Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Białostocka urbanistyka: wieżowce sąsiadują z domkami jednorodzinnymi. Zgodnie z prawem

Tomasz Mikulicz
W Białymstoku wieżowce często sąsiadują z domkami jednorodzinnymi. Na zdjęciu osiedle Dziesięciny.
W Białymstoku wieżowce często sąsiadują z domkami jednorodzinnymi. Na zdjęciu osiedle Dziesięciny. Fot. Wojciech Wojtkielewicz/ Archiwum
Białystok ogarnął chaos urbanistyczno-estetyczny. A urzędnicy rozkładają ręce i mówią, że nic nie mogą zrobić.

Osiedle Skorupy. Niska zabudowa jednorodzinna. Od niedawna powstają tu wielorodzinne kamienice. - Nowe bloki będą miały aż cztery kondygnacje - oburza się Mirosław Siemionow, szef białostockiego oddziału Stowarzyszenia Architektów Polskich.

Dobre, trudne sąsiedztwo

Teren, na którym powstaje osiedle, nie został objęty żadnym planem zagospodarowania przestrzennego. Oznacza to, że buduje się tu w oparciu na indywidualnie wydawanych decyzjach o warunkach zabudowy. I trudno w tym wypadku mieć pretensje do dewelopera. On uzyskał wszystkie wymagane zezwolenia.

- Decyzja taka jest zawsze oparta na stosownych analizach. Między innymi uwzględnia zasadę dobrego sąsiedztwa. Tak jest i w tym przypadku - wyjaśnia Urszula Sienkiewicz, rzeczniczka magistratu.

- Dobre sąsiedztwo powinno się pisać w cudzysłowie. Polska praktyka doprowadziła ten termin do karykatury i prawdziwej żonglerki w analizach urbanistycznych. Urząd miejski pozwala na tym samym terenie budować zarówno nowe domy jednorodzinne, jak i czterokondygnacyjne bloki! Toż to absurd! - odpowiada Siemionow.

Tyle że na takie absurdy pozwala prawo. Badając, czy na danym obszarze może powstać nowe osiedle, bierze się pod uwagę trzykrotność działki, na której wybudowane zostaną bloki. Jeśli mamy więc działkę 50 na 50 metrów, to analizujemy obszar 150 na 150 metrów z każdej strony tej działki.

Idąc więc tym tropem, wychodzi na to, że na Skorupach mogą być wysokie bloki, bo niedaleko jest osiedle Piasta. To nieważne, że znajduje się ono po drugiej stronie dwupasmowej ulicy Piastowskiej i raczej trudno mówić, że jest po sąsiedzku.

- Dlatego naszemu miastu przydałoby się tzw. strefowanie, czyli stworzenie stref z określoną zabudową. W jednym miejscu byłyby wysokie bloki, w drugim niska zabudowa szeregowa, w trzecim drewniane chatki pamiętające XIX wiek itd. Dzięki temu panujący obecnie chaos zastąpilibyśmy uporządkowaniem - mówi architekt Janusz Kaczyński.

Podkreśla też, że w architekturze trzeba myśleć nie o tym, co będzie za kilka, lecz na przykład za czterdzieści lat.

- A jeśli nic się zmieni, to przyszłość nie będzie zbyt kolorowa. Miasto zmieni się w jedno wielkie blokowisko, zapanuje bezguście. Przecież od lat następuje proces wdzierania się bloków do stref zabudowy jednorodzinnej. Wszystko odbywa się małymi kroczkami, jeden blok tu, jeden tam. Przykłady można znaleźć m.in. na Białostoczku, Antoniuku. Dotyczy to jednak całego miasta - mówi.

Bloki jak czarna wołga

Nieco inne podejście do sprawy ma Jerzy Tokajuk, szef białostockiego oddziału Towarzystwa Urbanistów Polskich.

- Nie straszmy ludzi słowem bloki. Mam czasami wrażenie, że w dzisiejszych czasach boimy się ich tak, jak kiedyś czarnej wołgi - mówi. - Gdy się dowiadujemy, że gdzieś mają powstać, to od razu mamy przed oczami wielkie, szare kloce. A przecież te nasze nieszczęsne bloki można inteligentnie zaprojektować i odpowiednio wkomponować w otaczający krajobraz. Dotyczy to też poszczególnych obiektów usługowych czy edukacyjnych.

- Jako pozytywne przykłady dobrego projektu i kompozycji można wymienić m.in.: Wyższą Szkołę Finansów i Zarządzania przy ulicy Ciepłej, galerię Alfa przy Świętojańskiej, sklep PSS "Bojary" przy Słonimskiej czy mieszkaniówkę firmy Mark-Bud przy Wiejskiej - wylicza.

Szef TUP przyznaje jednak, że więcej jest przykładów negatywnych. Jeden z nich to żółty budynek mieszkalny przy skrzyżowaniu Kraszewskiego z Próżną na Bojarach. Dookoła budowana z pomarańczowej cegły mieszkaniówka, naprzeciwko znajduje się też stylowy kościół. Okolica, można by powiedzieć, zbudowana w stylu retro. A obok stoi dom, który ani kolorem, ani kształtem nie wpisuje się w najmniejszym stopniu w otoczenie.

- Pokazuje to tylko, jakiego spustoszenia w naszej mentalności dokonały czasy PRL. Utraciliśmy pewną wrażliwość, a w jej miejsce weszła bylejakość, od której w dalszym ciągu trudno się nam uwolnić. Niestety, to, co nie przyszłoby do głowy na przykład Włochom, w Polsce się udaje. Tam deweloper, który próbowałby znaleźć kupców na mieszkania w tego typu budynku, miałby pewnie z tym trudności. I tu jest właśnie pies pogrzebany. Musimy jako społeczeństwo zwracać większą uwagę na estetykę. To my musimy powiedzieć, że chcemy mieszkać w ładnej okolicy. Myślę, że warto zacząć od odpowiedniej edukacji w szkołach - uważa Tokajuk .

Musimy tworzyć kanony

O estetyce mówi też Andrzej Chwalibóg, znany architekt i zarazem członek TUP.

- Jest z nią trochę jak z pogodą - brzydka czy ładna, ale zawsze jest. Nie da się przecież obiektywnie określić, co jest estetyczne, a co nie. Istnieją tysiące poglądów, każdemu podoba się co innego. Wyjściem z tej sytuacji jest tworzenie kanonów, które określiłyby dokładnie ramy, w których powinna się mieścić dana architektura. Nie bójmy się wzorników. Porządek nie zabija indywidualności. Na pewno jest to lepsze, niż szukanie jej za wszelką cenę. Podejrzewam, że dokładnie tak było w przypadku wspomnianego żółtego budynku przy skrzyżowaniu Kraszewskiego i Próżnej - opowiada.

Według Chwaliba nie bez winy jest też królujący po II wojnie światowej modernizm.

- Wprowadził on architekturę, powiedziałbym, pudełkowatą. Budowało się przysłowiowe betonowe kloce, z których powstały całe blokowiska. Modernizm miał oczywiście swoje idee kosmetyczne. Może gdyby nie ta ambicja podboju całego świata, to coś by z tego wyszło. No cóż, myślę, że teraz wszystko w rękach współczesnej architektury. To przed nią stoi wyzwanie. Nie przestaniemy przecież budować bloków, chodzi o to, żeby robić to, kierując się gustem i smakiem - tłumaczy.

Zdawać by się mogło, że wiele zależy też od osób, które wydają inwestorom odpowiednie pozwolenia. To one powinny określać parametry nowych budynków i przesądzać, czy będą one pasować do istniejące zabudowy.

- To nie jest takie proste, jak może się wydawać. W wielu wypadkach prawo nie daje mi możliwości ingerowania w wygląd poszczególnych budynków - mówi Donat Kuczyński, architekt miejski.

Według niego wszędzie powinny być uchwalone plany zagospodarowania przestrzennego. Wtedy byłoby jasne, co i w jakiej formie ma powstać.

- Ale, niestety, tak nie jest. Miasto ma więc do wyboru: albo poczekać na plany i wstrzymać wszystkie inwestycje, albo wydawać decyzje o warunkach zabudowy. Zazwyczaj wybiera się to drugie, bo musimy się przecież rozwijać - zapewnia.

Według niego przepisy prawa, które regulują te kwestie są nieostre. Bo tak naprawdę architekt miejski ma niewiele do powiedzenia. Może on jedynie decydować o takich kwestiach jak: linia zabudowy, szerokość elewacji czy geometria dachu.

- Nie mogę z kolei narzucić kolorystyki elewacji, wymiaru okien czy układu schodów. Co ciekawe, przepisy nie dopuszczają nawet bym zakazał budowania obok siebie budynków o zróżnicowanych funkcjach czy gabarytach. Jeśli odmawiam, to inwestor od razu kieruje sprawę do drugiej instancji, czyli do Samorządowego Kolegium Odwoławczego - tłumaczy Kuczyński.

Prawnicy kontra architekci

Tam zazwyczaj rozstrzygnięcie jest dla inwestora pozytywne. Kolegium kieruje sprawę do ponownego rozpatrzenia lub nawet decyduje samo.

- Tak było kilka lat temu w przypadku budowy wieżowca przy ulicy Wiadukt, który wyraźnie góruje nad otoczeniem - opowiada Kuczyński.

I rzeczywiście, w decyzji SKO czytamy, że: "Nie obowiązuje żaden przepis odrębny zakazujący sytuowania obok czy w odpowiedniej odległości od siebie budynków o odmiennych funkcjach czy zróżnicowanych gabarytach".

- Ustawa, która reguluje te kwestie, jest taka, a nie inna. Nie da się odmówić inwestorowi, który spełnia wszystkie warunki techniczne, sanitarne itd. - mówi prof. Dariusz Kijowski, prezes SKO w Białymstoku.

Zapewnia, że tak samo jest w przypadku wyboru kolorystyki czy charakteru elewacji. - To kwestia gustu, czy coś się komu podoba, czy nie. Przepisy się tym nie zajmują - kwituje Kijowski.

- Tak to jest, gdy w sprawy architektury wpychają nos prawnicy i patrzą przez pryzmat litery prawa. Koledzy z SKO przesadzają. Ustawa ustawą, ale pozostaje kwestia jej interpretacji - komentuje Radosław Plichta z miejskiej komisji urbanistyczno-architektonicznej, która wydaje opinie do decyzji o warunkach zabudowy.

Dodaje, że przepisy są bardzo ogólne, co daje pole do różnego ich rozumienia.

- Gdyby było jakieś rozporządzenie mówiące na przykład o tym, że nowe budynki mają być takie i takie, to sprawa byłaby jasna. Ale, niestety, tak nie jest - żali się Plichta.

Odpowiedzialność projektanta

Jaka jest zatem rada na drewniane prawo? Plichta wskazuje, że jeżeli nowy budynek ma powstać w strefie ochrony konserwatorskiej (a taka jest ustanowiona w centrum Białegostoku), tak naprawdę najwięcej do powiedzenia ma konserwator zabytków.

- Może się on nie zgodzić na stworzenie czegoś, co nie odpowiada charakterowi danej dzielnicy - mówi.

Przypomina też, że wiele zależy od samych architektów, którzy są autorami projektów.

- Powinni oni próbować tłumaczyć inwestorowi, że tak nie będzie pasować, że lepiej, jak zrobimy inaczej. Poza tym każdy architekt, który cokolwiek projektuje, należy do samorządu zawodowego - Izby Architektów. W ramach niej działa sąd koleżeński, do którego można zgłaszać skargi na nietrafione w naszym mniemaniu realizacje - podsumowuje Plichta.

- Skarżyć oczywiście można, ale wątpię, by przyniosło to jakikolwiek efekt. Bardzo trudno udowodnić, że gdy na przykład coś jest pomalowane na niebiesko, to wygląda nieestetycznie. To zależy od gustu oceniającego. Co do wysokości, to tutaj najważniejsze są analizy urbanistyczne - mówi Piotr Firsowicz, szef departamentu urbanistyki w magistracie.

Wskazuje na budowany właśnie wysoki blok przy ulicy Nowy Świat (dosłownie naprzeciwko siedziby jego departamentu), który będzie górował nad budynkami stojącymi obok.

- Może tu powstać m.in. dlatego, bo przy ulicy Piłsudskiego też są wysokie bloki. Widzimy więc, że do analizy urbanistycznej bierze się pod uwagę dość duży obszar. Nie da się na to nic poradzić, bo takie są przepisy - dodaje.

Według niego wyjściem z sytuacji jest pogodzić sąsiedztwo budynków wysokich z niskimi.

- Mieszkańcy zabudowy niskiej muszą mieć komfort intymności. Nie może być przecież tak, że ktoś na trzecim piętrze wychodzi sobie na balkon i widzi, co się dzieje niżej w domu jego sąsiada. Dlatego też bloki muszą być od domów oddzielone jakąś przestrzenią. Może to być na przykład ulica, pas intensywnej zieleni czy też wysoki płot - kwituje.

emisja bez ograniczeń wiekowychnarkotyki
Wideo

Strefa Biznesu: Czterodniowy tydzień pracy w tej kadencji Sejmu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny