Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Białostocka rada miejska. Władysław Olszyński rzucił się z bronią na oponenta podczas sesji

Andrzej Lechowski dyrektor Muzeum Podlaskiego
Władysław Olszyński
Władysław Olszyński Ze zbiorów Muzeum Podlaskiego
Jedną z niezwykłych postaci białostockiego samorządu w międzywojniu był mecenas Władysław Olszyński. Wzięty prawnik, dziennikarz, poeta. Był też uczestnikiem jednego z największych skandali.

Przyglądam się z zaciekawieniem nowemu składowi białostockiej rady miejskiej. Patrzę na tych naszych wybrańców jak zwykły mieszkaniec miasta i zastanawiam się, co będą potrafili i chcieli zrobić. Na ile pozwoli im działać ciasnawy gorset polityczny, który siłą rzeczy przywdziali, a na ile ich własny temperament, wiedza i poczucie odpowiedzialności zdeterminuje ich do zrobienia czegoś istotniejszego niż podnoszenie ręki w imię dyscypliny klubowej.

Patrzę też na nową radę okiem historyka. Historia jest ponoć nauką życia. Z niej można czerpać wzorce. Moje sympatie, gdy myślę o historycznych białostockich radach miejskich, otaczają tych radnych, którzy działali, narażali się na krytykę i wykazywali się odwagą cywilną.

Jedną z takich niezwykłych postaci białostockiego samorządu był mecenas Władysław Olszyński. Wzięty prawnik, ale też dziennikarz, poeta, no i samorządowiec. Przez całe międzywojnie odgrywał jedną z głównych ról w Białymstoku W samorządzie zasiadał od września 1919 roku do maja 1939. Trzeba jednak sprawiedliwie przyznać, że był też uczestnikiem jednego z największych skandali, który wydarzył się podczas marcowego posiedzenia rady w 1929 roku. W jego trakcie Władysław Olszyński mówił o sytuacji białostockich robotników. Zareagował na to przedstawiciel żydowskiego Bundu, radny Benjamin Flomenbaum, oskarżając Olszyńskiego o sympatie komunistyczne i redagowanie wydawanej w Mińsku komunistycznej gazetki. Słysząc to Olszyński zerwał się z krzesła i krzycząc - "Co takiego? Ja redagowałem gazetę komunistyczną w Mińsku?" rzucił się w kierunku Flomenbauma wywracając krzesła. Za mecenasem ruszyli jego koledzy. Flomenbauma otoczyli natychmiast zwartym kołem jego poplecznicy. Widząc to Olszyński, ku przerażeniu wszystkich, wyjął z kieszeni rewolwer. Ktoś w ostatnim momencie wyrwał mu broń. Ale awantura i przepychanki trwały dalej. Nad zgiełkiem słychać było głos radnego Witolda Antonowicza, dyrektora szkoły handlowej, który postępując w szeregu dowodzonym przez Olszyńskiego wykrzykiwał "Bić Flomenbauma w mordę! Walić w łeb!"

Przerażony przewodniczący rady, prof. Roman Młyński przerwał sesję. Awantura przeniosła się w kuluary. Szarpanina, epitety groźby, ponowne wymachiwanie rewolwerami wypełniły magistrackie korytarze. Ten gorszący incydent opisywała nazajutrz cała polska prasa.

Pracę samorządowca udanie łączył Olszyński z dziennikarstwem. To właśnie jemu Białystok zawdzięczał założenie Dziennika Białostockiego, którego pierwszy numer ukazał się 6 kwietnia 1919 roku, a ostatni 30 sierpnia 1939.

Olszyński był pierwszym redaktorem naczelnym tej gazety. Z funkcji zrezygnował już w maju 1919 roku z powodu otwarcia własnej kancelarii adwokackiej. Mieściła się ona w nieistniejącym już dziś budynku przy Kilińskiego 2 a. Kariery dziennikarskiej jednak nie porzucił. Powracał często na łamy Dziennika. Gazeta publikowała też jego wiersze. Były one jednak ciężką próbą dla czytelników. Poezja Olszyńskiego utrzymana w młodopolskiej manierze pozbawiona była lekkości i umiaru. Mecenas smalił tasiemcowe strofy najeżone dygresjami i cechujące się nieopanowanym słowotokiem.

W następnych latach, już po rozstaniu się z Dziennikiem, który zmieniał swoje oblicze ideowe, współpracował Władysław Olszyński z ukazującym się w latach 1924-26 Kurierem Polskim w Białymstoku. W tym też czasie związał się również z Nowinami Białostockimi.

W karierze prawniczej Olszyńskiego były oprócz sukcesów, dzięki którym wyrobił sobie zasłużoną markę i dramatyczne momenty. Jeden z nich wydarzył się w kwietniu 1928 roku, kiedy to do Białegostoku dotarła wiadomość, że jego sekretarz, niejaki Kuszner popełnił w Warszawie samobójstwo. Przyczyna była może i błaha. Otóż w kancelarii białostockiego sądu zauważono, że od pewnego czasu z akt spraw giną znaczki opłaty sądowej. Po szczegółowej analizie okazało się, że giną tylko z akt spraw prowadzonych przez Olszyńskiego. On sam pozostawał poza wszelkimi podejrzeniami. Te zaś padły na Kusznera, który na wieść, że sędzia śledczy zamierza go aresztować wyjechał do Warszawy i tam odebrał sobie życie.

Czasem udawało się Olszyńskiemu połączyć wszystkie swoje pasje. Tak było wiosną 1934 roku kiedy to wystąpił jednocześnie jako samorządowiec, prawnik i dziennikarz. A stało się to za sprawą Mojżesza Goldmana poety i redaktora żydowskiej gazety Unzer Łebn. Na jej łamach zamieścił on artykuł zatytułowany "Jak się u nas szacuje mieszkania" szkalujący między innymi Olszyńskiego. Sprawa dotyczyła wysokości czynszów. Goldman sugerował, że przewodniczący magistrackiej komisji do spraw najmu lokali i jego zastępca Olszyński działają w zmowie z właścicielami kamienic. Takich zniewag mecenas nie zwykł puszczać płazem. Najpierw rozprawił się z Goldmanem na łamach białostockiej prasy, poczym pozwał go do sądu. A że prawnik był z niego przedni przeto Goldman skazany został na miesiąc aresztu i 200 zł grzywny. Miał też mecenas przygody bardziej prozaiczne. Zbliżały się święta Bożego Narodzenia 1931 roku. Państwo Olszyńscy zapobiegliwie się do nich przygotowując zakupili kury i kaczki. Trzymali te przyszłe galantyny na strychu wspomnianej kamienicy przy Kilińskiego, w której mieszkali. Gdakające i kwaczące towarzystwo zwabiło amatorkę łatwego łupu, niejaką Chanę Lew, która cichcem, w nocy zakradła się na strych i zamiast na miejscu dokonać egzekucji i zniknąć ze zdobyczą, to z rozgdakanym ptactwem postanowiła czmychnąć pokonując całą klatkę schodową. Nieopisany harmider pobudził lokatorów, którzy uratowali święta Olszyńskim. A koledzy dziennikarze mieli powód do żartobliwego anonsu prasowego tytułując go "Lew na strychu porywa kury i kaczki". Skoro już o rodzinnych sprawach mecenasa, to dodać należy, że był on wielkim znawcą kobiecej urody. Udowodnił to żeniąc się we wrześniu 1919 roku z Symeoną Corn, która odznaczała się wyjątkową urodą Była córką Michała Corna kupca i właściciela renomowanego sklepu kolonialnego, a też i doświadczonego samorządowca.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny