Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Białystok z milionem euro w Erewaniu

Maryla Pawlak-Żalikowska
Słynna na świecie fabryka  brandy Ararat, a w niej beczka pokoju z flagami kilku państw. Została ufundowana kilka lat temu z okazji zawarcia układu pokojowego, w którym uczestniczyły Rosja, Niemcy i Francja oraz Azerbejdżan, Armenia i Gruzja. Fabryka jest  sławna. Odwiedzają ją głowy wielu państw, a na pamiątkę takich wizyt, każdej z osobistości poświęca się potężną 250-litrową beczkę wypełnioną brandy. Mają je tam nasi prezydenci: Kwaśniewski, Wałęsa, Komorowski, ale też Peter Gabriel czy - co oczywiste ze względu na jego ormiańskie pochodzenie - Charles Aznavour. I oczywiście wiele gwiazd muzyki jazzowej.
Słynna na świecie fabryka brandy Ararat, a w niej beczka pokoju z flagami kilku państw. Została ufundowana kilka lat temu z okazji zawarcia układu pokojowego, w którym uczestniczyły Rosja, Niemcy i Francja oraz Azerbejdżan, Armenia i Gruzja. Fabryka jest sławna. Odwiedzają ją głowy wielu państw, a na pamiątkę takich wizyt, każdej z osobistości poświęca się potężną 250-litrową beczkę wypełnioną brandy. Mają je tam nasi prezydenci: Kwaśniewski, Wałęsa, Komorowski, ale też Peter Gabriel czy - co oczywiste ze względu na jego ormiańskie pochodzenie - Charles Aznavour. I oczywiście wiele gwiazd muzyki jazzowej. Archiwum prywatne
Kierujemy jednym z największych programów pomocowych Unii Europejskiej dla Armenii - mówi Andrzej Parafiniuk, prezes Podlaskiej Fundacji Rozwoju Regionalnego. I wyjaśnia, dlaczego w eleganckim centrum stolicy tego kraju, Erewaniu, stoją puste, choć mające właścicieli apartamentowce.

Kurier Poranny: Fundacja powstała 21 lat temu, bo Brytyjczycy uznali, że trzeba pomóc Polakom w odnalezieniu się w nowej, rynkowej rzeczywistości.

Andrzej Parafiniuk: Brytyjczycy postanowili wtedy, że trzeba wspomóc gospodarkę w najbiedniejszych regionach w Polsce, wcześniej składając się na specjalny fundusz. Ale wiedzieli, że nie ma tu ani organizacji pozarządowych, które mogłyby takie zadanie wykonywać, ani ludzi z odpowiednimi do tego kompetencjami.

Żeby dobrze wydać ów fundusz?

Tak. Dlatego przysłali swoich najlepszych konsultantów, którzy uczyli nas odpowiednich zachowań i procedur oraz nowoczesnego myślenia. Pokazali nam, jak sprawnie poruszać się w zakresie finansów, prawa itd.

Przypominam ten czas nie bez przyczyny: właśnie wrócił Pan z tygodniowej wizyty w Armenii. Czy teraz fundacja pełni lub chciałaby tam pełnić podobną rolę, jak kiedyś Brytyjczycy u nas?

Dokładnie tak. W Armenii są organizacje pozarządowe, ale na słabym poziomie pod względem zarządzania, umiejętności pozyskiwania funduszy, kadr, rozwijania ich kompetencji czy kreatywności w wymyślaniu projektów, na które można wydać pieniądze, jakie chcemy im zaproponować.

Pewnym problemem w tej pracy jest ogromna korupcja - zdarza się, że pieniądze zamiast do potrzebujących wędrują do krewnych decydentów. Zmiana tych standardów na zapewniające racjonalność wydatków jest niezwykle ważna, bo my będziemy dysponowali aż milionem euro na realizację programów naprawczych.

To nie są polskie pieniądze?

Realizujemy tam największy w Armenii unijny program w tym obszarze.

I zarządzamy nim my… To znaczy wy - ludzie fundacji, ale my, czyli Podlasianie.

Owszem. I tak jak trzy lata mieli go Brytyjczycy, żeby nas nauczyć pewnych zasad i działań, tak teraz my mamy trzy lata na pracę z Ormianami. Uczymy ich, jak identyfikować potrzeby społeczne, które może zaspokajać sprawna organizacja pozarządowa, taka jak nasza. Jak można coś polepszyć w życiu ludzi i jak sobie z nimi budować długofalowe relacje. Np. teraz jest w Armenii organizacja, która deklaruje, że „jej celem jest sztuka i psychologia”. Czyli co? Albo kolejna, która jest po to, „aby uczestniczyć w seminariach, konferencjach”. Ale po co? To nie ma sensu.

Ich celem jest bycie a nie rozwiązywanie problemów?

No właśnie. My mamy ludzi z tych organizacji nauczyć, że jeśli jest problem społeczny w danej okolicy, to muszą go ocenić, znaleźć narzędzia do jego rozwiązania i napisać projekt, dzięki któremu zdobędą wsparcie finansowe na rozwiązanie owego problemu.

Zapytam brutalnie: jaki mamy interes w tym, aby pomagać Ormianom?

Etyczny: trzeba się dzielić swoją wiedzą. Ale i praktyczny, bo część naszych ekspertów nabywa wtedy nowych doświadczeń. I w ten sposób zdobywają rangę międzynarodową. Jesteśmy partnerem Komisji Europejskiej, a nie tylko wykonawcą prostych zadań.

No i chyba budujemy sobie także pole do partnerstwa gospodarczego?

Oczywiście. Chcemy, aby wśród tych, którzy przejdą cały proces w programie, znalazły się organizacje skierowane na rozwój gospodarczy, które w efekcie końcowym będą świetnymi kanałami do rozwoju współpracy przedsiębiorstw. To jeden z naszych celów.

Ale trzy miliony ludzi to nie jest wielki rynek.

Każdy nowy rynek jest cenny. A w dodatku to jest przyczółek do wejścia na inne rynki: Armenia graniczy przecież z Turcją, Iranem, Azerbejdżanem i Gruzją. I to czyni z tego kraju atrakcyjne miejsce. Dla nas Armenia jest dobrym rynkiem np. dla rozwoju informatyki, która nie stoi tam na zbyt wysokim poziomie, zwłaszcza technicznym.

Ormianie korzystają także ze wsparcia innych funduszy zagranicznych np. amerykańskich.

Tam są dwa główne źródła wsparcia finansowego: rządowe ze Stanów oraz prywatne z diaspory ormiańskiej rozsianej na całym świecie i ślącej tam ogromne pieniądze. W rezultacie większość inwestycji jest tam realizowana przez obywateli narodowości ormiańskiej mieszkających w innych państwach. Oni są niezwykle silnie związani ze swoim krajem. Większość wyjechała z ojczyzny ze względów ekonomicznych, ale związek emocjonalny, wdzięczność dla kraju przodków są ciągle ogromne. Na przykład w centrum Erewania, stolicy Armenii zbudowany został niezwykle elegancki deptak otoczony niewysokimi apartamentowcami. Ich dolne kondygnacje zajmują biura czy sklepy. A wyżej są puste mieszkania. Ale wszystkie są sprzedane. Bo kupiła je właśnie diaspora. Na wszelki wypadek. Gdyby np. nagle wybuchła wojna w Libanie, to Ormianie wrócą sobie do Erewania, do swojej ojczyzny i będą tam spokojnie czekać aż przebrzmi wszystko co złe. Czy z Paryża sobie wrócą… czy ze Stanów…

Jakie ciekawe cechy kulturowe Pan zaobserwował podczas pobytu w Armenii?

Najbardziej mnie ujęła niesamowita gościnność Ormian. Z naszej słyniemy, ale do ormiańskiej … Oni gościa, jak już go trochę znają, prawie na rękach noszą. Nie masz wrażenia, że robią to w jakimś innym celu poza czystą przyjemnością bycia gościnnym. Poszukują najlepszych dla ciebie rozwiązań. Chcą, żebyś się dobrze czuł.

Bogaci nie są, ale żyją niezwykle interesująco. Przykładowo w Erewaniu jest z dziesięć klubów jazzowych, gdzie są ciągle tłumy ludzi i muzyka gra bez przerwy. Ludzie inaczej wtedy na siebie patrzą. Są budowane fajne emocje.

To wschodnie dusze, więc nie mogę nie zapytać o….

Tak, wódkę się pije, ale bez zmuszania. I nie można się napić bez toastu. A to nie jest zwykłe: Na zdrowie. To jest opowiedzenie pewnej historii, które trwa czasem kilkanaście minut, a toast jest takiej opowieści zwieńczeniem. A! i duże wrażenie robi ruch na ulicach, jak też ilość pojazdów. No i taka osobliwa różnica: tam kierowca nie zatrzymuje się przed przejściem, tylko trąbi na pieszych, by zdążyli przed nim uciec!

Wasza siedziba jest w Erewaniu?

Tak, ale to miejsce pozbawione przepychu. Nastawiamy się na współpracę z mieszkańcami małych ośrodków, więc nie chcemy zrazić naszych klientów. Do tego dyrektorem tego projektu na miejscu jest z pochodzenia Ormianin, z obywatelstwem libańskim, a przez ostatnie lata mieszkający w Paryżu. Na razie obecność właśnie takiej osoby „otwiera nam drzwi” na miejscu, w małych miastach, a nie na salonach UE.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny