- Nie ma jakiejkolwiek wątpliwości, że jednym ze sprawców napadu jest oskarżony. W porzuconym samochodzie zabezpieczono rękawicę roboczą, a przy kantorze przedmiot, którego sprawcy użyli do wybicia szyby w aucie pokrzywdzonego, znaleziono także słuchawkę bezprzewodową. I tu pojawiają się dowody, których w ocenie sądu, nie sposób podważyć. Na rękawicy znaleziono ślady DNA oskarżonego, była tam też krew pokrzywdzonego - mówił w uzasadnieniu wyroku sędzia Krzysztof Kozłowski.
Ślady DNA, zabezpieczony monitoring miejski, a także zeznania kilku świadków, którzy widzieli m.in. oskarżonego przebierającego się na parkingu na kilka godzin przed napadem, sąd uznał za koronne i przemawiające za winą oskarżonego. Nie miał wątpliwości, że 33-letni Gruzin Levan S. był na miejscu zdarzenia i brał czynny udział w napadzie.
Sędzia Kozłowski wymierzył w poniedziałek oskarżonemu karę pięciu lat pozbawienia wolności.
Do tego zuchwałego napadu na właściciela kantoru doszło 31 sierpnia ubiegłego roku. Było około godz. 13. Przedsiębiorca właśnie kończył pracę. Torbę z pieniędzmi (w różnych walutach miało to być w sumie ponad 300 tysięcy złotych) położył na przednim siedzeniu swojego auta. Zamknął drzwi, a następnie wrócił, aby zamknąć kantor.
- Wtedy zza drzwi wyskoczył mężczyzna w kapturze na głowie i masce motocyklowej. Uderzył mnie pięścią w twarz. Broniłem się. Nagle od tyłu doskoczyło do nas dwóch innych napastników. Bili mnie po głowie, całym ciele, powalili na ziemię, kopali, skakali po mnie - relacjonował właściciel kantoru podczas procesu.
Jeden z bandytów metalowym wybijakiem wybił szybę w samochodzie pokrzywdzonego i ukradł z siedzenia pieniądze. Potem sprawcy wsiedli do mitsubishi, którym kierował czwarty mężczyzna, i odjechali.
Widząc bijatykę, kantorowcowi próbował pomóc świadek. Szarpał się z rabusiem, niestety nie udało mu się go zatrzymać.
W poniedziałek sąd nakazał także w wyroku Levanowi S., by zwrócił pokrzywdzonemu właścicielowi kantoru zrabowane ponad 317 tysięcy złotych. - Oskarżony został zatrzymany dopiero w październiku. Przez ten czas będąc na wolności korzystał z owoców tego przestępstwa - podkreślił sędzia, uznając, że nie ma powodów, by zwrot pieniędzy dzielić proporcjonalnie na czterech napastników.
Słuchając słów sędziego, które przekazywał mu tłumacz, Levan S. uśmiechał się kpiąco, popijał wodę z butelki, skubał skórki przy paznokciach i poprawiał fryzurę. Potem stwierdził, że nie zgadza się z wyrokiem i utrzymuje to, co mówił wcześniej. Na pierwszym terminie rozprawy - w maju - wyjaśniał, że kiedy doszło do napadu, był w Białymstoku. Przyjechał z Warszawy w celach biznesowych. Zajmował się sprzedażą używanych samochodów. W stolicy woj. podlaskiego spotykał się wtedy z klientami, którzy chcieli kupić od niego mitsubishi galant, a potem przewieźć legalnie na Ukrainę. Podwiózł ich również na bazar przy Kawaleryjskiej. On sam wszedł na targ, by wymienić euro na złotówki w kantorze.
- To był napad zaplanowany ze szczegółami, pokrzywdzony został potraktowany bardzo brutalnie, a wartość skradzionego mienia była znaczna. Kara pięciu lat pozbawienia wolności jest adekwatna do tego, co się w tej sprawie wydarzyło - podsumował sąd.
Wyrok nie jest prawomocny. Sprawa pozostałych sprawców została wyłączona do odrębnego postępowania i umorzona wobec niewykrycia ich tożsamości.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?