Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Białostoczanka Karolina Chorzewska - prymuska z marynarki wojennej

Fot. Wojciech Wojtkielewicz
Karolina Chorzewska, skończyła z wyróżnieniem Akademię Marynarki Wojennej w Gdyni
Karolina Chorzewska, skończyła z wyróżnieniem Akademię Marynarki Wojennej w Gdyni Fot. Wojciech Wojtkielewicz
Skromna, uśmiechnięta i zdolna. Kiedy idzie w mundurze odwracają się za nią wszyscy mężczyźni. Już za kilka miesięcy białostoczanka Karolina Chorzewska wypłynie w pierwszy rejs jako dowódca działu łączności ORP Iskra.
Kiedy idzie w mundurze odwracają się za nią wszyscy mężczyźni
Kiedy idzie w mundurze odwracają się za nią wszyscy mężczyźni Fot. Wojciech Wojtkielewicz

Kiedy idzie w mundurze odwracają się za nią wszyscy mężczyźni
(fot. Fot. Wojciech Wojtkielewicz)

Morze było moim marzeniem. Interesowało mnie wszystko co związane z nawigacją i przemysłem morskim. Do wojska trafiłam właściwie przy okazji - mówi podporucznik Karolina Chorzewska.

Pochodzi z Białegostoku. Właśnie skończyła z wyróżnieniem Akademię Marynarki Wojennej w Gdyni. Jest pierwszą w historii uczelni kobietą - prymusem. Władze AMW bardzo podkreślają ten fakt, jednak ona nie widzi w tym nic nadzwyczajnego.

- Po prostu przez pięć lat robiłam to, co lubiłam najbardziej. Reszta wyszła sama - mówi.

Pierwszy honorowy świst

Promocja odbyła się 26 czerwca i zdaniem pani Karoliny była jedną z bardziej wzruszających chwil jakie przeżyła. Wszystko odbywało się na zacumowanym przy Skwerze Kościuszki w Gdyni okręcie OPR "Błyskawica". Na uroczystość przyszedł tłum ludzi. Goście, rodzina, ale też mieszkańcy Gdyni, którzy chcieli zobaczyć marynarzy.

Na pokład Błyskawicy Karolina Chorzewska weszła jeszcze jako podchorąży. To tam odbyła się promocja i nadano jej wyższy stopień. Zeszła już jako oficer. Dostała też pałasz, specjalną szablę, nadawaną prymusom przez prezydenta RP.

- Na morzu jest taka tradycja, że kiedy oficer wchodzi lub schodzi z okrętu, przy trapie zawsze stoi marynarz, który oddaje świst. To coś w rodzaju gwizdka. W ten sposób oddaje się honory oficerowi - opowiada. - Podczas tej uroczystości usłyszałam pierwszy w życiu świst przeznaczony dla mnie. Bardzo się wzruszyłam. Bo dopiero wtedy tak naprawę poczułam, co się stało.

Kiedy pięć lat temu zdawała do Akademii Marynarki Wojennej nawet nie przypuszczała, że będzie najlepsza. Chociaż konkurencja nie była wtedy aż tak duża jak teraz. Wtedy zgłaszały się po cztery osoby na jedno miejsce. W tym roku jest nawet czternastu chętnych.

- Egzaminy były nie tyle trudne, co złożone. Matematyka, angielski i w-f. Do tego rozmowa kwalifikacyjna, na której musiałam udowodnić swoje zainteresowanie wojskiem i morzem. Widać przekonałam komisję - śmieje się Karolina.

Unitarka na początek

Najtrudniejszy był pierwszy miesiąc w marynarce. Rekruci musieli go spędzić w wojskowych koszarach. Czekała ich tzw. unitarka.

- To była terapia szokowa - wspomina Karolina.
W koszarach czas wypełniony jest od godz. 6 do 22. Z rana ćwiczenia, potem obiad, musztra, strzelanie, zajęcia z taktyki. I tak aż do wieczora.

- Większość z nas dopiero uczyła się życia w wojsku. Na początku dyscyplina była bardzo duża, Dopiero z czasem atmosfera zaczynała się rozluźniać.

Na pierwszą przepustkę wyszła po miesiącu unitarki. Przez trzydzieści dni zamknięcia w koszarach miała w końcu jeden dzień wolnego. Wtedy też po raz pierwszy do Gdyni przyjechali ją odwiedzić rodzice. Ale ona myślała tylko o tym, żeby się w końcu wyspać.

Tuż po unitarce kadetów czekała kolejna próba. Wypłynęli na pierwszy rejs przygotowujący, na pokładzie okrętu szkolnego Wodnik. Był krótki, ale intensywny.

Akademia Marynarki Wojennej rządzi się swoimi prawami. Oprócz normalnych zajęć na uczelni studenci mają dużo pracy w jednostce. Muszą odbywać służbę, często wyjeżdżają, mają praktyki. O wakacjach mogą zapomnieć. Dostają jedynie trzydzieści dni urlopu i to zwykle we wrześniu.

Są jednak i przyjemności. Marynarze co roku urządzają bale. To dla szkoły towarzyskie wydarzenie roku. Coś jakby studniówka, tylko częściej. Mężczyźni obowiązkowo zakładają wtedy mundury. Ale kobietom z marynarki tego dnia wolno ubrać się w balową sukienkę.
Karolina Chorzowska przyznaje, że to jeden z nielicznych przywilejów związanych z płcią. Bo kobieta - marynarz na co dzień musi się jednak dostosować do munduru. Jeśli lakier na paznokciach, to raczej bezbarwny. Makijaż tak, ale nie może być wyzywający.

W rejs dookoła Europy

Karolina najlepiej wspomina jednak rejsy. To one były najciekawsze i najbardziej emocjonujące na całych studiach. A przy okazji pozwoliły zwiedzić kawałek świata.

Na najdłuższy rejs popłynęli dookoła Europy. Wtedy na morzu spędziła dwa miesiące. Przez ten czas tylko trzy razy okręt zawijał do portu. I tam uczyli się nawigacji i wszystkiego czego potrzeba, żeby sprawnie poruszać się po morzu.

Życie na statku jest trudne. Najbardziej dokucza ciasnota. Na bardzo małej powierzchni trzeba nagle żyć z kilkudziesięcioma osobami. Ale, cóż, tak musi być i nic się na to nie poradzi. Trzeba się przyzwyczaić.

- Na dłuższą metę męczące jest dzielić z kimś kabinę wielkości metra kwadratowego. W pewnym momencie każdy zaczyna odczuwać, że już by chciał zejść na ląd - przyznaje.
Poza tym statek nigdy nie zasypia. Czas nie dzieli się tam na dzień i noc, ale na wachty. Marynarze żyją od służby do służby. Ciągle jest coś do zrobienia, ciągle ktoś czuwa, pracuje - okręt cały czas musi być gotowy.

Neptun błogosławi

To właśnie na takich rejsach odbywają się tradycyjne otrzęsiny dla nowych studentów. Uroczystość przygotowują jeszcze przed wyruszeniem w morze.

- Prawdziwy chrzest powinien być po przejściu równika. Ale z tym bywa u nas ciężko, bo takie rejsy odbywają się rzadko. Więc organizuje się go przejściu zwrotnika, lub jakiejś innej ważnej lub wymyślonej linii - mówi.

Chrzest organizuje załoga okrętu, która ma już go za sobą. Impreza trwa dwa dni. Marynarze spośród siebie wybierają dwie najważniejsze postaci: Neptuna i jego żonę. Królem morza zostaje zwykle najmniejsza i najdrobniejsza osoba na statku. Jego żonę dla odmiany odgrywa mężczyzna, i to ten największy. Neptuna i jego świtę przyjmuje na okręcie sam dowódca w galowym mundurze.

Na ten dzień przebiera się cała załoga. W ruch idą liny, sieci, żagle, wszystko co uda się znaleźć na statku. W tej kwestii fantazja nie zna granic. Tor przeszkód czeka na rekrutów na głównym pokładzie. Muszą udowodnić, że są godni pływać po morzu. I zjeść specyfiki różnego rodzaju i pochodzenia. Smaczne nie są.

- Do przyjemności to nie należy. Podobnie jak na przykład kąpiel z węża pod dużym ciśnieniem - mówi pani marynarz.

Potem Neptun pasuje świeżo ochrzczonego i nadaje mu nowe imię, zwykle po łacinie. To taki symboliczny sposób przyjęcia do grona poddanych. A na pamiątkę każdy otrzymuje dyplom.
Karolina Chorzewska, prymuska ze szkoły woskowej nie miała problemów ze znalezieniem pracy. Praca już na nią czekała. Będzie dowódcą działu łączności na szkolnym żaglowcu ORP "Iskra", jak tylko okręt wróci do portu.

- Liczę, że teraz w moim życiu będzie się działo coś nowego i ciekawego - mówi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny