Broń mnie Panie Boże, abym stanął w szeregu wyświęconych rycerzy Najjaśniejszej Ortografii. Sam mam na sumieniu położone niejedno dyktando, a i czasem rozpaczliwie potrzebuję słownika ortograficznego. Stąd byki, zwane dziś ortografami, raczej mnie rozczulają, bo są świadectwem zmagania się umysłu w zderzeniu rzeczywistości z abstrakcją.
Przypominam więc sobie z pewnym rozmarzeniem kartkę wywieszoną na jednym ze sklepików w moim wakacyjnym Rajgrodzie, na której subiekt ogłosił miejscowym i turystom, że "Jezdem pszy stodole".
A skoro wakacje, to w 1925 r. na jednym z podbiałostockich letnisk pojawił się takowy pisarski popis tamtejszego Anonima. "Surowo wzbroniono Spacery gry wpiłke nożną tłuczenie zboża łąk a także pasenie Koz i Krów i Kompiele. Winni będą Karani Sądem".
Charakterystyczne w tej próbie urządzenia kawałka świata jest niewystępowanie małych liter "s" i "k". Reszta wywodu jest jedynie czystą poetycką ekspresją.
Szczególnej krytyce społecznej poddawane są ogłoszenia i szyldy wywieszane na sklepach i w biurach. Podśmiewają się z nich wszyscy, niepomni wyglądu swoich zeszytów szkolnych! Ta szyldowo-uliczna twórczość ma swoje wybitne osiągnięcia.
Na miano ogólnopolskiej sensacji zasługuje szyld wiszący obecnie na ulicy Raginisa ogłaszający medyko-patriotyczno-kulinarny cud - "Kiszka ziemniaczana z Piłsudskiego".
Ale i w historii Białegostoku zdarzały się też dobre przykłady. Otóż w sierpniu 1919 roku, w kamienicy przy Warszawskiej 6, uroczyście otwierano nowy lokal biura związku zawodowego. Przybyli goście z lekką konsternacją czytali szyld, który zawisł nad bramą - "Związek zawodowy włuknistego przemysłu". Chwila była na tyle wzniosła, że nikt sobie z tego "u" czy "ó" nie robił awantury, co polecam uwadze dzisiejszych stróżów ortografii politycznej.
Natomiast pewną dyskusję w październiku 1930 roku wzbudziły afisze rozlepione w centrum Białegostoku. Otóż Związek Żydowskich Artystów postanowił zaprezentować w teatrze Palace inscenizację "Dziejów Tewjego Mleczarza" według Szołema Alejchema. Szkopuł tkwił w tym, że z afiszy wynikało, że będzie to "Towje Mleciarz".
Tak niesłychane niedbalstwo zmobilizowało szeregi obrońców polszczyzny - ojczyzny. Podniesiono więc larum pisząc, że "ponieważ druki publiczne, jak w tym wypadku afisz, często uczą, należy na przyszłość unikać tego rodzaju błędów, które świadczą albo o niedbalstwie czy ignorancji, albo też o braku szacunku do języka państwowego".
Ale przecież język jest tylko po to, aby się porozumiewać z bliźnimi. Poinformować ich o czymś, podzielić się z nimi swymi radościami, a czasem smutkiem.
Z tego też założenia wyszedł Judel Mikociński, właściciel sklepu z galanterią przy ulicy Suraskiej 16. Pewnego październikowego dnia 1930 roku, jego klienci zastali sklep zamknięty, a w drzwiach umieszczona była kartka. Skupieni czytali. "Spowodu skleb zamknięty śmierci babcia umarła". Każdy ze smutkiem pokiwał głową, wspomniał starą Mikocińską i gdzież by mu tam zawracać głowę strapionemu Judelowi składnią i ortografią.
I bądź tu człowieku mądry. Spamiętaj te wszystkie formułki wtłaczane nam w łepetyny przez umęczonych tym belfrów.
W 1930 roku po Białymstoku krążył taki oto szkolny, geograficzno-ortograficzny dowcip. Na lekcji geografii zdesperowany nauczyciel tłumaczy zadziwionej dziatwie. - Słuchajcie dzieci. Jak z przodu mam północ, to z lewej strony zachód, a z prawej wschód, to co mam z tyłu? Wiesz Wojtusiu? Na co uczeń. - Wiem proszę pana, tylko wstydzę się powiedzieć.
Ale, że trzeba to powiedzieć przez "u", to wszystkim wiadomo!
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?