Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Białowieża: Okupacja niemiecka

Piotr Bajko
Nadłowczy Ulrich Scherping – specjalny pełnomocnik Hermanna Goeringa. W czasie okupacji niemieckiej kierował Zarządem Państwowego Obszaru Łowieckiego, którego siedziba mieściła się w Białowieży.
Nadłowczy Ulrich Scherping – specjalny pełnomocnik Hermanna Goeringa. W czasie okupacji niemieckiej kierował Zarządem Państwowego Obszaru Łowieckiego, którego siedziba mieściła się w Białowieży.
Nad lasem nieraz było widać dymy palonych wsi. Niemcy likwidowali mniejsze wsie, większe pozostawiali. Dotyczyło to także wsi znajdujących się obecnie po stronie białoruskiej Puszczy. Na przykład duża wieś Rowbick została.
Honorowa salwa przy mogiłach żołnierzy niemieckich, zabitych w potyczce z partyzantami w 1943 roku i pochowanych na cmentarzu niemieckim w Parku Dyrekcyjnym
Honorowa salwa przy mogiłach żołnierzy niemieckich, zabitych w potyczce z partyzantami w 1943 roku i pochowanych na cmentarzu niemieckim w Parku Dyrekcyjnym w Białowieży

Honorowa salwa przy mogiłach żołnierzy niemieckich, zabitych w potyczce z partyzantami w 1943 roku i pochowanych na cmentarzu niemieckim w Parku Dyrekcyjnym w Białowieży

Po odejściu Sowietów do Białowieży przyszli następni okupanci - Niemcy. Od tego czasu mija równo 70 lat. Jak Pan zapamiętał te dni?

Tadeusz Łaźny, rodowity białowieżanin, obecnie mieszkaniec Bielska Podlaskiego: Utkwiło mi w pamięci, że w pierwszych dniach po przyjściu Niemców, nad naszym domem bardzo nisko leciał w kierunku północnym samolot. Wszyscy biegli za ul. Tropinkę zobaczyć, czy wyląduje. Ja też pobiegłem. Samolot wylądował na budowanym przez Sowietów lotnisku. Na tzw. brzuch, bo nie miał podwozia. To był samolot niemiecki. W porównaniu z kukuruźnikiem sprawiał wrażenie bardzo dużego. Był to pierwszy samolot, który wylądował na tym lotnisku. Niemcy zaraz przyjechali do niego samochodem.

Podobno Niemcy chcieli rozstrzelać kogoś z Pana rodziny?

- Chodziło o moją matkę Rozalię Łaźną i jej siostrę Franciszkę Zembrowską. We wrześniu 1939 roku, gdy Wojsko Polskie jechało przez Stoczek na wschód, na końcu kolumny, na taborze konnym, wieziono dwóch Niemców. Ktoś rzekomo powiedział: "Po co wieziecie tych Szwabów na polską ziemię, od razu wydłubać im oczy!".

Po przyjściu Niemców w 1941 roku ktoś oskarżył przed gestapo o te słowa moją matkę i jej siostrę. Gestapo wezwało obie, ale na inne godziny. Matkę spytano, czy wie, kto mówił owe słowa? Odparła, że nic nie wie. Wtedy gestapowiec, patrząc mocnym wzrokiem, powiedział: "Przecież to pani z siostrą mówiła". Matka zaprzeczyła. Dodała, że wtedy nie była razem z siostrą, stała przy swoim domu, a siostra w piekarni Stępienia pomagała piec chleb dla wojska. Wówczas gestapowiec zapytał, kto mógł na nie donieść? Matka odpowiedziała, że nie wie, że nikomu nic złego nie zrobiła. Z siostrą matki rozmowa była podobna. Na zakończenie Niemiec powiedział, że jej siostra przyznała się. Ta się rozpłakała i powiedziała, że to nie może być, bo nie były przecież razem. Zwolnili obie. Cała rodzina mocno to przeżyła. Nie wiem, czy w tej sprawie były dalsze przesłuchania?

Ale, na przykład, rodzina Dudziczów nie miała tyle szczęścia.

- Zgadza się. Niemcy rozstrzelali Jakuba Dudzicza oraz jego rodziców i siostrę Walentynę. Ocalała tylko Olga, która była już zamężna i nosiła inne nazwisko - Buszko. Mieszkała także gdzie indziej. Po wojnie - w domu rodziców przy ul. Waszkiewicza 146. Przyczyną egzekucji było zabicie przez Jakuba, tuż przed wyzwoleniem, oficerów niemieckich. W ogóle, Jakub służył w Forstschutzkommando - była to służba, która pilnowała lasów. Młodych mężczyzn powołano do niej według rocznika. Ta tragedia odbiła się głośnym echem w całej okolicy, podobnie jak pierwsza publiczna egzekucja - powieszenie na słupach przed kinem małżeństwa Lidii i Konstantego Barmutów. Dudziczów pochowano w rezerwacie ścisłym.

Czy pamięta Pan palenie wsi puszczańskich?

- Tego nie da się wymazać z pamięci. Nad lasem nieraz było widać dymy palonych wsi. Niemcy likwidowali mniejsze wsie, większe pozostawiali. Dotyczyło to także wsi znajdujących się obecnie po stronie białoruskiej Puszczy. Na przykład duża wieś Rowbick została. Na Stoczku często widzieliśmy kolumny furmanek z wywożonymi ludźmi. Pamiętam, jak na jednej z fur leżał w poprzek bardzo duży wieprz, może ponad 200-kilogramowy, już zabity i wypatroszony. Pamiętam też, że Niemcy zwieźli małą trzodę chlewną ze spacyfikowanych wsi Budy, Teremiski i Pogorzelce na plac przy domu sąsiadującym z plebanią katolicką. Następnie oddawali ją mieszkańcom, którzy biegali i łapali każdą sztuką. Owce również zwieźli do Białowieży. Przetrzymywali je gdzieś dalej. Jeńcy sowieccy co dzień pędzili je, w kilku stadach, przez cały Stoczek na pastwiska.
Niemcy dokonywali licznych egzekucji w Białowieży i okolicy. Pamiętają je starsi mieszkańcy, a młodsi mogą się dowiedzieć z publikacji Waldemara Monkiewicza. Były też inne formy represji, czyli wywózki.

- Niemcy masowo wywozili z Białowieży ludzi niewygodnych. Kto typował i na jakiej podstawie, nie wiem. Wywozili w każdy poniedziałek, aż do późnej jesieni 1941 roku. Przyjeżdżały furmanki i po tym, skąd były, można było wywnioskować, gdzie powiozą. Dawano dwie godziny na spakowanie. Na domu przyczepiano obwieszczenie, czego nie można brać. Nie można było brać pił i siekier. Któregoś dnia wywieźli też brata mojego ojca, Franciszka Łaźnego. W pierwszej kolejności Niemcy wywozili rodziny oficerów sowieckich i robotników ruskich z lotniska, którzy nie zdążyli się ewakuować. Pod eskortą Niemców jeńcy sowieccy ciągnęli armaty, haubice i największe armatohaubice kaliber 152. Ciągnęli przez cały Stoczek, na plac przed rampą Białowieża-Pałac, między torami a ulicą. Nie wiem skąd były. W Białowieży artyleria nie stała. Większość dział była w pokrowcach. Niemcy zarządzili też oddawanie skór suchych bydlęcych i owczych. Ulicą jechała fura, a ludzie wynosili to, co mieli. Z oddali fura wyglądała, jak załadowana sianem. Ubojów gospodarczych było wówczas dużo.

W Białowieży utworzono policję pomocniczą.

- Pamiętam ją. Umundurowała się w kurtki uszyte z szyneli ruskich. Ci policjanci mieli także długie czapki narciarki. Tak byli ubrani przez całą pierwszą zimę. Krążyła opinia, że najgorszym z nich był Żewieluk. W dni targowe wychodzili przed Białowieżę i zabierali rolnikom mięso, słoninę itp.

Czy to prawda, że Niemcy przemianowali główną ulicę Białowieży - Stoczek?

- Tak, nazwali ją Escherichstrasse. Na cześć niemieckiego leśnika i polityka Georga Eschericha (1870-1941), który w czasie I wojny światowej stał na czele Zarządu Wojskowego Puszczy Białowieskiej.

Czy pamięta Pan łowczego Richtera?

- To ten sam człowiek, który przed wojną był zastępcą łowczego Maksymiliana Doubrawskiego. Jak przyszli Rosjanie, to kazali mu wyjechać do Niemiec. Wyjechał, ale też razem z nimi wrócił. Do swego poprzedniego mieszkania, w domu Dudziczów (dziś ul. Waszkiewicza 146). Gdzie mieszkał potem - nie wiem. Jego żoną była córka masarza Jastrzębskiego z naprzeciwka - Klotylda. Richter wyjechał w 1944 roku z Niemcami. Podobno był Austriakiem.

A co się stało z cenionym przez białowieżan lekarzem Marianem Ławrynowiczem?

- Lekarz Ławrynowicz został wywieziony do Bociek (wieś gminna w pow. bielskim). Byłem u niego tuż po wyzwoleniu w Boćkach. W Bielsku Podlaskim był lekarzem powiatowym. Zmarł nagle w wieku 64 lat. Własnoręcznie pisałem jego klepsydry. Ławrynowicz miał żonę, dwie córki - Hankę i Zosię oraz syna Wojtka. W Bielsku mieszkali naprzeciw nas, przy al. Mickiewicza - my pod numerem 1, oni pod 2.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny