Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Białystok potrzebuje elit

Radosław Oryszczyszyn redakcja@ poranny.pl Autor jest socjologiem. Pracuje na Uniwersytecie w Białymstoku.
Białystok jest miastem, w którym jak echo powraca pytanie o tak zwany patriotyzm lokalny.
Białystok jest miastem, w którym jak echo powraca pytanie o tak zwany patriotyzm lokalny.
Wyjście z dusznej atmosfery białostockiej prowincji może się dokonać wyłącznie rękoma albo urodzonych tu młodych białostockich elit.

Białystok jest miastem, w którym jak echo powraca pytanie o tak zwany patriotyzm lokalny. Dziwimy się, dlaczego urodzenie tutaj rzadko jest powodem do dumy, a częściej przykrą, skrzętnie skrywaną "przypadłością". Trudno nam zrozumieć, dlaczego tak rzadko białostoczanie potrafią się chwalić Białymstokiem i z jak dużą łatwością przychodzi nam narzekanie na nasze różne lokalne przywary.

1

Skąd tak wielka skłonność młodych białostoczan do studiowania poza miastem, brak chęci powrotu i, co jeszcze bardziej zaskakujące, błyskawicznego wypierania się swojego pochodzenia? Absolwenci białostockich liceów, kiedy stają się świeżo upieczonymi studentami warszawskich wyższych uczelni, już po kilku tygodniach są "warszawiakami" z krwi i kości.

Socjologowie od dawna zajmują się tym problemem i próbują odpowiedzieć na te pytania. Od dawna też najważniejsi białostoccy badacze podejmujący ten temat unikają mówienia "białostoczanie", pisząc w zamian o "mieszkańcach Białegostoku". Różnica to na pozór tylko błaha. W rzeczywistości jednak istnieje poważna różnica pomiędzy "mieszkańcami Białegostoku", grupą ludzi, których łączy tylko to, że mieszkają w tym samym miejscu, a "białostoczanami"- wspólnotą ludzi połączonych nie tylko miejscem urodzenia czy zamieszkania, ale również podzielanym systemem wartości, dumą lokalną, chęcią służenia wspólnocie.

2

Mówi się często, że Białemustokowi brak jest "kapitału społecznego". Co to oznacza? Kapitał społeczny to ten rodzaju kapitału, który nie znajduje się na kontach bankowych i w naszych portfelach, ale jest kapitałem istniejącym w relacjach międzyludzkich. Amerykański badacz James Coleman wyróżnia kilka form kapitału społecznego. Pisze on, że tam, gdzie taki kapitał istnieje, jednostka powinna poczuwać się do obowiązków wobec wspólnoty oraz posiadać wobec niej pewne oczekiwania. Dodatkowo, kapitał społeczny pozwala na powierzenie przez jednostkę swoich spraw w ręce liderów, którzy cieszą się zaufaniem grupy. Mogą to być członkowie władz samorządowych, a również liderzy organizacji pozarządowych.
Gdyby Coleman miał sposobność poszukiwania kapitału społecznego w Białymstoku, napotkałby na spore trudności. Dla większości białostoczan miasto to nie jest miejscem, od którego powinniśmy czegoś oczekiwać, ani - co więcej - poczuwać się do jakichkolwiek obowiązków wykraczających poza te określone przez prawo.

Zaufanie do władzy jest tutaj bardzo niskie, zaś sprzeciw wobec jej niefortunnych decyzji zazwyczaj przybiera formę bezładnego, emocjonalnego i unikającego rzeczowych argumentów utyskiwania. Wystarczy przypomnieć sobie "konflikt o skwerek przy Ratuszu", protesty obrońców drzew na ulicy Suraskiej czy też niedawne protesty przeciwników osiedla kontenerów mieszkalnych przy ulicy Produkcyjnej. W każdym z tych przypadków obywatele mieli poczucie, że władza jest jej wrogiem, a nie partnerem.

Ci, których wybrano, aby służyć wspólnocie, zostali natychmiast uznani za szkodników. Z drugiej strony władza niechętnie podejmowała dialog z obywatelami, najczęściej próbując stawiać ich przed faktami dokonanymi. Dla każdego wnikliwego obserwatora białostockiej rzeczywistości wnioski nasuwają się same: brak nam kapitału społecznego.

3

Oczywiście kłopot ten to nie tylko bolączka Białegostoku. Większość miast, miasteczek i wsi w Polsce boryka się z tym problemem. Ma on swoje źródła nie tylko w ponurej spuściźnie PRL-u, ale też w fakcie, że mieszkańcy większości dużych miast w Polsce to ludność głównie napływowa. Nawet jeśli urodziliśmy się w mieście takim jak Białystok, jest bardzo prawdopodobne, że nasi rodzice, a jeszcze bardziej pewne - dziadkowie - pochodzili spoza miasta. Wzorce kulturowe i przynależność lokalna nie tworzą się "ot tak", "tu i teraz", lecz potrzeba na to czasu liczonego w pokoleniach.

Grupą, która powinna ten kapitał tworzyć, są lokalne elity, na nadmiar których Białystok również nie cierpi. Powinny się one rekrutować spośród tych, dla których zasady samorządności, obywatelskości i nowocześnie pojmowanego patriotyzmu są czymś naturalnym, czego nie musieli się oni uczyć. Pytanie o białostockie elity jest więc równoznaczne z pytaniem o młodych białostoczan.

4

Warto się nad tym zastanowić zwłaszcza teraz, kiedy zbliża się jesień. Z końcem września setki białostockich licealistów, jak co roku, spakują swoje rzeczy i wsiądą do pociągu relacji Białystok-Warszawa. Będą to również uczniowie najlepszych białostockich liceów. Ludzie, z których za kilka, kilkanaście lat powinna się wykształcić lokalna elita budująca białostocki kapitał społeczny.

Nie powinniśmy się łudzić, że ci młodzi ludzie po ukończeniu studiów wrócą do Białegostoku. Większość z nich pozostanie tam, gdzie studiowała, tłumacząc to zazwyczaj perspektywą wyższych zarobków lub ciekawszej pracy. Indywidualny sukces, własny samorozwój przeważają nad obowiązkami wobec wspólnoty, która tych ludzi ukształtowała. I jeśli osoby te decydują się na przynależność do jakiejś wspólnoty, to jest nią raczej ta nowa - warszawska, krakowska, czy wrocławska.

5

Kto zatem studiuje w Białymstoku? Wszak jest to miasto akademickie, z kilkudziesięcioma tysiącami żaków każdego roku odbierającymi dyplom ukończenia wyższej uczelni. Nie są to, co już wiemy, absolwenci najlepszych białostockich liceów. Ci wybierają emigrację.

Od kilku lat pracuję ze studentami i miałem przyjemność poznać zgoła kilka tysięcy młodych osób, które zdecydowały się studiować w Białymstoku. Zawsze bardziej od tego, dlaczego się na to zdecydowali, interesowało mnie, skąd pochodzą, jakie mają aspiracje i co są w stanie dać Białemustokowi po zakończeniu studiów.

Ci, którzy podejmują studia na najbardziej prestiżowych białostockich kierunkach, to najczęściej młodzież z podlaskich wsi i miasteczek, takich jak Bielsk Podlaski, Hajnówka, Krynki, Michałowo czy Sokółka. Mechanizm ich ucieczki jest bardzo podobny do ucieczek ich rówieśników z Białegostoku. Nie widząc dla siebie perspektyw w tych małych podlaskich miasteczkach, najbliższe miasto wojewódzkie traktują często jako szczyt swoich aspiracji życiowych i zawodowych. Białystok jest dla nich tym, czym Warszawa dla absolwentów białostockich ogólniaków - miejscem, które daje możliwości samorozwoju, gdzie jest dobrze płatna praca, gdzie kwitnie życie kulturalne.

Każdego października, wraz z ucieczką lokalnej młodzieżowej elity, przyjeżdża więc do Białegostoku elita podbiałostockiej prowincji, aby rozpocząć tu studia i tworzyć nieistniejący, a jakże potrzebny kapitał społeczny. Lecz czy jest w stanie? Wszak ludzie ci, z oczywistych względów, nie odczuwają głębokiej tożsamości z Białymstokiem. Oni swoją więź z miastem muszą budować od nowa, co nie daje żadnej gwarancji, że staną się lokalnymi elitami, przywiązanymi do lokalnej społeczności i gotowymi jej służyć.

6

Może się dziać i często dzieje się jeszcze gorzej. Białystok, miasto o niskim poczuciu własnej wartości, okazuje się często nie spełniać pokładanych w nim przez nowych białostoczan nadziei. Pojawia się często tak zwany efekt miejskich neonów: bardzo szybko wielkie nadzieje pokładane przez przybyszów z prowincji pryskają jak bańka mydlana.

Miasto, które miało być ucieleśnieniem marzeń, nie okazuje się tak wspaniałe, jak to pokazywała telewizja. Poczucie zawiedzionych nadziei prowadzi do emocji negatywnych. To, co mieliśmy kochać, a co nie spełniło pokładanych w tym czymś nadziei, zaczynamy w pewnym momencie nienawidzić.

Nowi białostoczanie nie zbudują więc kapitału społecznego. Nie pokażą innym, jak kochać Białystok i jak być z niego dumnym. Powstaje społeczna próżnia - ci, którzy urodzili się w Białymstoku, uciekają stąd, zaś ich miejsce jako potencjalnych elit zajmują ci, którzy tymi elitami być nie mają ochoty, bo nie czują z tym miejscem głębszego związku. Czy jest jakieś wyjście z tego "zaklętego kręgu"?

7

Wiadomo, że kapitał społeczny są w stanie zbudować przede wszystkim ludzie młodzi. Dlatego też Białystok powinien się stać atrakcyjny nie tyle dla turystów czy też inwestorów, a dla młodych. Nie tylko dla tych, którzy tu się urodzili, ale również dla każdego dziewiętnastoletniego mieszkańca Europy. Powinno to być miasto, które przyciąga nie tylko kapitał finansowy, ale przede wszystkim kapitał nagromadzony w ludziach: energię do działania, patriotyzm lokalny i poczucie wspólnoty.

Tym, co może sprawić, że Białystok stanie się miastem atrakcyjnym dla młodych, jest przede wszystkim dobrze rozwinięty, nowoczesny i zróżnicowany system edukacji. Żyjemy w czasach, w których to uczelnie, biblioteki i laboratoria naukowe stanowią o sile miast, regionów czy państw. To uczelnie, biblioteki i laboratoria powstrzymają naszych licealistów przed emigracją, a młodzież z Europy i świata przekonają, że warto tu przyjechać, studiować, a może zostać na stałe.

Wyjście z dusznej atmosfery białostockiej prowincji może się dokonać wyłącznie rękoma albo urodzonych tu młodych białostockich elit, albo przybyszów z zewnątrz, którzy decyzję o przybyciu tu podejmą nie z braku alternatywy, a z głębokiego poczucia, że to może być ich miejsce. Dopiero wtedy będziemy mogli mówić o "białostoczanach", a nie tylko "mieszkańcach Białegostoku".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny