Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Białostocczyzna i propaganda sowiecka

Adam Czesław Dobroński
Propagandzista odpowiada: Zdarzają się małe niedostatki, ale zbudowano właśnie nowe fabryki i pomarańczy będzie skolko ugodno (ile dusza zapragnie).
Propagandzista odpowiada: Zdarzają się małe niedostatki, ale zbudowano właśnie nowe fabryki i pomarańczy będzie skolko ugodno (ile dusza zapragnie).
W samym Białymstoku 1410 propagatorów przez dwa miesiące dręczyło mieszkańców, nachodziło ich w domu, śledziło podczas obowiązkowych wieców.

Tom o propagandzie sowieckiej na Białostocczyźnie w latach 1939-1941, obficie zdobiony zdjęciami, opublikował w 2001 roku prof. Wojciech Śleszyński. Zerkając na tekst kolegi, postaram się odczytać zawiłości prezentowanego zdjęcia.

Zbliżał się 24 marca 1940 roku, pierwsza okupacyjna niedziela wielkanocna. Dla władców sowieckich miała to być niedziela cudu wyborczego do Rad Najwyższych ZSRR (ZSRS) i Białoruskiej SRR (SRS). Liczono, że kolejna już farsa wyborcza przekona "miejscową ludność o wszechwładzy nowego systemu", który obiektywnie rzecz oceniając, opierał się "na dwóch zasadniczych filarach - terrorze i propagandzie".

Polacy mieszkający w Białymstoku chętnie kpili sobie z propagandzistów spod znaku czerwonej gwiazdy. Ci rzeczywiście byli w większości prymitywni, aczkolwiek bojowi i zdeterminowani. Do dziś powtarza się dowcipy z tamtych wieców, typu: Obywatel pyta: Towarzyszu komunisto, czy w Związku Radzieckim można najeść się do woli pomarańczy?

Propagandzista odpowiada: Zdarzają się małe niedostatki, ale zbudowano właśnie nowe fabryki i pomarańczy będzie skolko ugodno (ile dusza zapragnie). I tak jednak na końcu padało zapewnienie, że Związek Radziecki to raj na ziemi, wszystko w nim jest najlepsze, a wódz genialny!

Wróćmy do zdjęcia. Spod godła Kraju Rad duże litery wołały: "Niech żyje socjalistyczna konstytucja - konstytucja zwycięskiego socjalizmu i prawdziwej demokracji". Niżej umieszczono fryz z godłami republik. Wysokie władze zatwierdziły trzydzieści haseł i tylko one mogły być powielane na okoliczność wyborów 24 marca.

Dwa kolejne widnieją na oglądanym zdjęciu po bokach wjazdu na dziedziniec pałacowy. To pod portretem Lenina (z prawej strony) obwieszczało, że "Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich jest socjalistycznym państwem robotników i włościan (chłopów)". Tekst pod Stalinem (z lewej strony) był dłuższy i zachęcał do wyboru na deputowanych "synów i córki ludu, którzy dowiedli czynem, że są oddani ojczyźnie socjalistycznej, wielkiej sprawie Lenina - Stalina". Uf, śmiertelna to niemal dawka fałszu.

Znamy tych "godnych wyboru" wówczas do rad w Moskwie i Mińsku. Polacy stanowili wśród nich około 20 proc. (renegatem nr 1 był Jan Turlejski, przedwojenny więzień łomżyński), Białorusini i Rosjanie trzy razy więcej, Żydzi tylko 13 proc. Nie radzę jednak ufać podawanym wówczas statystykom, bo to też był element propagandy.

Za szczytowe osiągnięcie towarzyszy uznać należy wynik ogólny wyborów z 24 marca: udział w głosowaniu w obwodzie białostockim wzięło circa 99 proc. uprawnionych, "za" było 97-98 proc. Dobra robota!

Jak można osiągnąć taki "sukces"? W samym Białymstoku 1410 propagatorów przez dwa miesiące dręczyło mieszkańców, nachodziło ich w domach, śledziło podczas obowiązkowych wieców. W dzień wyborów chorych dowożono do komisji, a na wszelki wypadek wszystkim wydawano karty do głosowania bez kopert.

W lokalach wyborczych można było kupić kiełbasę i posłuchać harmonistów, byle nic nie kombinować, nie niszczyć otrzymanych kart, nie czynić dopisków. A było to już po pierwszej masowej wywózce na Sybir i - o czym nie wiedziano - po podpisaniu rozkazu o wymordowaniu więźniów obozów w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie.

Powtórzyć wypadnie pytanie o sens zmanipulowanych wyborów, skoro i tak przecież komisarze mogli ustalić wyniki finalne. Wydaje się, że chodziło przede wszystkim o zniewolenie psychiczne, o zmuszenie mieszkańców okupowanych ziem do czynnego udziału w tej farsie. Wierzono też pewnie, że kłamstwo powtarzane permanentnie wbija się w pamięć, budzi coraz mniejszy sprzeciw. Mistrzem w tym procederze był Goebbels, ale i propagandziści sowieccy mogli wykazać się dużym doświadczeniem propagandowym.

Kończąc, można wyrazić ubolewanie, że zabytkowa brama Pałacu Branickich została tak niecnie wykorzystana. Jednak stało się tak nie po raz pierwszy i nie po raz ostatni. Z niej to (sprzed niej?) car Aleksander I przyjmował defiladę wojsk rosyjskich wracających po dobiciu Napoleona Bonaparte. I w niej to w okresie PRL wisiała tablica sławiąca rewolucjonistę Juliana Marchlewskiego, narzuconego patrona Akademii Białostockiej w Białymstoku.

To na szczęście wszystko czas miniony.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny