Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Białystok pięciu stref społecznych. Gdzie mieszkają najbogatsi, a gdzie ubodzy.

Tomasz Mikulicz
W drugiej strefie mieszkają w przeważającej mierze ludzie ubożsi. Najczęściej są to emeryci i studenci. Pierwotnie była to jednak strefa elit.
W drugiej strefie mieszkają w przeważającej mierze ludzie ubożsi. Najczęściej są to emeryci i studenci. Pierwotnie była to jednak strefa elit. Fot. sxc.hu
Od centrum na wszystkie strony rozchodzą się coraz to większe, nieregularne okręgi. W Białymstoku jest ich pięć.

Dzielenie miasta na strefy to pomysł działającej na przełomie XIX i XX wieku tzw. szkoły chicagowskiej. Tacy socjologowie jak Robert Park czy Ernest Burgess twierdzili, że istnieje zależność między zachowaniem człowieka a okolicą, w której mieszka. Można na tej podstawie stworzyć swego rodzaju schemat. Wygląda to w ten sposób, że od centrum na wszystkie strony rozchodzą się coraz to większe, nieregularne okręgi. W Białymstoku jest ich pięć.

W obrębie pierwszego takiego okręgu mieści się ścisłe centrum. To tam skupiają się duże sklepy, banki, hotele, urzędy itd. W naszym mieście strefa ta leży między aleją Piłsudskiego, ulicą Krakowską, Kalinowskiego i Skłodowskiej (do skrzyżowania z Waszyngtona). Swoim zakresem obejmuje też Pałac Branickich i część ulicy Mickiewicza. - Jeżeli się uprzeć, to można ją jeszcze poszerzyć o okolice ulicy Świętojańskiej, bo od kiedy powstała tam galeria Alfa, sporo mieszkańców właśnie tam spędza wolny czas - mówi prof. Andrzej Sadowski, dziekan Wydziału Historyczno-Socjologicznego Uniwersytetu w Białymstoku.

Druga strefa, nazywana przez profesora przejściową, okala pierwszą i zamyka się w obrębie ulicy Towarowej, Poleskiej, Kopernika, Bohaterów Monte Cassino, Zwierzynieckiej i Piastowskiej.

- I to właśnie dzięki połączeniu tych dwóch ostatnich wyklarował się nam zamknięty okrąg - mówi Sadowski.

W tak zakreślonej strefie mieszkają w przeważającej mierze ludzie ubożsi. Najczęściej są to emeryci i studenci. Pierwotnie była to jednak strefa elit.

- Kiedy po II wojnie światowej zaczęły się tworzyć takie osiedla jak Sienkiewicza, Mickiewicza czy Przydworcowe, każdy chciał tam zamieszkać. Pamiętam, że w latach 70. szczytem marzeń było dostanie mieszkania na Piaskach. Po upadku komunizmu sytuacja się odwróciła. Ludzie zaczęli opuszczać bloki z chęcią zamieszkania w domach jednorodzinnych. Na blokowiskach zostały więc osoby starsze, które nie chciały się nigdzie ruszać, oraz osoby, które nie mogły sobie pozwolić na kupno domu. Opuszczone po bogatszych lokatorach mieszkania zaczęły być wynajmowane. Dlatego też w blokach okalających centrum mieszka sporo studentów - opowiada Sadowski.

Kolejną z wyodrębnionych przez niego stref jest strefa robotniczo-przemysłowa. Tutaj granica opiera się mniej więcej na ulicy 27 Lipca, Andersa, Maczka, Kleeberga i Elewatorskiej. Później obwódka naszego nieregularnego kółka przecina Starosielce i po obrzeżach miasta dociera do ulicy Ciołkowskiego, obejmuje Dojlidy, biegnie Plażową i dalej, zamyka się na styku z 27 Lipca. W obrębie tego dość sporego terenu mieszczą się zakłady pracy.

- Ktoś mógłby powiedzieć, że tak było w minionej epoce, a teraz tereny te w większości nie spełniają już funkcji przemysłowych. To prawda, ale pamiętajmy, że wciąż przecież istnieją na przykład: Elektrociepłownia i Bison-Bial przy Andersa, browar na Dojlidach czy też huta szkła niedaleko 27 Lipca. Przecież pracuje tam sporo ludzi - wyjaśnia profesor.

Kolejną, czwartą już strefę zajmują przedstawiciele tworzącej się właśnie tzw. klasy średniej. - Są to ludzie sukcesu, którzy po upadku komunizmu przenieśli się z bloków ze strefy drugiej do własnych domów. Dzięki temu powstały takie osiedla jak Jaroszówka, Wyżyny, Dojlidy Górne czy też Nowe Miasto - mówi Sadowski.

Ostatnia już strefa obejmuje obrzeża miasta i często wychodzi poza jego obręb. - Są to na przykład nieregularnie poustawiane wille na trasie do Zabłudowa czy Warszawy. Mieszkają tam ludzie tzw. aspirujący, którzy pragną należeć do klasy wyższej. Kupują więc tanim kosztem ziemię od rolników i stawiają sobie okazałe domy. Często odbywa się to w sposób bardzo chaotyczny, stąd też tamtejsza zabudowa może się nam wydać dość przypadkowa - opisuje profesor.

O chaosie architektonicznym terenów podmiejskich mówi też Janusz Kaczyński, białostocki architekt. - To taka trochę strefa chaosu. Nie dość, że możemy tam spotkać zupełnie niepasujące do siebie wille, to jeszcze sporo jest salonów samochodowych, warsztatów itd. I to wszystko oczywiście przy braku jakiegokolwiek planowania przestrzennego - opowiada. Dodaje, że biorąc pod uwagę architekturę, poza wspomnianą strefą chaosu można w Białymstoku wyróżnić jeszcze dwa charakterystyczne obszary.

- Pierwszy to ścisłe centrum z zalążkiem starego miasta i występującymi tu takimi znamiennymi zabytkami jak Pałac Branickich czy kościół farny. Drugą, okalającą centrum strefą jest tzw. sypialnia. W jej skład wchodzą osiedla bloków i domków jednorodzinnych - mówi Kaczyński.

Zwraca uwagę na to, że aby Białystok mógł się dalej rozwijać, należy wzmocnić centrum i rozciągnąć je tak daleko, jak się tylko da. - Władze miasta powinny wspierać wszelkie zmierzające ku temu inicjatywy. Uważam też, że należy robić wszystko, aby do centrum niejako dołączyć okolice ulicy Warszawskiej i Bojary - opowiada Kaczyński.

Profesor Sadowski podkreśla zaś, że ten proces już się powoli odbywa. - Przy Warszawskiej powstało przecież niedawno Centrum Zamenhofa, jest tam Muzeum Historyczne i Wydział Ekonomii i Zarządzania UwB. Jeżeli zaś na Bojarach powstałby piękny skansen, który przyciągnąłby tam ludzi, to również ta dzielnica stałaby się częściej niż dziś odwiedzana - mówi.

Dodaje, że o charakterze centrum może w przyszłości przesądzić obserwowany ostatnimi czasy ciekawy proces.

- Na razie ma on w Białymstoku charakter szczątkowy, ale myślę, że z biegiem lat będzie coraz bardziej widoczny. Chodzi o wracanie ludzi bogatych do wspomnianej przeze mnie strefy drugiej. Wiąże się to z występującym na całym świecie tworzeniem się tzw. klasy metropolitalnej. W jej skład wchodzą pracoholicy, ludzie, którzy muszą być wciąż dyspozycyjni, ci, którzy przedkładają robienie kariery nad zakładanie rodziny, itd. Często nie chcą oni tracić czasu na to, by dojeżdżać do swoich miejsc pracy. Tak więc z odległych domków jednorodzinnych wprowadzają się do bloków w pobliżu centrum - opowiada Sadowski.

Podkreśla, że przedstawiciele nowej klasy, w przeciwieństwie do studentów czy emerytów, mają pieniądze na remonty elewacji, tworzenie ozdobnych tarasów, wind itd. Nieraz przebijają ściany i z dwóch mieszkań robią jedno. Często też zajmują tzw. lofty, czyli pomieszczenia po dawnych fabrykach, i przerabiają je na okazałe mieszkania.

- Może kiedyś centrum Białegostoku będzie dzięki temu przypominało śródmieście Paryża, gdzie od stuleci kwitnie życie kulturalne. To właśnie tam swoje pracownie mają wszelkiego rodzaju artyści, tam się najwięcej dzieje - mówi dr Elżbieta Gawryluk z Instytutu Socjologii UwB. Dodaje, że w najbujniejszym okresie rozwoju miasta, czyli w XIX wieku, to w centrum mieszkały elity.

- Ludzie z warstwy wyższej (czyli w tamtym okresie głównie fabrykanci) mieszkali głównie przy ulicy Warszawskiej i częściowo przy Lipowej. To tam powstawały wystawne pałacyki. W centrum było też sporo kamieniczek, które często były wynajmowane pod usługi. Policzyłem kiedyś, że w połowie lat 30. XX wieku w obrębie Rynku Kościuszki stało 49 budynków, w których było zlokalizowanych aż 465 rozmaitych sklepików, zakładów usługowych czy niewielkich knajpek - mówi Andrzej Lechowski, historyk i dyrektor Muzeum Podlaskiego.

Pod koniec okresu międzywojennego w okolicach dzisiejszej ulicy Świętojańskiej zaczęła się tworzyć kolonia urzędnicza. Jeżeli chodzi o ubogie dzielnice robotnicze, to były to oczywiście Chanajki. - Po II wojnie światowej wszystko uległo zmianie. Kiedy w 1956 roku wydano pierwszy powojenny przewodnik po Białymstoku, jako jedno z najważniejszych osiągnięć nowego ustroju uznano w nim budowę bloków w rejonie ulicy Zamenhofa i Białówny. Autor przewodnika pisał, że w miejscu burżuazyjnych domów wyrosło osiedle, na którym szanuje się sprawiedliwość społeczną. Często więc zdarzało się tak, że w jednym bloku mieszkali obok siebie główny inżynier z fabryki i zwykły robotnik - opowiada Lechowski.

Podkreśla, że w komunizmie dało się też zauważyć zjawisko polegające na tym, że ludzie mniej zwracali uwagę na to, obok kogo mieszkają, a bardziej na to, czy będą mieli blisko do pracy. - Teraz już się to nieco zmienia. Często jednak nawet na słynnych osiedlach "za szlabanem" dobór jest dość przypadkowy. Liczy się to, ile ktoś ma pieniędzy, a nie to, jakie ma wykształcenie czy też potrzeby intelektualne - mówi Lechowski.

Dodaje jednak, że powoli i u nas tworzy się już tzw. klasa średnia. - Czasy fury, skóry i komóry mamy już raczej za sobą - śmieje się.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny