Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Białostockie dykteryjki. Dobrońskiemu do sztambucha

Andrzej Lechowski dyrektor Muzeum Podlaskiego
Prof. Adam Dobroński przez wiele lat prowadził  w  Kurierze Porannym Kramik regionalny oraz współtworzył  Album Białostocki
Prof. Adam Dobroński przez wiele lat prowadził w Kurierze Porannym Kramik regionalny oraz współtworzył Album Białostocki Anatol Chomicz
Profesor odgraża się, że - w myśl handlowej terminologii - zajmie się teraz sklepem wielkopowierzchniowym. Z towaru, który miał w kramiku regionalnym, złoży książkę.

Czuję powagę sytuacji, ale jednak i żal. Pomieszane to jest wielokrotnie. A wszystko za przyczyną Profesora. Żal, że zamyka swój kramik. Odgraża się, że - trzymając się handlowej terminologii - zajmie się teraz sklepem wielkopowierzchniowym. Z towaru, który miał w kramiku złoży książkę.
No cóż, jest sieciówka Piotr i Paweł, to będzie i Adam Czesław. Czekamy na tom - kram. Ale takiego kramiku, ba całego jarmarku historycznego, nikt już nie zrobi tak jak Dobroński. No więc sumując te żale, jak na sztambuch przystało, trzeba wpisać jakiś żartobliwy wierszyk:

Mistrzu w historycznym fachu,
Narób jeszcze nam obciachu.
Napisz z kramu tęgi opus,
Nam go czytać będzie to mus!

Już z tej częstochowskiej rymowanki wynika cała powaga i poczucie odpowiedzialności, która stanie się teraz moim chlebem powszednim. Wchodzić na stronę zarezerwowaną dla Dobrońskiego to impertynencja. Zrobić z niej stronę Lechowskiego to zarozumiałość. No, ale próbować trzeba. Czasem wymykają mi się spod pióra różne głupotki historyczne. Ale czy to teraz będzie wypadało pisać mało poważnie na poważne tematy, jak choćby tak?

Oto w 1931 roku po Białymstoku lotem błyskawicy rozeszły się wieści o likwidacji województwa. Oznaczałoby to koniec marzeń o metropolii. Znowu jakaś powiatowa gnuśność. W gabinetach władzy redagowano pisma. Zawiązywały się obronne komitety. Ale wszystkie niepokoje uśmierzył niejaki L. Wajnsztejn, handlarz "gotowymi ubraniami" z Sienkiewicza 4.

Otóż pewnego sierpniowego dnia do jego sklepu wszedł "wytworny pan o ujmującej powierzchowności" i zamówił mundurek szkolny dla swojego syna. Wywiązała się rozmowa, z której wynikało, że latorośl do tej pory uczyła się w innym mieście, ale od 1 września będzie uczniem jednego z białostockich gimnazjów.

Wajnsztejn przyjął obstalunek i wypełniając rubryczkę w firmowym zamówieniu spytał nieznajomego o godność. W odpowiedzi usłyszał: - Marian Zyndram Kościałkowski.

Ledwo drzwi sklepu zamknęły się za wojewodą, to już cała Sienkiewicza, a zaraz Rynek i wszelkie przyległości wiedziały - województwo uratowane! Przecież wojewoda nie zapisywałby synalka do szkoły w powiatowej mieścinie. Sam by pierwszy stąd wiał. Tak to za sprawą wojewodzica Witka białostoczanie mogli dalej odczuwać dumę wojewódzkich obywateli.

No tak, historyjka ta przynajmniej lekko zahacza o poważny temat. Ale przecież nęcą mnie całkiem błahe śmiesznostki, które przytrafiły się dawnym białostoczanom. Co sobie Dobroński pomyśli, gdy któregoś piątkowego wieczora, naparzy sobie zawczasu ulubionej owocowej herbatki, zasiądzie w profesorskim fotelu, sięgnie po Album i zacznie czytać o tym, jak to wiosną 1928 roku na Rynku Kościuszki wybuchł wielki skandal. Jego bohaterką była 20-letnia piękność Władzia. Po odwiedzeniu Ritza, Sielanki, Metza, Akwarium i temu podobnych przybytków, rozbawiona panna w towarzystwie nie mniej wesołego "pozłacanego młodzieńca" zasiadła, a raczej legła w dorożce i "założywszy piękne nóżki na plecy dorożkarza" kazała wozić się po śródmiejskich ulicach. Sensacja. Ach te nóżki, pończoszki, te jedwabne dessous. Nieczuły na te wdzięki okazał się tylko policjant, który zatrzymał dorożkę na rynku i wlepił pięknej Władzi mandat "za obrazę moralności publicznej".

Z duszą na ramieniu wpatrywać się będę, w bezsenne noce, w wyświetlacz komórki. Zadzwoni? A może nic nie będzie? Może sobie przecież Profesor bez poczucia pyszałkowatej próżności stwierdzić, że co było poważnego do napisania, to on już napisał, pozostawiając nam tylko facecje i drobiażdżki. I sam sobie w sztambuch zanotować może:

Jam napisał Dzieje Miasta,
I na lata będzie basta!

Czasem jednak może i coś poważniejszego wyskoczy mi z głowy. W końcu wiek i postępująca siwizna - w tym jedynie do Profesora się upodabniam - zobowiązują. Tropiąc więc losy białostoczan, z całej masy niewartych nawet wspomnienia wydarzeń, obfitujących w nagminne łamanie 6 i 7 przykazania bożego, wyławiam czasem czyny szlachetne. Takie, które i dziś mogą być przykładem obywatelskich cnót.
Ot choćby na początku 1932 roku w Bibliotece Miejskiej przy Rynku Kościuszki 1 zjawił się mierniczy przysięgły Stanisław Smoliński. Grzecznie poprosił o rozmowę z dyrektorem Filipem Echeńskim. W dyrektorskim gabinecie z teczki dobył oprawiony w wytłaczaną skórę "Inwentarz konstytucji koronnych W. X. Litewskiego", wydany w Lipsku roku 1733. Po krótkiej rozmowie ofiarował starodruk do bibliotecznych zbiorów.

Dziś pewnie śladu po tym, jak to wówczas określono "rzadkim antyku z XVIII wieku" nie ma, bo wojna z zasobami naszej Książnicy obeszła się brutalnie. Ale co gorsza, to i postać darczyńcy w niepamięć odpłynęła i oto tu w Albumie doczekuje się po latach podziękowania za swój szlachetny gest.
No i może jakoś tak pod recenzenckim okiem Profesora i przy wyrozumiałości, a może i sympatii, Czytelników na tej pierwszej albumowej stronie zadomowię się. Ale będę pamiętał wierszyk wpisany Dobrońskiemu do sztambucha:

Tyś mi wiedzy dał arkana,
Nie bądź zatem zły od rana,
Gdy niejaki A. Lechowski
Wypisuje jak koń boski.

Dziękuję PROFESORZE !

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny