Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Białystok ma Plac Wyzwolenia

Tomasz Maleta
Plac Wyzwolenia w Białymstoku.
Plac Wyzwolenia w Białymstoku. Wojciech Wojtkielewicz
Nazwa była na tyle uniwersalna i neutralna, że wpasowała się też w pięć (niepełnych) dekad PRL-u. A przecież jak wiadomo wszystko to, co w jakimś sensie odwoływało się do idei niepodległości rodem z II RP nie było przez władzę ludową akceptowane i tolerowane.

Zrobiliśmy to z powodów politycznych - tak Tadeusz Truskolaski odpowiadał w marcu podczas spotkania z mieszkańcami Wygody na pytanie o zmianę nazwy ul. 27 Lipca (teraz patronuje jej 42. Pułk Piechoty - duma przedwojennego Białegostoku, już wcześniej na tym samym osiedlu była ulica o tej nazwie).

To emocjonalne wyznanie w duchu polityki historycznej środowiska, od którego na co dzień prezydent tak bardzo się odżegnuje, pozostawało w kontraście z obawami mieszkańców o koszty takiej przymusowej "przeprowadzki". Bo jakby nie patrzeć prezydent z urzędu odkomunizował ulicę. A przecież od dawna wiadomo było, że tak na dobrą sprawę jej los - przynajmniej na tym fragmencie, na którym pokrywa się z budowaną Trasą Generalską - i tak się w tym roku odmieni. Trudno bowiem przypuszczać, by pośród generałów była wyrwa. Bo jak to miałoby być: Kleeberga, Maczka, Andersa, 27 Lipca, Sulika. A tak będzie Kleeberga, Maczka, Andersa, Sulika.

Ta częściowa korekta w nazewnictwie, w odróżnieniu o tej kompleksowej zmiany, którą zaproponował prezydent, nie rodziła problemów z numeracją. Jak argumentował jeden z mieszkańców wraz z nadaniem nazwy ulicy będącej przedłużeniem Andersa imieniem gen. N. Sulika początkowe numery domów z ulicy 27 Lipca będą numerami początkowymi ulicy gen. Sulika, 27 Lipca będzie miała po prostu numerację zaczynającą się od 13. czy 15.

Mieszkańcy nie rozumieli, dlaczego urząd miejski nagle chciał uporządkować tę numerację zmieniając nazwę ul. 27 Lipca, skoro nie robił nic z numeracją innych ulic poprzecinanych zabudową wielorodzinną czy torami. Otwarte wyznanie prezydenta podczas marcowego spotkania z mieszkańcami nie zostawiało cienia wątpliwości, co legło u podstaw zmiany nazwy ulicy.

Czerwona legenda

Gdyby zapytać białostoczan, z czym im się kojarzy 27 lipca, większość bez wątpienia odpowiedziałaby, że z ulicą o tej nazwie. Zapewne niektórzy skojarzyliby, że przy niej swoją bazę mają oddziały prewencji policji. Starsi pamiętają, że tam dawniej mieściły się odwody zmotoryzowane Milicji Obywatelskiej. Inni powiedzą, że tą ulicą jeździli w swoim czasie do szklarni po warzywa, jeszcze inni, że do firmy oczyszczającej śmieci. Ale gdyby tak podrążyć i zapytać, co tego dnia takiego ważnego się wydarzyło, to zapewne niewielu wiedziałoby. I nie jest to tylko syndrom białostocki. W ostatni poniedziałek w jednej z ogólnopolskich audycji radiowych reporter zapytał młodych ludzi, z czym kojarzy im się 22 lipca. Wszyscy jak jeden mąż odpowiedzieli, że z niczym. Nawet przy pytaniach dodatkowych o wiedzę wyniesioną ze szkoły nie byli w stanie zidentyfikować kartki, niegdyś czerwonej, w kalendarzu.

27 lipca 1944 roku Sowieci weszli po raz trzeci do Białegostoku. Pierwszy raz wkroczyli w czasie wojny polsko-bolszewickiej w 1920 roku. Wtedy to w Pałacu Branickich zainstalował się rząd tymczasowo-rewolucyjny z Dzierżyńskim i Marchlewskim na czele. Na szczęście na krótko, ostatnim akordem ich wypędzania z miasta był bitwa białostocka.

Drugi raz sowieci weszli do naszego miasta we wrześniu 1939 roku na mocy paktu Mołotow-Ribbentrop. Miesiąc później - obradujące w budynku Teatru Dramatycznego - Ludowe Zgromadzenie Delegatów ogłosiło przyłączenie Białostocczyzny do Zachodniej Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, czyli Kraju Rad. W lutym 1940 roku rozpoczęły się deportacje mieszkańców na Wschód. Sojusz gwiazdy, sierpa, hakenkreuza i młota przetrwał dwa lata. Dla ludności żydowskiej rozpoczynał się Holokaust, przed widmem którego wielu uciekło we wrześniu 1939 roku do Białegostoku, dla innych mieszkańców groza okupacji hitlerowskiej, której symbolem jest Grabówka (w tej podbiałostockiej miejscowości Niemcy rozstrzelali 16 tys. osób różnej narodowości).

Trzy lata później sytuacja się odwróciła. W rodzącym się - z trwającej jeszcze wojny - nowym ładzie światowym to czerwonoarmiści rozdawali karty. 27 lipca 1944 roku wkroczyli po raz trzeci do Białegostoku. W zasadzie byli w nim już u zmierzchu poprzedniego dnia, ale dopiero nazajutrz do miasta przybyli delegaci lubelskiego PKWN. I stąd 27 lipca uznano za dzień wyzwolenia spod okupacji hitlerowskiej. Rosjanie jak wjechali czołgami, tak pozostali przez pół wieku (ostatni żołnierz opuścił Polskę w 1993 roku).

Ten pierwszy, którzy wykurzał Niemców z Białegostoku, wjechał właśnie szosą od północnego-wschodu i utknął na pagórku przy obecnym wiadukcie na Sienkiewicza. Stanął, bo się zepsuł. Tak mówiła czerwona legenda. Do tego stopnia, że w połowie lat 70. przyjechał do Białegostoku ten, który kierował tym czołgiem (faktycznie T-34 na tamtą uroczystość podarowało LWP). Czerwonoarmista odsłonił pamiątkową tablicę, która w 1989 roku zniknęła z czołgu. Kilka lat temu T-34 odjechał do muzeum. Od tamtej pory po czerwonej legendzie w przestrzeni publicznej w zasadzie pozostała już tylko nazwa ulicy (od września 1968 roku), którą władze miasta w tym roku odkomunizowały.

- Bo to nie było wyzwolenie, a zniewolenie - argumentował emocjonalnie Tadeusz Truskolaski mieszkańcom Wygody.

Paradoks odkomunizowania

Z jednej strony takie pryncypialne stanowisko prezydenta nie dziwi. Zwłaszcza jeśli przypomnimy sobie jego afirmację napisu zawieszonego na pomniku Bohaterów Ziemi Białostockiej. Bóg, Honor, Ojczyzna - został umieszczony na monumencie przy Placu Uniwersyteckim w październiku 2011 roku. Zawiesili go działacze Społecznego Komitetu Odkomunizowania tego pomnika.

Tyle że już raz pomnik został odkomunizowany - 31 marca 1990 roku. Najpierw w farze wmurowana została tablica pamiątkowa poświęcona poległym za wolną Polskę (w podobny sposób w tym samym roku odkomunizowano budynek komendy na Placu Wyzwolenia). Następnie procesja przeszła przed pomnik, który został poświęcony przez duchownych i katolickich, i prawosławnych. Wówczas też dostawiono kamień z orłem w koronie.

Akcji odkomunizowania pomnika z października 2011 roku wzbudziła wiele emocji. Jej organizatorzy tłumaczyli, że takie zmiany proponowali już wcześniej, ale nie uzyskali na to zgody. W ich ocenie pomnik to symbol sowieckiego ucisku, a podobne są w Polsce demontowane. Obok oczywistego kontekstu historyczno-politycznego (pomnik odsłonięto w 1975 rok) nie brakowało skądinąd uprawnionych głosów o zeszpeceniu dzieła sztuki, nielegalnej samowoli, naruszenia praw autorskich miękkości prawa. Prokuratura Rejonowa Białystok-Południe najpierw rozpatrywała zdarzenie jako uszkodzenie mienia miasta. Ostatecznie jednak odmówiła wszczęcia śledztwa, bo prezydent Białegostoku, jako osoba uprawniona, nie zdecydował się złożyć wniosku o ściganie, a ten był konieczny przy tak przyjętej przez śledczych kwalifikacji prawnej.

- Nie pochwalam tego typu działań - mówił prezydent Tadeusz Truskolaski. - Ale w tym przypadku umieszczone treści okazały się tak ważne dla narodu polskiego, że nikt przeciwko nim nie występuje. Dlatego my też nie będziemy prowadzić już żadnych działań.
Paradoksalnie legitymizacja napisu przez prezydenta być może uchroniła w ogóle pomnik przed rozbiórką w przyszłości. Zwłaszcza w kontekście wyroku, jaki zapadł w lipcu 2013 roku w warszawskim sądzie dla Pragi-Północ. Tamtejsza Temida miała zbadać czy pomalowanie farbą pomników sławiących Armię Czerwoną było przestępstwem. Oskarżeni o ten czyn zostali dwaj 21-latkowie. Co prawda sędzia przyznała, że dowody wskazują, że to oni oblali czerwoną farbą pomniki "Braterstwa Broni" oraz "Wdzięczności Armii Radzieckiej" i umieścili na nich napis "czerwona zaraza", ale sprawę umorzyła. Powód: "w rozumieniu art. 261 Kodeksu Karnego obiekty nie spełniają definicji pomnika, bowiem ochronie prawnej podlega obiekt wzniesiony dla upamiętnienia zdarzenia bądź uczczenia osoby, której ta cześć jest należna".

- W obecnych realiach politycznych z krajobrazu naszego kraju zniknęło wiele pomników dokumentujących poprzednią epokę. Również obiekty "Wdzięczności Armii Radzieckiej" oraz "Braterstwa Broni" powinny ulec rozebraniu. Tym bardziej, iż takie wnioski były składane już dwukrotnie. Fakt, iż oba obiekty nadal istnieją nie nobilituje ich do rangi pomnika i nie uzasadnia ochrony prawno-karnej - relacjonowała "Rzeczpospolita" uzasadnienie sądu.

W polskim systemie prawnym precedensy nie występują, ale nie ma też żadnych gwarancji, że podobny wyrok nie zapadłby w kontekście odkomunizowania Pomnika Bohaterów Ziemi Białostockiej. I jeśli sąd uznałby go - podobnie jak ten praski - za zakłamane świadectwo historii w dziejach miasta i regionu, to czy prezydent nie musiałby go rozebrać? A tak przyzwoleniem na bądź co bądź nielegalne odkomunizowanie zachował pomnik dla potomności.

Plac Wyzwolenia

To znamienne miejsce w dziejach Białegostoku. I od razu rodzi się pytanie: O jakie wyzwolenie chodzi? Oczywiście dla historyków jest to pytanie retoryczne, ale w zbiorowej pamięci miasta i przeciętnych białostoczan już niekoniecznie. Niegdyś wielka przestrzeń, dziś została tylko uliczka o nazwie Plac Wyzwolenia. Przy niej dwa bloki, naprzeciwko gmach Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku (w poprzednim systemie - siedziba Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych i jego pochodnych). Obok odrestaurowana kamienica przylegająca do szkoły odzieżowej. Przed wojną w tym miejscu stała okazała cerkiew Zmartwychwstania Pańskiego.

Budowę soboru rozpoczęto w 1898 roku. Obiekt został ukończony tuż przed wybuchem I wojny światowej, ale nie został poświęcony i wykończony od środka. Tym samym nie przejął funkcji głównej świątyni prawosławnej miasta. Na wymiarze religijnym swoje piętno odcisnęły też inne kwestie. Przez Polaków - jak czytamy na stronie portalu skyscrapercity.pl - była traktowana jako pomnik 300-lecia panowania carskiej dynastii Romanowów (właśnie w takiej intencji była wznoszona). Miało to swoje reperkusje także w niepodległej Polsce. Już w latach dwudziestych w jednym z białostockich dzienników ukazał się artykuł w "Obronie naszych cerkwi na Placu Wyzwolenia". Po jego publikacji autor trafił do więzienia, a sprawa nabrała wydźwięku krajowego. Od 1933 r. w Sądzie Okręgowym w Białymstoku toczył się proces cywilny o prawo własności do Placu Wyzwolenia. Powództwo zgłosił konsystorz prawosławny z Grodna przeciwko Skarbowi Państwa i miastu Białystok. W pozwie Cerkiew prawosławna utrzymywała, że plac ten otrzymała na własność w 1899 r. Ostateczna decyzja była jednak niekorzystna dla skarżących i w maju 1938 r. przystąpiono do rozbiórki cerkwi, która przez całe lata międzywojenne stopniowo zamieniała się w ruinę. Szkoda, że świątynia nie przetrwała do naszych czasów.

Powiew wolności wynikający z powrotu do macierzy Białegostoku w 1919 roku odcisnął także swoje piętno w nazewnictwie miejsca, przy którym stała cerkiew. Jak podają Tomasz Fiedorowicz, Marek Kietliński, Jarosław Maciejczuk w publikacji "Białostockie ulice i ich patroni" plac, przy którym stała świątynia, z potocznie nazywanego Sobornym został - decyzją Tymczasowego Komitetu Miejskiego z 17 kwietnia 1919 roku - przemianowany na Plac Wyzwolenia. I ta nazwa została do dziś. Co więcej, prawdopodobnie jest jedną z nielicznych, której nie zmieniono oficjalnym dokumentem. Ani po 22 września 1939 rok, ani za okupacji niemieckiej, ani po kolejnym wejściu czerwonoarmistów. Archiwiści nie wykluczają, że być może, gdzieś w jakimś pokoju zapadła decyzja o zmianie nazwy placu. Trudno też sobie wyobrazić, by pod władzą obu okupantów wisiały tabliczki z taką nazwą. Faktem jednak jest to, że nie zachował się na ten temat żaden dokument. W przeciwieństwie do innych placów i ulic, których nazwy były wielokrotnie zmieniane.
Nazwa Plac Wyzwolenia była na tyle uniwersalna, że wpasowała się też w pięć (niepełnych) dekad PRL-u. A przecież jak wiadomo wszystko to, co w jakimś sensie odwoływało się do idei niepodległości rodem z II RP nie było przez władzę ludową akceptowane i tolerowane. I z tak zachowaną ciągłością nazwę Plac Wyzwolenia - dziś odzwierciedlającą przesmyk miedzy ul. Sienkiewicza a Fabryczną - mamy nadal. Wciąż bez odpowiedniej uchwały. Miejscy urzędnicy przyjęli, że skoro nazwa istniała w wykazie ulic z lat 30, 50 i 70, to w zupełności wystarczy ten zwyczaj uznać za podstawę prawną.

Nowa, stara nazwa

Przykład z Placem Wyzwolenia pokazuje, że czasami nazwy ulic mogą przetrwać na przekór tzw. logiki dziejów. A szczególnie wtedy, gdy ta sama nazwa może też mieć zupełne inne odzwierciedlenie w historii miasta. I jeśli nawet duch takiej filozofii nie odpowiada najbardziej zatwardziałym legalistom, to wystarczy w ostateczności tylko zmienić treść uchwały patronackiej. Taki pomysł odnośnie ulicy na Wygodzie zgłosił jeden z mieszkańców.

- Dlaczego nie zamienić nazwę ulicy 27 Lipca na 27 Lipca. Wystarczyłoby tylko zmienić uzasadnienie do uchwały. Zamiast 27 lipca na cześć "wyzwolenia" Białegostoku przez Armię Czerwoną w 1944 r., można nadać inną cześć dnia 27 Lipca - ale roku 1691roku. Zgodnie z moją wiedzą dnia 27 lipca 1691r. Białystok otrzymał prawa miejskie - dlaczego by tego nie uczcić? Taka zmiana ma same plusy: nie zmieniamy dokumentów, nie ponosimy kosztów, a jednocześnie przeprowadzamy dekomunizację - pisał w lutym Czytelnik w liście do "Gazety Wyborczej".

Jednym zdaniem proponował nową, starą nazwę ulicy. Pragmatyczne odkomunizowanie zamiast odkomunizowania aksjologicznego. Jedno nie wyklucza drugiego, najlepiej by nawzajem się zazębiały. W przeciwnym razie rykoszetem zrodzą kolejne paradoksy. W tym przypadku mielibyśmy zarówno ten historyczny (bo nie ma dokumentu potwierdzającego jednoznacznie, że owego dnia roku pańskiego 1691 miasto otrzymało prawa miejskie, choć za Wikipedią powtarza to cały świat), jak i topograficzny. Bo teraz prezydent w zasadzie powinien pójść za ciosem i odkomunizować inne ulice w pobliżu dawnej ul. 27 Lipca, którym patronują apologeci dawnego systemu. Na pobliskim osiedlu takich miejsc nie brakuje. Co ciekawe, niedaleko jest ul. Aleksandra Gorbatowa - dowódcy armii, która odbiła Białystok z rąk Niemców.

Rocznica bez ulicy

Dziś mija 69 lat od trzeciego wkroczenia czerwonoarmistów. Dzień wyzwolenia, dzień zniewolenia. Ten dualizm zgotowali nam w Jałcie sojusznicy (i chyba o tym - dekomunizując - często się zapomina).

Ostatnim tego symbolem w przestrzeni Białegostoku była ulica 27 Lipca. I choć już nie ma jej w oficjalnym wykazie ulic, to zapewne na zawsze wpisała się w krajobraz i historię miasta. Jeden z internautów na forum "Porannego" tak podsumował zmianę jej nazwy: "Mój śp. teść zmarł w 1981 r. Do końca swoich dni mówił na ul. Nowotki - Świętojańska. Ja do końca życia będę nazywał Piłsudskiego Aleją 1 Maja, a tą z 42. Pułku Piechoty na zawszę będą nazywał 27 Lipca. Tak mi dopomóż Bóg. Amen".

Co zrobią kolejne pokolenia? Pytanie na temat przyszłości zawsze obciążone jest dużym ryzykiem. Ponadto ocena 27 lipca za kilkadziesiąt lat, kiedy odejdą już ostatni żyjący w dzisiejszych czasach, może być zupełnie inna. Pod warunkiem, że nam potomni będą w ogóle interesować się przeszłością (na co jak wspomniałem na początku zupełnie się nie zanosi). Z drugiej strony tak na dobrą sprawę chyba nikt z nas nie ma mandatu do tego, aby w imieniu przyszłych pokoleń się wypowiadać. Możemy natomiast mówić o tym, co sami doceniamy. I z tej perspektywy, a także już z ponad 90-letniej historii nazwy Placu Wyzwolenia, mogę napisać: a jednak mi żal, że władze miasta biorąc rozbrat z gloryfikacją daty 27 lipca, nie miały na tyle odwagi, by ulicy przywrócić nazwę, która funkcjonowała od przed wojny do 1968 roku:: Szosa do Zielonej. Stając się syntezą odkomunizowania i wyzwolenia. Zmiennych, które najpełniej oddają zagmatwaną i bolesną historię XX-wiecznego Białegostoku.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny