Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bitwa pod Wiedniem. Nie taka szmira jak ją malują

Tomasz Mikulicz
Kadr z filmu: Bitwa pod Wiedniem
Kadr z filmu: Bitwa pod Wiedniem Materiały dystrybutora
Bitwa pod Wiedniem nie jest niestety kinowym arcydziełem. Nie można jednak powiedzieć, że to zupełna szmirą.

Opowieść jest mimo wszystko ciekawa, a film ogląda się w wyczekiwaniu na wielką wiktorię Polaków. No właśnie. Może to banał, ale to pierwszy film o historii Polski, gdzie Polacy pojawiają się właściwie pod koniec.

Rozumiem, że włoskiemu reżyserowi chodziło o pokazanie walki całego chrześcijaństwa z islamem, ale mimo wszystko to coś innego niż do tej pory polski widz miał przyjemność oglądać.

W naszych filmach historycznych od początku do końca to Polacy grają pierwsze skrzypce (chociaż niewielki wyłom od tej zasady zrobił już Jerzy Hoffman w swej "Bitwie warszawskiej", gdzie pokazał również Armię Czerwoną w nieco innym niż do tej pory świetle).

Zresztą obejrzenie filmu gdzie Borys Szyc gra przez chwilę i nic nie mówi, to rzecz bezcenna. A tak na poważnie, to z pewnością zapadająca w pamięć jest scena przybycia Jana III Sobieskiego na naradę przed odsieczą. Polski król traktowany jest przez austrjackiego cesarza i jego niemieckich sprzymierzeńców lekceważąco. W końcu udaje mu się jednak ich przekonać, by przekazali mu dowództwo nad bitwą.

Oczywiście produkcji można wiele zarzucić. Efekty specjalne są więcej niż żenujące, a komputerowa grafika "aż bije w oczy". Sama fabuła jest też często nierówna. Po kilku ciekawych fragmentach następują nudne dłużyzny.

Właściwie nie jest to film stricte historyczny. Główną postacią jest tu Marco D'Aviano, skromny duchowny, który słynie z dokonywania uzdrowień. Wychodzi na to, że to dzięki niemu udaje się zmontować koalicję przeciw muzułmanom i obronić Europę.

W filmie jest wiele mistycyzmu i symboli. Chrześcijanom pomaga tajemniczy wilk, a o ataku muzułmanów ostrzega kometa, która niczym gwiazda betlejemska pojawia się znienacka na niebie. O takie prowadzenie narracji można mieć co prawda pretensje, ale myślę, że dzięki temu widzimy ówczesne czasy oczami żyjących wtedy ludzi. Dziś na nikim nie robią raczej wrażenia symbole na "niebie i ziemi", a kiedyś to i owszem.

Osobnym zagadnieniem są kreacje aktorskie. Moim zdaniem najlepiej wypadł Piotr Adamczyk, który wcielając się w Leopolda I Habsburga wprowadził nieco humoru.

Epizodyczne role Borysa Szyca i Daniela Olbrychskiego pomijam milczeniem. Trudno je bowiem ocenić, skoro na ekranie obaj panowie pojawili się przez kilka dosłownie sekund. Sporym rozczarowaniem okazał się zaś Jerzy Skolimowski jako król Sobieski. Postaci tej wyraźnie brak autentyczności i dramatyzmu. Dla odmiany, dość ciekawie kreuje swą postać Alicja Bachleda-Curuś. Co prawda, do Zosi z "Pana Tadeusza" jej daleko, ale aktorka "trzyma poziom".

Czytaj e-wydanie »

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny