Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bizneswoman z Janowa postawiła na regionalną pizzę

Ewa Bochenko [email protected]
Kasia z powodzeniem łączy bycie mamą piątki dzieci z prowadzeniem własnej restauracji
Kasia z powodzeniem łączy bycie mamą piątki dzieci z prowadzeniem własnej restauracji
Mama robi pizzę - takimi słowami wita mnie uśmiechnięta, mała dziewczynka. To jedna z pięciu latorośli Katarzyny Białous, przedsiębiorczej 35-latki, która nie bała się w niewielkim Janowie zainwestować w restaurację, spełniając tym samym swoje marzenia.

Ciasno jak w ulu

Pod Bistro Kasi tyle aut, że nie ma gdzie się zatrzymać. Nic dziwnego, już na parkingu docierają do moich nozdrzy zapachy, które natychmiast sprawiają, że robię się głodna. Ale kolejka tam taka, że szanse na szybkie napełnienie żołądka mam raczej niewielkie.

Właścicielkę, z którą wcześniej się umówiłam, zastaję w kuchni. Zagniatającą ciasto.

- Przepraszam, że tak wyszło, ale nie spodziewaliśmy się dziś tylu klientów. Muszę pomóc przy realizacji zamówień, bo pracownica się nie wyrabia - wita mnie, wskazując miejsce, w którym mogę przycupnąć i przyjrzeć się procesowi powstawania pizzy.

W kuchni pachnie jeszcze bardziej, niż na parkingu. Zapach czosnku miesza się z wonią oregano i przypiekanej papryki. Moją uwagę przykuwa brak opakowań z przyprawami i słoików z półproduktami.

- Nie ma tu nic takiego, bo wszystko robię sama, z tego co wyrośnie w moim ogródku, bądź z tego, co kupię od producentów z najbliższej okolicy - tłumaczy szefowa przybytku.

Dodaje, że brakuje jej czasu, by mieć wszystkie warzywa i zioła z własnej hodowli, ale tu z pomocą przychodzi jej teść.

- Dostarcza nam codziennie świeże ekologiczne ogórki i pomidory. Tu gotujmy jak w domu, jakbyśmy przyrządzali potrawy dla siebie. Z prostych składników, beż żadnych udziwnień. Wszystkie więc muszą być najwyższej jakości i najlepiej z ogródka - podkreśla.

Marzenia się spełniają

Kasia ukończyła szkołę gastronomiczną. Przyznaje, że wybrała ją z powodów ekonomicznych.

- Brałam pod uwagę jeszcze szkołę fryzjerską. Praktyki w salonach niestety w tamtych czasach były płatne. A na to nie było mnie stać. Poszłam więc do gastronomika - przypomina.

Podkreśla jednak, że gotować lubiła od zawsze.

- Już jako mała dziewczynka pomagałam mamie w kuchni. Przygodę z kulinariami zaczęłam od szarlotki, którą upiekłam jako niespodziankę dla rodziców. Mama była nią zachwycona - przypomina ze śmiechem.

Potem przyszedł czas na bardziej wyszukane wypieki.

- Zaczęłam też interesować się daniami obiadowymi. W tamtych czasach nie było internetu. Jedyną drogą do rozwijania swoich pasji, było gotowanie z przepisów z książek kulinarnych. Albo próby odtwarzania smaków poznanych przy okazji obiadów w knajpach - opowiada.

Jak coś jej zasmakowało, w domu próbowała to ugotować.

- Pamiętam przyjęcie weselne, na którym podano faszerowane udka z kurczaka. Nie dość, że bardzo mi smakowały, to były jeszcze efektownie zaserwowane. Próbowałam więc sama takie zrobić. Po kilku próbach udało mi się nadziać te udka pieczarkami, mimo, że potem okazało się, że zrobiłam to zupełnie inaczej, niż autorka przepisu, doświadczona kucharka - mówi z dumą.

Chcieć to móc

Po szkole Kasia wyszła za mąż, chwilę potem na świecie zaczęły pojawiać się jej dzieci. Za przysłowiowym chlebem emigrowała z rodziną do Belgii. I to właśnie tam postanowiła, że kiedyś otworzy swoją restaurację.

- W niedziele z mężem i z dziećmi chodziliśmy na obiady do różnych knajp. Oboje lubiliśmy poznawać nowe smaki. Odwiedziliśmy wiele restautacji. Wszystkie łączyło jedno. W weekendy były wypchane po brzegi. Stołowały się tam rodziny z dziećmi, pary a nawet starsze osoby. W Polsce wtedy było nie do pomyślenia, by jeść obiad na mieście. Stać było na to tylko nielicznych - tłumaczy.

Wymarzyli sobie z mężem, że takie miejsce, w którym dobrze będą się czuli i młodzi i starsi, stworzą w Polsce. Oboje są przywiązani do swego miejsca pochodzenia, więc nie mieli wątpliwości, że restauracja musi powstać tam, skąd pochodzą. W Janowie.

- W ogóle nie braliśmy żadnego innego miejsca pod uwagę - wtrąca Łukasz, mąż Kasi.

Małżonkowie kupili więc działkę. Ale wiele lat upłynęło zanim wyrósł na niej ich dom i restauracja.

- Do wszystkiego dochodziliśmy sami. Malutkim kroczkami, ale zawsze do przodu. Nie było i nie jest łatwo z gromadką dzieci spełniać te marzenia. Zresztą, nikt nigdy nie mówił mi, że droga do samorealizacji będzie prosta. Wymaga to ode mnie dużo poświęceń, cierpliwości i świetnej organizacji czasu - podkreśla przedsiębiorcza kobieta.

Powrót do Polski

Do kraju wrócili, kiedy starsze dzieci musiały pójść do szkoły. Chcieli, aby uczyły się w Polsce.

- Wtedy też kupiliśmy przyczepę do małej gastronomii, ustawiliśmy ją na naszej działce i ja zaczęłam działać. Kilka lat robiłam zapiekanki i kebaby. Klientów nie brakowało. Odbierałam to więc jako dobrą wróżbę na przyszłość. Skoro do mnie wracali, to najwyraźniej oznaczało, że moje jedzenie im smakuje - mówi.

Przyznaje jednak, że choć plany o restauracji cały czas w niej kiełkowały, nie była w stanie ich realizować.

- Brakowało rąk do pracy. Mąż pracował całymi dniami, do domu wracał późnymi wieczorami. Musiałam zajmować się nie tylko barem, ale też domem i przede wszystkim małymi dziećmi - przypomina.

Przyznaje, że nieraz miała takie momenty, w których chciała wszystko porzucić.

- Bywało, że zwyczajnie brakowało mi siły. Na szczęście miałam w sobie dużo determinacji. Moim napędowym motorem były dzieci, dla których chciałam lepszej przyszłości. Zawsze więc jakoś gorsze chwile przechodziły - podkreśla.

Regionalna pizza

Z czasem jej marzenia o własnej knajpce stawały się coraz bardziej realne.

- Kiedy ruszyła budowa domu i miejsca na gastronomię, musiałam określić jaką kuchnię chcę w niej prowadzić. Padło na pizzę. Ale taką, która będzie kojarzona z naszym regionem . Postawiłam sobie za cel, że wszystkie składniki będą albo wyhodowane przeze mnie, albo kupione u okolicznych producentów. Warzywa z ogródka, najwyższej jakości mięso i mąka z młyna, ze zboża naszych rolników - wylicza.

Dodaje ze śmiechem, że nawet przepis na ciasto jest jak najbardziej regionalny.

- Ponad rok tworzyłam go metodą prób i błędów. Pizzę piekłam w domu, w gazowym piekarniku, więc to dodatkowo utrudniało moje „badania”. Ale w końcu udało mi się zrobić takie ciasto, jakie pamiętałam z włoskiej pizzerii - mówi z dumą.

Przepisu nam niestety nie chce udostępnić, ale zdradza, że używa do niego mąki, wody, drożdży, oliwy, odrobniy cukru i soli.

- To mój autorski przepis, okupiony niezadowoleniem dzieci, które po roku jedzenia pizzy na śniadanie, obiad i kolację długo nawet nie chciały o niej słyszeć - wyjaśnia ze śmiechem.

Dodaje, że w tworzeniu menu restauracji brała udział cała rodzina. A jej mąż wtrąca, że każdy nowy smak musi być zaakceptowany przez jego kubki smakowe. Zapytany o to, czy jest coś, co wyjdzie spod rąk jego żony i mu nie smakuje, bez zastanowienia odpowiada, że nie.

Choć pizza Kasi cieszy się dużym powodzeniem u klientów, ona nie zamierza na niej poprzestawać.

- Cały czas brakuje mi rąk do pracy, ale wciąż dążę do tego, żeby w mojej restautracji można było zjeść nie tylko pizzę, ale też proste dania obiadowe. Chciałabym przypomnieć zapominane smaki okolicznej kuchni - tłumaczy.

Okazuje się, że uznaniem cieszą się też inne jej smakołyki. Za baraninę z borówką w konkursie organizowanym przez wójta gminy Janów, zdobyła pierwszą nagrodę.

- Ciągle słyszę, że powinnam startować w jeszcze bardziej prestiżowych konkursach. Ale to wymaga czasu, którego nie mam. Już wielkim wyróżnieniem jest dla mnie to, że ktoś zauważa mój kunszt kulinarny i uważa, że mogłabym startować w szranki z najlepszymi - podkreśla z dumą Kasia.

Nie uważa się za kobietę sukcesu, ale przyznaje, że nie spodziewała się, że uda jej się pogodzić bycie mamą z biznesem.

- Dzieci bardzo mi pomagają, nauczyłam je, że jedno jest za wszystkimi, wszystkie za jednym. Kiedy trzeba, bez proszenia biegną mi z pomocą. Chciałabym, aby kiedyś wszystkie w fartuchach stały ze mną przy kuchennym stole w restauracji. Może i te marzenie kiedyś się spełni - kończy kobieta.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny