Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Białorusini nie porzucają protestów, dlatego Łukaszenka ruszył do Soczi, by błagać Putina o pomoc

Kazimierz Sikorski
Kazimierz Sikorski
Viktor Tolochko/SPUTNIK Russia/East News
Od miesiąca Białorusini protestują przeciwko Łukaszence. Nie wystraszyli się represji. W tej sytuacji prezydent przybył do Soczi, by błagać o wsparcie Władimira Putina. Otrzymał zapewnienie o przyznaniu Białorusi przez Rosję kredytów o wartości 1,5 mld dol.

Nie słabnie entuzjazm Białorusinów masowo protestujących przeciwko prezydentowi Łukaszence. Ten nie odpuszcza i z jego rozkazu milicja oraz OMON pałują już nawet kobiety.

Dyktator wie, że trudno złamać ludzi, którzy zarzucają mu sfałszowanie sierpniowych wyborów. Każdy weekend oznacza ogromne demonstracje, wobec których białoruski prezydent wydaje się bezradny.

Dlatego Łukaszenko przybył w poniedziałek do Soczi na spotkanie z Władimirem Putinem.

Będzie prosił, błagał Putina o pomoc. O nowe kredyty i być może o pomoc w dławieniu protestów.
Na wspólnej konferencji padłu z ust Putina, że niebawem odbędą się wspólne ćwiczenia wojskowe na terenie Białorusi i po ich zakończeniu rosyjskie oddziały wrócą do swoich baz.
Putin obiecał tez Łukaszence, że Białorusini w pierwszej kolejności otrzymają szczepionkę na koronawirusa produkcji rosyjskiej.
Więcej o polityce mówił Łukaszenko. Przypomniał historię zbliżania się obu narodów, wspomniał tez o obecnych protestach w swoim kraju.
Mówił, że w tygodniu cały kraj pracuje, tylko w sobotę protestują kobiety, a w niedziele przyłączają się do nich mężczyźni, ironizował.

Dopóki nie przekraczają czerwonej linii, ostrzegał, niech sobie protestują, dodał, nie precyzując, jak wygląda ta czerwona linia..

Tyle w części oficjalnej, bo nikt nie ma wątpliwości, że tematem numer jeden rozmów przywódców było to, co sie dzieje na Białorusi.

Nikt też nie ma wątpliwości, że Putin może z trudnej sytuacji, w jakiej znalazł się Łukaszenka, skwapliwie skorzystać i doprowadzić do takiego zacieśnienia relacji z Mińskiem (co starano się robić nie raz), że Białoruś stanie się pewnego dnia rosyjską … gubernią.

Nie stanie się to jutro ani za miesiąc czy dwa. Ale taki scenariusz jest możliwy i oba kraje będą miały wspólną walutę, jeden system podatkowy, politykę zagraniczną. W rękach Putina leży los Łukaszenki i przyszłość Białorusi.

Łukaszence udało się spacyfikować liderów protestów, większość została, jak Swietłana Cichanouska, zmuszona do ucieczki z kraju. A bez przywódców trudno tłumowi podjąć skuteczną strategię walki z dyktatorem.

Białorusinom pozostają marsze, wiece, demonstracje, które już dawno rozlały się na cały kraj. Białoruś, w której do niedawna za wydarzenie uznawano kilkudziesięcioosobowe protesty przeciwko władzy, teraz jest widownią demonstracji, w których uczestniczy po 200 tysięcy ludzi.

I tak jest od miesiąca, od czasu, kiedy mieszkańcy tego kraju powiedzieli dość i wyszli na ulice przeciwko rządom Łukaszenki.

Walka z dyktatorem będzie na pewno długa i trudna, zapowiadają obserwatorzy wydarzeń, który od miesiąca mają miejsce na Białorusi. Zwracają uwagę na fakt, że reżim nie zaczął się jeszcze kruszyć. Nie opuszczają Łukaszenki nie tylko najwierniejsi z wiernych, czyli szefowie aparatu ucisku, ale nawet lokalni politycy.

To może oznaczać, że przyboczni prezydenta, którego poprzednia kadencja kończy się w listopadzie, wiedząc, że po runięciu reżimu i na nich spadłyby kary, postanowili twardo stać przy wodzu.

Może oni też pokładają wielkie nadzieje w Putinie, który jak zarazy boi się protestów w swoim kraju. Ukraiński Majdan na pewno napędził Putinowi strachu i zrobi teraz wszystko, by na Białorusi nie doszło do podobnych wydarzeń, które miały kiedyś miejsce w Kijowie.

Kiedy przychodzą na manifestacje dziesiątki tysięcy ludzi, białoruska milicja jest bezradna, boi się atakować taką masę. Dlatego przed rozpoczęciem manifestacji i po jej zakończeniu do akcji wkraczają zamaskowane osiłki.

Bandziory w kominiarkach biją, kopią i poniewierają demonstrantów. W tym również kobiety. Najbardziej niebezpiecznie jest na bocznych ulicach, kiedy zaczynają się tam gromadzić ludzie, bo wtedy uderza bezpieka.

Kiedy strachu nie wywołuje obecność wojskowych pojazdów opancerzonych, do akcji ruszają armatki wodne, jak w Brześciu, by zapanować nad ludźmi.

Tylko po weekendowych protestach za kraty trafiło ponad 400 osób i choć są one pokojowe, to przeciwko demonstrantom wytoczono taką machinę, iż sprawia to jakby kraj był już w stanie wojennym.

Coraz częściej bezpieka zatrzymuje i bije dziennikarzy, a w tym czasie białoruskie MSW z dumą ogłasza, że kontroluje w pełni obecną sytuację.

Zachód, Unia Europejska i Stany Zjednoczone potępiają brutalność białoruskich służb bezpieczeństwa, grożą sankcjami, obiecują pomoc dla tych, którzy tworzą na Białorusi nowych obywateli i dla tych, którzy widząc brutalność władz, decydują się na opuszczenie kraju.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Białorusini nie porzucają protestów, dlatego Łukaszenka ruszył do Soczi, by błagać Putina o pomoc - Portal i.pl

Wróć na poranny.pl Kurier Poranny