wolność. Potem przez Królowy Most część policjantów dotarła w rejon Wołkowyska, tam dostała się do niewoli sowieckiej.

Po pewnym czasie do domu przy ul. Augustowskiej 6 dotarła wiadomość, że Władysław Chomin znajduje się w obozie w Kozielsku. Nie dowiedziano się natomiast, że pan porucznik w kwietniu 1940 r. podzielił los tysięcy oficerów polskich zamordowany w Lasku Katyńskim. Właśnie 13 kwietnia enkawudziści zabrali nocą z domu Janinę Chomin i jej 13-letniego syna. Można się domyśleć, w jakich warunkach Bogdana Chomina wywieziono do Kazachstanu.

Chłopak starał się tam sprostać nowej roli, wspierał matkę w pracach, trwał z nadzieją na zobaczenie ojca. Po dwóch latach miał tego wszystkiego dość, dał znać o sobie niespokojny charakter. Bogdan bez wiedzy mamy pojechał do Taszkientu. Tam głodował, walczył o przeżycie. Dowiedział się, że Hanka Ordonówna organizuje obozy dla chłopców. Wspiął się po rynnie na piętro, aby stanąć przed wielką polską aktorką i piosenkarką. Desperacja opłaciła się, dzięki uzyskanej pomocy wydostał się z kraju niewoli, w Palestynie uczył się, wdział mundur kadeta, rozpoczął naukę w gimnazjum ogólnokształcącym, uczył się też dziennikarstwa. Pewnie marzył białostocki chłopak o służbie w II Korpusie Polskim, powtórzeniu dokonań ojca, szybkim zwycięstwie.

A czas płynął, czekanie doskwierało, więc raz jeszcze Bogdan postanowił przyspieszyć bieg osobistej historii, wraz z kolegą wyjechał, a właściwie uciekł do Kairu. Niewiele wiemy o tym okresie jego życia, na pewno jednak pozostawał poza wojskiem polskim, dławiła go samotność oraz pytania o matkę. Ksiądz opiekujący się nim w palestyńskiej Barbarze napisał po latach do pani Janiny, że syn "albo będzie wielkim człowiekiem, albo zginie".

Do Polski Bogdan Chomin powrócił w 1949 r. Nie zastał oczywiście ojca, za to rok później przyjechała z dalekich Indii mama. Bogdan znalazł pracę w "Gazecie Białostockiej" jako korektor, wydawało się, że jest na dobrej drodze do urządzenia sobie pobytu w rodzinnym mieście. Był jednak obserwowany przez funkcjonariuszy UB, którzy podejrzewali, że pełni misję szpiegowską. I stało się, podczas zabawy z kolegami w "Tęczy", kawiarni przy teatrze im. A. Węgierki, powiedział szczerze i zbyt głośno, że Stalina to ma w d…. Następnego dnia o 6 rano w domu przy Augustowskiej zjawiło się UB. Bogdanowi zmieniono status z obywatela na wroga ludu, umieszczony w pojedynczej celi, podlegał "obróbce" z zastosowaniem terroru, nieraz stojąc w wodzie.

Mijały miesiące, po dwóch latach zbolała matka dotarła do towarzysza majora, który kwaterował po sąsiedzku, przy Augustowskiej. Syn formalnie odzyskał wolność, ale pozostawał pod kontrolą, do tego doszły nabyte urazy psychiczne, bał się ciemności, często i ludzi.

Bogdan Chomin miał jeszcze tyle sił, by spróbować życia poza Białymstokiem. Wyjechał do Braniewa. Jako absolwent wieczorowego technikum budowlanego został kierownikiem budowy, ożenił się w 1961 r. urodził się mu syn Robert. Zmieniała się powoli rzeczywistość w PRL. Za powoli jednak, za późno skasowano praktyki okresu stalinizmu. Małżeństwo rozpadło się, po pięciu latach Bogdan Chomin powrócił jak bumerang - który to już raz - do Białegostoku. Kupił motocykl, wciąż gdzieś uciekał, miał wypadek. Zmarł 1 lipca 1963 r. w wieku 36 lat.

Janina Chomin zmarła 30 kwietnia 1991 r., spoczęła obok syna na cmentarzu św. Rocha. Tam znaleźli wieczny spokój.

Pozostał przy Augustowskiej nieco przebudowany dom. Syn Bogdana - Robert z Braniewa przeniósł się do Łodzi, teraz mieszka w Wiedniu. W ubiegłym roku był w Polsce, dotarł do Teresy Lubeckiej, dostał od niej fotografię rodzinną. Stanął przy grobie ojca. Czy mógł zrozumieć, jakie to siły sprawiły, że nie poznał dziadka oficera WP, nie cieszył się obecnością taty? Życzmy, żeby był kowalem swego losu.

Współpraca: Teresa Lubecka, Marek Jankowski

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny