Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Białorusini wściekli na UE. Na migrantów są pieniądze, ale na więźniów politycznych reżimu i ich rodziny już nie

Agnieszka Siewiereniuk
Agnieszka Siewiereniuk
Wojciech Wojtkielewicz
Z bardzo dużym niezadowoleniem Białorusini przyjęli informację o tym, że Unia Europejska znalazła ogromne pieniądze na pomoc migrantom, którzy przyjechali z własnej woli, ale w tym czasie nie robi nic dla tysięcy Białorusinów, głównie członków rodzin osób uwięzionych od miesięcy w białoruskich więzieniach. Często ci ludzie też żyją na skraju życia i śmierci.

Do obozowiska migrantów na Białorusi dotarli unijni eksperci do spraw pomocy humanitarnej. Pojawili się wraz z przedstawicielami białoruskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Sprawdzali warunki przebywania migrantów i rozmawiali z urzędnikami reżimu Łukaszenki o tym, jak odesłać ich do krajów swojego pochodzenia. Będzie to niezmiernie trudne, ponieważ większość przebywających na Białorusi migrantów, nie chce wracać. Chce za wszelką cenę dostać się przede wszystkim do Niemiec, albo do innych zachodnich krajów Unii Europejskiej.

Wcześniej, bo już ponad tydzień temu Komisja Europejska zadeklarowała, że przekaże 700 tys. euro na pomoc dla migrantów na Białorusi. Pieniądze mają trafić do organizacji pozarządowych, które zajmą się ich rozdysponowaniem tak, aby migranci mieli zapewnioną podstawową pomoc humanitarną. Z tym, że o te pieniądze będą mogły aplikować organizacje działające na Białorusi, które wszystkie, włącznie z Czerwonym Krzyżem, są pod kontrolą reżimu Aleksandra Łukaszenki.

- Mam ogromny żal do unijnych polityków, że działają tak bezmyślnie. Ogromne pieniądze przejmie Łukaszenka i jego sługusy. Migranci tych pieniędzy nie zobaczą. Będzie urządzona pokazówka, jakieś rzeczy kupione przyjadą, ubrania, jedzenie, coś tam jeszcze. Przyjedzie telewizja i fotografowie, zrobią zdjęcia i połowa z tego wyjedzie jeszcze tego samego dnia. Podzielą się między sobą omonowcy, pogranicznicy i wojskowi. A reszta pójdzie do Łukaszenki bezpośrednio. U nas ludzie są wściekli na ten brak myślenia, ale przede wszystkim brak kontaktu i rozmów, żebyśmy mieli szansę powiedzieć jak to działa – mówi naszej redakcji Aleś.

- Śmiechu warta ta pomoc, bo nikt jej nie zobaczy. Słyszałem jak była mowa, że Czerwony Krzyż dostanie najwięcej pieniędzy na pomoc. Tylko, że cały ten Czerwony Krzyż jest w 100 proc. pod okiem Łukaszenki. Ani jedno euro nie zostanie wydane bez jego zgody. To jest tragedia. Ładować takie duże pieniądze do dyktatora, który będzie je dzielił. Bo to, że będzie je dzielił, to jest pewne. Na Białorusi nie ma już praktycznie organizacji działających niezależnie od reżimu. Pani Swiatłana Cichanouska mówiła o tym nie raz. Ogłuchli tam wszyscy? – mówi zdenerwowany Stefan.

Ale nie tylko to rozdrażniło mieszkańców Białorusi. Mają ogromny żal o to, że od początku protestów, jakie rozpoczęły się w sierpniu ubiegłego roku, dla nich pomocy nie było. Nie było zainteresowania losem więźniów, ani osób represjonowanych – poza przyjmowaniem kolejnych stanowisk i rezolucji oraz grożenia paluszkiem. Białorusini, z którymi rozmawialiśmy, bardzo boją się ujawniać kim są, ale prosili, aby ten temat podnieść przynajmniej w polskich mediach. Zgodnie twierdzą, że praktycznie tylko Polska od początku pomagała rzeczywistym uchodźcom z Białorusi, którzy naprawdę z powodu prześladowań musieli uciekać z własnego kraju. Często tak, jak i w czym stali.

- Moja matka była aresztowana i trzymana w więzieniu. Była bita i poniżana. Przesiedziała za nic prawie miesiąc. Po prostu ją złapali jak szła z białym kwiatkiem. Nawet się nie odzywała. Pojechała już do Polski i czeka na mnie i na ojca. Ojciec jest w więzieniu. Ciężko cokolwiek się dowiedzieć co z nim tam się dzieje. Ma wyjść na początku grudnia. Powiem jeszcze, że jak matkę aresztowali, to od razu straciła pracę. Mieszkanie nam przeszukiwali, ukradli dolary, co mieliśmy odłożone. Mnie z pracy wyrzucili i teraz żyję tylko dlatego, że czekam na ojca i dalsza rodzina mi pomaga. Załatwili mi trochę pracy, żebym miał jak się utrzymać. O takich ludziach jak my, się nie mówi. A nas tu w takich sytuacjach są tysiące. Tysiące ludzi są bez pracy, niektórzy bez mieszkania, kątem u rodziny się mieszka, albo nawet u obcych ludzi, co przyjęli pod swój dach. Dla nas pieniędzy Unia nie miała do rozdania – przekazał Aleś.

- Tu jest taki problem, że szykanuje się ludzi. Wielu siedzi w więzieniach, a ich rodziny zostały bez niczego. Powyrzucali z pracy. A jak się szuka, to inni boją się zatrudniać, żeby samym nie mieć kłopotów. To my, Białorusini, od ponad roku potrzebujemy pomocy humanitarnej. Też mamy pójść i koczować po lasach, żeby ktoś się nami zainteresował? Ci w więzieniach mają bardzo trudno, ale ich rodziny, choć ich nie biją, czy nie torturują, też mają trudno, bo zostali zostawieni sami sobie. Często bez żadnych środków do życia. Są i tacy, co poszli na współpracę. Ale i oni też żyją w strachu. Nie wiadomo co strzeli do głowy Łukaszence – opowiada Natalia.

- Trzeba mieć świadomość, że Łukaszenka nie szanuje własnego narodu, ma za nic Białorusinów. To tym bardziej ma za nic jakichś tam przyjezdnych. Oni są jemu potrzebni tylko do walki politycznej i dla utwierdzenia siebie jako prezydenta. To nam, Białorusinom trzeba pomóc. My nie mamy dokąd wrócić, bo jesteśmy stąd i chcemy mieszkać u siebie. Nie rzucamy kamieniami w nikogo. To tak, jakbyśmy nie istnieli dla świata. Jak by nas nie było – dodaje Stefan.

W podobnym tonie zresztą wypowiadają się białoruscy dziennikarze, którzy uciekli z Białorusi i mieszkają obecnie w Polsce. Szczególnie w Białymstoku społeczność białoruska, która musiała uciekać, przypomina co chwila o tych wszystkich, którzy cały czas pozostają w więzieniach. Nawet w minioną niedzielę, 21 listopada, w samym sercu miasta odbyła się manifestacja, w trakcie której padły następujące słowa:

- Protestujemy, bo jesteśmy Białorusinami, którzy mieszkają na Podlasiu i musieliśmy wyjechać ze swego kraju, w związku z prześladowaniami przez reżim Łukaszenki. Przez kolejne protesty chcemy zwrócić uwagę, na to, że na Białorusi siedzą w więzieniach tysiące ludzi, którzy czekają na pomoc międzynarodową oraz że reżim Łukaszenki wykorzystuje do swoich celów migrantów na granicy, by szantażować Europę. Chcemy, by międzynarodowa społeczność uznała Łukaszenkę za terrorystę – mówił organizator protestu Jan Abadowski, który wypowiada się pod własnym nazwiskiem, bo już spokojnie od 20 lat mieszka w Białymstoku.

Inni, z którymi rozmawialiśmy, nie chcą ujawniać nazwisk, nawet nie chcą podawać nazw miast czy miejscowości, z których pochodzą i w których mieszkają. Wszyscy podkreślają zgodnie, że polskie media są pilnie śledzone przez białoruski reżim. Ludzie boją się ujawniać cokolwiek, po czym można byłoby ich zidentyfikować, bo mogą trafić do więzień. I najbardziej bulwersują się nie tyle na pomoc jaka ma trafić do migrantów przebywających na Białorusi, ale na to, że takiej pomocy i to natychmiast wymaga tysiące ludzi, których Unia Europejska z jakiegoś powodu nie chce dostrzec.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny