Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bielska księżycowa

Sylweriusz Dworakowski
Nadkomisarz Jan Opaliński, zastępca komendanta powiatowego policji w Bielsku Podlaskim pokazuje parnik, chłodnicę i beczkę, wykorzystywaną do produkcji samogonu w jednej z bimbrowni
Nadkomisarz Jan Opaliński, zastępca komendanta powiatowego policji w Bielsku Podlaskim pokazuje parnik, chłodnicę i beczkę, wykorzystywaną do produkcji samogonu w jednej z bimbrowni
Nazwa "grunwaldówka" wzięła się od daty sławetnej bitwy (rok 1410) i dających się z niej wydzielić tajemnych składników nastawu: 1 kg cukru, 4 dkg drożdży i 10 litrów wody. I chociaż najprzedniejszy bimber trudno jest pozbawić charakterystycznego zapachu, ma on wielu smakoszy - nie tylko wśród ludności wiejskiej. Jedni mówią, że "głowa od niego nie boli", inni upatrują wyższości samogonki nad przemycaną ze Wschodu wódką niewiadomego pochodzenia.

Nikt nie wie, ile faktycznie bimberku wytwarzają co roku mieszkańcy powiatu bielskiego. Policja przyznaje, że jest to "ciemna liczba" i chybiona jest jakakolwiek próba określenia rozmiarów zjawiska. Nie było na ten temat badań, a gdyby nawet ktoś chciał je przeprowadzić, to i tak niewielu przyznałoby się do bimbrowniczej rodziny.
- Bimbrownictwo nie jest problemem w powiecie bielskim - ocenia nadkomisarz Opaliński, zastępca komendanta powiatowego Policji w Bielsku Podlaskim. - Ujawniane przez nas przypadki mają charakter marginalny, są to bimbrownie o niewielkich rozmiarach.
W okresie przedświątecznym muszą mieć się na baczności pokątni wyrobnicy. Jak co roku, policja zwróci bowiem na nich większą uwagę.

Z pralki kapie

Statystyczny bimbrownik bielski jest mężczyzną w średnim wieku, najczęściej "po podstawówce". Niekiedy starszy rolnik, emeryt, czasem bezrobotny wytwarzający "krzakówkę" na własne potrzeby. - W odniesieniu do powiatu bielskiego nie można mówić o typowych terenach bimbrowniczych - nadkomisarz Jan Opaliński sięga do policyjnych raportów. - Nie ma bowiem wiosek, w których zamieszkiwałaby większa grupa nielegalnych producentów alkoholu. Podobnie nie ma lasów, w których lokalizowanoby duże bimbrownie. Ujawnieni przez nas bimbrownicy to w większości ludzie wytwarzający niewielkie ilości alkoholu na własny użytek.
Rekordzistą ostatnich dwóch lat jest niewątpliwie emeryt z bielskiej dzielnicy "Park", u którego policjanci znaleźli 142 litrów gotowego alkoholu. - Był zaskoczony nagłą wizytą mundurowych - opowiada naczelnik jednego z policyjnych wydziałów. - Przyznał, że bimberek przeznaczony był na bożonarodzeniowe święta.
W tym roku już po raz trzeci wpadł przy pędzeniu "księżycówki" mieszkaniec wsi położonej na wschód od Wyszek. W przybudówce domu urządził linię destylacyjną składającą się z miedzianej chłodnicy i parnika. Zacier przygotował z cukru. Krytycznego dnia nie spodziewał się policjantów.
Ekologiczne warunki do wyrobu "księżycówki" stworzył drobny producent "ognistej" z Bielska. Urządzenie do pędzenia alkoholu zmajstrował w domku letniskowym na działkach przy ul. Wojska Polskiego. Do podgrzewania nastawu używał butli z gazem, w zasięgu ręki miał wodę.
Przy ul. Okrężnej, także w Bielsku Podlaskim, do wyrobu cukrowej okowity producent wykorzystał... pralkę Frania. W efekcie "wyprania" cukrowego zacieru otrzymał ponad 20 litrów gorzałki. Zapewne i producent skorodowanej obecnie Frani nie przypuszczał, że z elektrycznej maszyny - będącej chlubą gospodyń lat 60. - można sączyć rozkoszny trunek.

Kary dla grzeszników

W ubiegłym roku policjanci z Bielska Podlaskiego zlikwidowali jedenaście bimbrowni, w dziesięciu była instalacja do produkcji samogonu. Na destylację oczekiwało ponad 200 litrów zacieru, przygotowanego z wody, drożdży i cukru. Znaleziono blisko 70 litrów "wypędzonej", przedniej okowity. W tym roku "pod młotek" policyjny poszły trzy bimbrownie.

W świetle prawa bimbrownictwo nie jest zbrodnią. Ustawodawca zakwalifikował je do występków o małej szkodliwości społecznej, dając organom sprawiedliwości katalog stosunkowo niskich kar. Obywatelowi, który WYRABIA alkohol etylowy (bimber) grożą kara grzywny (najbardziej obciąża budżet rodziny), ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku. Ta trzecia, najsurowsza, dotyczy z reguły recydywistów, którzy kolejny raz wpadli w ręce policji.
Na surowsze wyroki sąd skazuje bimbrowników, którzy wytwarzają alkohol "znacznej wartości". W praktyce chodzi o osoby, które do wytwarzania samogonki stosują linie technologiczne składające się z beczek, rozbudowanego systemu chłodzenia, kadzi. Są to małe manufaktury, przerabiające jednorazowo ponad tysiąc litrów zacieru. W okolicach Bielska nie natrafiono w ostatnich latach na podobne urządzenia.
Najsurowsze kary sądy nakładają na handlujących alkoholem rodzimego wyrobu. Sprawca, który produkuje samogon i czyni z niego "stałe źródło dochodu", może trafić do więzienia nawet na trzy lata. Ów grzesznik naraża bowiem na straty aż dwie instytucje: po pierwsze nie płaci podatku dla i tak deficytowego Skarbu Państwa, po drugie konkurencyjnie uszczupla dochody przemysłu spirytusowego.
Obowiązująca ustawa z 2 marca 2001 roku DOPUSZCZA wyrób "płynu alkoholowego uzyskanego w wyniku destylacji po fermentacji alkoholowej produktów rolniczych", pod warunkiem uzyskania zezwolenia. Jednakże żaden bimbrownik z powiatu bielskiego do dziś nie wystąpił o zalegalizowanie pokątnej wytwórni. Przepisy nakładają bowiem na potencjalnego producenta tyle warunków, że spełnienie ich przekracza możliwości statystycznego bimbrownika.
Aby "pędzić" alkohol w majestacie prawa, trzeba zarejestrować działalność gospodarczą, zebrać plik zaświadczeń z ZUS, urzędów skarbowych, Policji, Straży Pożarnej, Inspekcji Sanitarnej, Ochrony Środowiska, także dane o niekaralności. W drugim etapie legalizowania bimbrowni wytwórca musi wdrożyć system wewnętrznej kontroli, zorganizować komórkę badań jakości wytwarzanego alkoholu i szereg innych przedsięwzięć.
- Przecież to niewykonalne dla takiego jak ja bimbrownika - Mikołaj z gminy bielskiej łapie się za głowę, gdy czytam fragmenty ustawy. - Panie, a na co mi zezwolenie, jak parę litrów zrobię na święta. Szwagier przyjedzie z Białegostoku, brat z Bielska, sąsiad, teściowie - jak wszyscy usiądziem do stołu, to po świętach śladu nie zostanie po samogonce - śmieje się. - Ja jeszcze nigdy nie wpadł, karany nie był, bimbrem nie handluję. Z sąsiadami w zgodzie żyjem, chyba żaden nie uda...

Łaskawy monarcha

Najbardziej wyrozumiałym dla bimbrowników był król Jan Olbracht. W 1546 roku wydał on statut, mocą którego każdy mieszkaniec kraju miał swobodę wyrabiania i sprzedawania trunków. Najczęściej jednak propinacja była pod baczną kontrolą panującego.
Staropolską samogonkę wytwarzano z żyta lub pszenicy. Była to - jak donoszą w źródłach najwięksi gorzałkopijowie - przednia wódka, o szlachetnym posmaku. Destylowano ją trzykrotnie. Po pierwszej destylacji otrzymywano brantówkę, po drugiej prostkę, po trzeciej spirytus, czyli okowitę. Tę rozcieńczano wodą i uzyskiwano wódkę ordynaryjną o mocy ok. 35 procent.
We dworach i domach szlacheckich modne były nalewki alkoholowe. Jedni upatrywali w nich lek na niestrawność, "wiatry", łamanie w kościach - inni sięgali po nalewkę, by zrobić łyk "boskiego szlaftrunku" (kieliszek przed snem, do poduszki). Ajerówka, na tataraku, miała odstraszać zarazę i wzmagać apetyt. Gorzałka z czarnym pieprzem była zdolna wstrzymać "rozwolnienie", a macerowaną na skórkach cytrynowych - z dodatkiem selera, kopru, kminku, kory chinowej - chętnie spożywali zakonnicy.
Panaceum na różnorakie dolegliwości upatrywano w "siedmiorakich ziołach". Wódką lub spirytusem należało zalać piołun, dzięgiel, tysiącznik, macierzankę, nasturcję, miętę pieprzową i kwiat lipowy. Dla pozyskania zdrowotności, należało wychylić, na raz, parę kieliszków. Pierwszy - by "krew odeszła od głowy", drugi - aby "żółć nie pękła". Trzeciego dla krzepy pijącego, by miał siłę wytrzymać następne kolejki. Czwarty - aby bolejący nie zasnął po kurażu, piąty - by nieprzyjaciela diabli wzięli. Po szóstego kielicha "siedmiorakich ziół" sięgał tylko ten, kto jeszcze dał radę stać o własnych siłach. Nieliczni dostępowali siódmego.

Produkt regionalny

Najbardziej znanym polskim bimbrem jest łącka śliwowica. Chociaż wytwarzana nielegalnie, zyskała miano świetnej wódki promującej Podhale. Czas pokaże, czy na przykład "bielski bimberek" - macerowany na leśnych ziołach i serwowany w kieliszkach z nóżką stylizowaną na wzór bocianiej (promocja sąsiedniej gminy) - stanie się produktem regionalnym. Na własne potrzeby destylują trunki mieszkańcy Tyrolu, Bułgarzy legalnie wyciskają rakiję, bimber można robić "dla siebie" na Ukrainie.
Po 1 maja znikną granice celne miedzy Polską a państwami Unii Europejskiej. Brak ceł spowoduje, że importowane wina gronowe z Włoch, Francji, Hiszpanii będą tańsze o ok. 30 procent. Jeżeli Ministerstwo Finansów obniży dodatkowo akcyzę, wina z Zachodu będą nawet tańsze od owocowych polskich "sikaczy". Potanieją także niektóre rodzaje wódek importowanych. Nie wydaje się jednak, aby pomajowe zmiany spowodowały rewolucję na rynku bimbrowniczym. Za butelkę samogonki zapłacimy tak jak i dziś - od 10 do 12 zł.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny