Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Białystok - potęga w branży włókienniczej

Andrzej Lechowski dyrektor Muzeum Podlaskiego w Białymstoku
Winieta numeru specjalnego Dziennika Białostockiego z września 1922 roku.
Winieta numeru specjalnego Dziennika Białostockiego z września 1922 roku.
Gospodarka głupcze! To robiące karierę powiedzenie Billa Clintona nic nie odkryło, raczej dowiodło, że ówczesny amerykański kandydat na prezydenta dobrze znał historię i rozumiał jej mechanizmy. Wiosną 1922 roku w całej Polsce zaczęto rozpowszechniać informacje, że sukno produkowane w Białymstoku jest złej jakości i daleko mu do łódzkiego.

Białostocki przemysł ledwo dźwigał się z zapaści, którą spowodowała wojna światowa. W 1922 roku w mieście działało zaledwie 113 fabryk włókienniczych, co przy liczbie 233 fabryk w 1907 roku dowodziło stanu upadku. Mało która z tych ocalałych z wojennej zawieruchy fabryk zatrudniała więcej niż 100 robotników. Ci, którzy przekraczali tę magiczną liczbę byli prawdziwymi potentatami. Należał do nich Juliusz Flakier, w którego fabryce kołder pracowało 170 robotników.

U Gubińskiego w fabryce kołder i sukna zatrudnionych było blisko 150 ludzi. W tkalni sukna Halperna i Krykuna pracowało 100 tkaczy i tyle samo było u Rozdentala.

Natomiast mega potentatami białostockiego światka byli bracia Commichau. W ich fabryce pracowało 267 robotników. U Markusa 280, a u Poreckiego i Gawieńskiego 300. Niewiele ustępowali im Szoen z 230 zatrudnionymi oraz bracia Nowikowie z 200 robotnikami.

Ale i tak wszyscy oni borykali się z ogromnymi kłopotami. Podjęto próbę zaradzenia temu stanowi rzeczy. Najwięksi założyli Związek Wielkiego Przemysłu Białostockiego. Zaraz po nich Polak, Gotlib, Sokół i Zilberfenig powołali do życia Krajowy Związek Fabrykantów Włókienniczych. Wkrótce 40 kolejnych, mniejszych przedsiębiorców zawiązało Okręgowy Związek Fabrykantów i Przemysłowców. Organizacje te pomagały swym członkom w szukaniu rynków zbytu i zwalczaniu nieuczciwej konkurencji. A ta nie próżnowała.
Wiosną 1922 roku w całej Polsce zaczęto rozpowszechniać informacje, że sukno produkowane w Białymstoku jest złej jakości i dużo mu do łódzkiego. W tę czarną propagandę uwierzyli też i białostoccy kupcy. Zaczęli odmawiać miejscowym producentom przyjmowania ich towaru. Ci nie widząc innej drogi ratunku zaczęli obniżać ceny.

Na to tylko czekali łódzcy spekulanci. Natychmiast zaczęli wykupywać białostockie wyroby. Następnie "nalepiali łódzkie marki i sprzedawali białostockim kupcom jako wyroby łódzkie". Co oczywiste, cena była też łódzka. Jednocześnie przybywający do Białegostoku repatrianci z Rosji opowiadali, że "na rynku moskiewskim pojawiło się sukno wyrobu białostockiego". Od lat cieszyło się ono w Rosji zasłużoną, doskonałą opinią. Jedno się zmieniło - cena. Ta za sprawą pośredników była "oczywiście nader wygórowana". Niektórzy z repatriantów mieli na sobie ubrania uszyte "z materiałów wyrobionych w tym roku w Białymstoku". Wkrótce okazało się, że ten eksport zorganizowany został przez przemytników.

Miesiące letnie 1922 roku przyniosły pewne ożywienie w handlu. W Białymstoku, jak dawniej, był ruch w składach fabrycznych. Do miasta przyjeżdżali kupcy poszukujący sukna, kołder, waty, pluszu. Istotnym impulsem tego ożywienia gospodarczego okazały się zapowiedziane na wrzesień 1922 roku II Targi Wschodnie we Lwowie. Ogłoszono, że w białostockim "pięknym pawilonie dla handlu i przemysłu" swoje wyroby prezentować będą Nowikowie, Cytron, Trylling, Szatja, Becker i Gubiński. Liczono, że ci "pierwsi pionierzy przez uzyskany rozgłos i wynik swej pracy i trudów, będą zachętą do naśladowania".
Z okazji zbliżających się targów redakcja Dziennika Białostockiego wydała Numer Specjalny poświecony wyłącznie "sprawom przemysłu i handlu". Redaktor naczelny gazety Antoni Lubkiewicz z pewną egzaltacją pisał, że "w rozdygotaniu warczących dniem i nocą maszyn, w poświście sunących w nieskończoność pasów transmisyjnych, w stukocie wrzecion i krosien, rośnie i potężnieje przemysł białostocki. Żmudną pracą stulecia zbudowano ten przemysł, który tysiącom robotników daje pracę, a z Białegostoku czyni stolicę przemysłu".

Dalej redaktor widział już tylko świetlaną przyszłość. Wieszczył, że i "przyszłość Białegostoku jest zapewniona. Ma własny rynek z 30 milionami głów". Zapowiedział też Lubczyński agresywną ekspansję białostockich towarów do Rosji i na Ukrainę. Wiedział, że właśnie białostoczanie górują nad innymi, posiadając "bezkonkurencyjną znajomość terenu i stosunków rosyjskich".

Twierdził również, że białostoczanie opanują wkrótce Bałkany, a szczególnie Rumunię i Bułgarię. Przy tym całym hura optymizmie dostrzegał i niebezpieczeństwa. Były nimi "czynniki rządowe", które białostockie sfery gospodarcze traktowały per noga. Zapowiadał więc, że gdy rząd pomoże, to Białystok "odegra też rolę w handlu tranzytowym, słowem przyszłość zapowiada się pomyślnie".

I rzeczywiście. Przeglądając numer specjalny Dziennika Białostockiego odnosi takie się wrażenie, że wszystko jest na najlepszej drodze. No cóż. Widać, że propaganda sukcesu to stary wynalazek. Tak ona, jak i Lubkiewicz nie przewidziała, że może przyjść kryzys.

Clinton by poradził - gospodarka, nie propaganda, głupcze!

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny