Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Biegła sądowa potrąciła staruszkę na przejściu? A może ta upadła sama?

Alicja Zielińska
Fot. Archiwum
Córka pokrzywdzonej: Gdyby nie taksówkarz, do dzisiaj nie wiedziałabym, kto potrącił moją mamę. Biegła sądowa: Nie macie prawa pisać o mnie!

W piękny, słoneczny dzień na bocznej uliczce w Białymstoku na przejściu dla pieszych zahamował samochód. Po chwili upadła 80-letnia kobieta. Za kierownicą auta siedziała biegła sądowa. Co zrobiła? Zabrała staruszkę i odjechała. Ale wszystko widział taksówkarz.

Było to 29 września 2006 roku. Pani Walentyna M. wracała z działki przy ul. Ciołkowskiego. Twierdzi, że kiedy przechodziła ulicą Pod Krzywą (dawna Szenwalda), uderzył w nią samochód, skręcający z Mickiewicza. Teraz tam jest rondo. Inaczej wygląda.

Pani Walentyna pamięta doskonale. Upadła. Z samochodu wyszła kobieta. Podeszła do niej, zapytała, jak się czuje. - Powiedziałam, że w porządku - wspomina. - Byłam w szoku.

Jeszcze dziś z trudem opowiada, co ją spotkało. Pani z auta pomogła jej wstać i zaproponowała, że podwiezie do domu. Gdzie mieszka? Na Lipowej, nad sklepem "Markiza". I przywiozła ją do centrum miasta. Lipowa wtedy była w remoncie, więc wysadziła przy ul. Suraskiej, niedaleko prokuratury.

Gips na całą nogę

Pani Walentyna już w drodze czuła się źle, kręciło się jej w głowie, ale przede wszystkim coś nie tak było z nogą. Bała się być sama, więc zastukała do sąsiadki. Ta od razu zadzwoniła po jej córkę. - Ale powiedziała tylko, że mama zaniemogła. Pracuję niedaleko, w kancelarii notarialnej, przybiegłam natychmiast - opowiada Aniela G. - Myślałam jednak, że to tylko jakieś drobne dolegliwości.

Aniela G. dzwoni po taksówkę i wiezie mamę do przychodni na ul. Białówny. Prześwietlenie wykazuje, że złamanie jest skomplikowane. Trzeba do szpitala. Chirurg na oddziale ortopedycznym mówi, że w takich okolicznościach zwykle przeprowadza się operację, ale ze względu na wiek pacjentki trzeba zrezygnować, bo może nie wytrzymać narkozy. Rezultat? Pani Walentynie zostaje nałożony gips na całą nogę i na sześć tygodni zostaje unieruchomiona. Załamała się, popadła w depresję.

- Ja też byłam wytrącona zupełnie z życia, jakby świat mi się zawalił na głowę - mówi Aniela G. - Z przerażeniem myślałam, czy złamana kość się zrośnie. Lekarz nie dawał pewności. A poza tym mama wymagała troskliwej opieki. Trzeba jej było codziennie robić zastrzyki przeciwzakrzepowe, masować, wszystko podać. Nie mogła się przecież w ogóle ruszać. Na szczęście przyjechała przyjaciółka z Warszawy i mi pomogła. Bo nie wiem, jak bym sobie poradziła.

Widział taksówkarz

Chociaż biegła sądowa, Małgorzata S. nie przedstawiła się ani nie zostawiła wizytówki kobiecie, którą zabrała po zdarzeniu, policja szybko ustaliła jej tożsamość.

Jak? Dzięki taksówkarzowi. Niedaleko skrzyżowania znajduje się postój taxi. Stał tam akurat Jarosław W. I to on wykręcił numer alarmowy 112 i powiadomił o wypadku policję. I jego zeznanie okazało się kluczowym dowodem w sprawie, jak ocenił później sąd.

Jarosław W. bowiem podał numer i markę samochodu, opisał, jak wyglądała kobieta, która wysiadła z mitsubishi, ale przede wszystkim co zrobiła po zdarzeniu.
Powiedział, że widział, jak od strony działek przechodziła ul. Pod Krzywą starsza kobieta. Kiedy była na środku jezdni, uderzył w nią samochód, skręcający od strony ul. Mickiewicza. Zastanowiło go, dlaczego kobieta kierująca autem nie zadzwoniła po pogotowie ani na policję, tylko odjechała z poszkodowaną. Tak się nie robi.

- Zachowała się karygodnie - mówi o Małgorzacie S. zdenerwowana Aniela G. - Zabierając mamę, myślała tylko o tym, by nikt się nie dowiedział o wypadku. I gdyby nie taksówkarz, tak pewnie by było. A potem uznała, że skoro mama może sama iść, to wszystko jest w porządku. Zainteresowała się stanem mamy dopiero, kiedy już o wszystkim wiedziała policja. Przyszła do szpitala, zostawiła wizytówkę. I wtedy zobaczyłam, z kim będę miała do czynienia. Że to zderzenie z tirem - wzdycha pani Aniela i opowiada, jak ją potraktowała Małgorzata S. - Zadzwoniłam do niej, bo mój ubezpieczyciel poradził, by się dowiedzieć, w jakiej firmie jest ubezpieczona. A ona nie chciała w ogóle słyszeć o jakiejkolwiek rozmowie. Wypierała się, że nie spowodowała żadnego wypadku, a tylko grzecznościowo zawiozła mamę do domu, kiedy ta upadła na jezdni.

Rozpoczęło się postępowanie, a potem prokurator oskarżył Małgorzatę S., że "naruszając zasady bezpieczeństwa, spowodowała wypadek drogowy w ten sposób, że kierując samochodem marki Mitsubishi podczas wykonywania manewru skrętu w lewo z ul. Mickiewicza w ul. Pod Krzywą nie ustąpiła pierwszeństwa pieszej. Doprowadziła do jej potrącenia, w wyniku czego Walentyna doznała złamania kłykcia bocznego kości piszczelowej".

Sama upadła

Małgorzata S. nie przyznała się. I podała swoją wersję zdarzenia. Otóż skręcając w lewo, zatrzymała się przed przejściem dla pieszych, bowiem pasy przekraczała ze strony prawej kobieta. Po jej przejściu ruszyła i wtedy na jezdnię (za pasami) weszła Walentyna M. Kiedy ta z kolei znalazła się na wysokości prawego reflektora jej samochodu, ona gwałtownie zahamowała i auto zatrzymało się. Wtedy jeszcze Walentyna M. stała na własnych nogach, dopiero po chwili, wystraszona, upadła. Widząc to, ona cofnęła się do przejścia i wysiadła.

Tłumaczenie Małgorzaty S. sąd uznał za niewiarygodne. "Przede wszystkim wyjaśnienia oskarżonej pozostają w rażącej sprzeczności z zeznaniami naocznego świadka zdarzenia, taksówkarza" - czytamy w uzasadnieniu wyroku. "Nawet przyjmując tę wersję zdarzeń (Małgorzaty S. - przyp. red.), należy ocenić zachowanie oskarżonej jako niezgodne z zasadami ostrożności. Widząc bowiem już z pewnej odległości staruszkę, powinna ona wykazać szczególną uwagę. Tymczasem, jak sama stwierdziła, zrobiła to dopiero, kiedy kobieta znalazła się przed maską jej auta, czyli w ostatniej chwili, gdy mogło dojść do potrącenia".

Sąd tego nie rozstrzygnął jednoznacznie. Natomiast zauważył, że zeznania Walentyny M. były konsekwentne od samego początku. Bo starsza pani już w czasie pierwszego przesłuchania powiedziała, że potrącił ją samochód. Sąsiadka, której pani Walentyna opowiadała o zdarzeniu, potwierdziła, że tak właśnie opowiadała, gdy do niej przyszła, zaraz po wypadku.

Winna, niewinna?

Jaki zapadł wyrok? Sąd warunkowo umorzył postępowania karne przeciwko Małgorzacie S. na okres próby jednego roku. I zobowiązał ją do zapłaty pokrzywdzonej Walentynie M. 3 tys. zł "tytułem całkowitego naprawienia szkody".

Aniela G. nie może się z tym pogodzić.

- Tylko tyle za te wszystkie cierpienia? I co? Winna i niewinna? - pyta. - A jak ta pani się zachowała? Przecież nie udzieliła właściwej pomocy mojej mamie. Wysadziła na ulicy i odjechała, nie pozostawiając żadnych danych. Gdyby nie przypadkowy świadek, mama do dzisiaj nie wiedziałaby, kim była kobieta, która potrąciła ją samochodem na przejściu dla pieszych.

Walentyna M. po wypadku nie wróciła do pełni sił. Ciężko jej chodzić, używa kuli. O samodzielnych wyprawach na działkę nie ma mowy. Boi się, uraz pozostał. - Mama bardzo podupadła na zdrowiu - mówi Aniela G.

Nie macie prawa o mnie pisać

Co na to wszystko Małgorzata S.? Chciałam z nią porozmawiać. Jak wyglądało to zdarzenie? Dlaczego nie zawiozła obolałej staruszki do lekarza, skoro zabrała ją do swego auta? Pracując w wymiarze sprawiedliwości jako biegła sądowa, powinna być szczególnie świadoma, jak ważne jest udzielenie pierwszej pomocy.

Co usłyszałam? Że nie mamy prawa o tym pisać! - Jestem niewinna i nie będę się tłumaczyć - stwierdziła Małgorzata S. A sprawa jest niezakończona, bo ona także złożyła apelację.

Przypadkiem Małgorzaty S. teraz zajmuje się sąd w Łomży. Pierwsza rozprawa nie odbyła się, bo pani S. nie odebrała na czas zawiadomienia. Kolejną wyznaczono na 11 marca.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny