Nie chodzi o to, że na psa wydaliśmy symboliczną złotówkę podczas adopcyjnej akcji, a potem dołożyliśmy kilka setek na jego leczenie. Ale o to, że zostaliśmy oszukani. Nikt nam nie powiedział, że pies jest chory - podkreśla pani Katarzyna.
Skarg coraz więcej
To kolejne zarzuty pod adresem kierownictwa białostockiego schroniska. W lipcu zgłosiły się do nas wolontariuszki, które w nim pracowały. Opowiedziały, że zwierzęta są źle traktowane. Przekazały nam drastyczne zdjęcia maltretowanych, wychudzonych, przypalanych papierosami psów.
Skontaktowała się też z nami pani Alicja, sponsorka schroniska. Także mówiła o złym traktowaniu zwierząt. Dziwiło ją, że płaci schronisku za sterylizację suk, a do adopcji ciągle trafiają niesterylizowane.
Teraz zgłosiły się do nas kolejne osoby ze skargami. Tym razem to ludzie, którzy wzięli psy ze schroniska.
Ania i Sylwia przygarnęły wysterylizowane suki. - Miałyśmy z nimi dużo problemów, rany się nie goiły, szwy pękały - opowiada Ania.
Oszukani podwójnie
- Adoptowałem młodego psa w grudniu 2008 roku. Zauważyłem wprawdzie, że trochę kuleje, ale powiedziano mi, że to nic poważnego. Wiek psa określono na półtora roku. - mówi pan Adam. - Kiedy wybrałem się z nim do "mojej" lecznicy, okazało się, że to ośmiomiesięczny szczeniak, poważnie chory na kulawicę. W schronisku powiedziano mi, że psa ktoś oddał, a ja wiem, że znaleziono go błąkającego się przy filharmonii. - kontynuuje. - Oszukano mnie podwójnie. Tak chorego psa prawdopodobnie bym nie wziął.
Pan Krzysztof wybrał szczeniaka w październiku ubiegłego roku. Pies był po operacji oka. O tym go uprzedzono w schronisku. Ale już w drodze do domu szczeniak miał objawy parwowirozy - wymioty, biegunkę, wysoką temperaturę.
Po dwóch godzinach byli w lecznicy - szczeniak miał zarażone jelita i bardzo cierpiał. W ciągu tygodnia odwiedzili weterynarza 16 razy. Koszt około 400 zł, a i tak szczeniak zdechł. Pan Krzysztof poszedł wyjaśnić sprawę do schroniska. Okazało się, że osłabiony operacją piesek zamiast przebywać w izolatce został umieszczony razem z nieszczepionymi szczeniakami.
Pani Krystyna adoptowała Jagodę 13 grudnia ubiegłego roku. Suka miała być zdrowa, po sterylizacji.
- Po południu tego samego dnia sunia stała się osowiała, dostała gorączki, a rana na brzuchu bardzo źle się goiła. Leciała z niej krew z jakimiś płynami ustrojowymi - mówi opiekunka suczki. - Zadzwoniłam do lekarza, który wykonał zabieg, a on oznajmił, że pies do niego trafił zdrowy i taki gabinet opuścił. Na moje dalsze nalegania i chęć poznania przyczyny takiego stanu w nieprzyjemny sposób powiedział, że nie musi mnie o niczym informować, zresztą i tak się na tym nie znam. Byłam bardzo zdenerwowana - dodaje.
Pytania bez odpowiedzi
Na stronie internetowej fundacji Nadzieja Dobermana znaleźliśmy psa z Białegostoku z takim opisem: "Dante przebywa w schronisku od lipca 2008 roku, na swój los reaguje typowo - wpadł już w depresję, jest bardzo spokojny, wręcz smutny. Zdrowotnie jest z nim źle. Ma rany na pysku, odleżyny, jest bardzo wychudzony, mimo że jedzenia mu nie brakuje".
Fundacja zabrała psa z białostockiego schroniska. Dante pojechał do Niemiec 6 grudnia ubiegłego roku.
Zapytaliśmy kierownika schroniska, czy te psy, o których piszemy, były leczone. Nie dostaliśmy od niego odpowiedzi. Ale skontaktował się z nami weterynarz ze schroniska i stwierdził, że to wina poprzedniego lekarza. Od stycznia, od kiedy psy są pod jego opieką, wszystko jest w porządku.
Dziś mamy poznać wyniki kontroli w schronisku, którą przeprowadził urząd miejski.
Imiona właścicieli psów zmieniliśmy
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?