Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Białorusini i Litwini przyjeżdżają na zakupy. Podlaski handel wszystkim się opłaca

Helena Wysocka, Jarosław Sołomacha
Jurgis Patroczenis z Litwy kupuje w Polsce od roku. W miniony weekend zaopatrywał się na suwalskim bazarze w warzywa.
Jurgis Patroczenis z Litwy kupuje w Polsce od roku. W miniony weekend zaopatrywał się na suwalskim bazarze w warzywa. Helena Wysocka
Białostockie sklepy stały się tak popularne wśród Białorusinów, że niektóre tylko dzięki nim istnieją. Nasi sąsiedzi kupują tu wszystko. Ubrania, mięso, nabiał, warzywa, owoce, a nawet karmę dla psów. Instytut Badania Opinii Społecznej Rait podaje, że już co dziesiąty Litwin robi zakupy w Polsce. Handlowcy zacierają ręce.

Największy ruch jest w weekendy oraz poniedziałki. Choć i w pozostałe dni tygodnia Białorusinów nie brakuje. Widać to chociażby na parkingach najpopularniejszych białostockich galerii handlowych.

W Alfie i Białej samochody z białoruskimi rejestracjami czasami stanowią nawet trzecią część aut zaparkowanych w poszczególnych sektorach. Samochody są różne. Od luksusowych terenowych audi po kilkunastoletnie, zdezelowane fordy transity. Przeważają jednak lepsze marki. Nikt ładą po zakupy do Polski się nie pcha.

Przy Auchan samochodów też nie brakuje, a dodatkowo można tu ciągle spotkać całe wycieczki, które przyjechały autokarami. Białorusinów brakuje za to w pozostałych galeriach.

Podlaska, która miała ich przejąć ze względu na swoje położenie, świeci pustkami. To dlatego, że tamtejszy hipermarket Carrefour nie ma dobrej marki wśród naszych wschodnich sąsiadów. Jest drogi i oferuje niewielki wybór towarów. Natomiast Biedronki położone przy drogach na granicę przeżywają oblężenie.

Białorusini robią obrót

Białostockie sklepy stały się tak popularne wśród Białorusinów, że niektóre tylko dzięki nim istnieją.

- To głównie oni robią nam obrót. Polki rzadko kupują sukienki za tysiąc złotych, a Białorusinki owszem - mówi ekspedientka z jednego z najdroższych butików w Alfie. - Jeżeli widać jakąś parę obładowaną reklamówkami, jak w amerykańskim filmie, to możemy być niemal pewni, że to goście zza wschodniej granicy.

Modne są także zakupy przez internet. Zamówiony towar odbiera się w sklepach, bo wysyłek na Białoruś w ofercie brak.

Statystyczna podróż do Polski i z powrotem trwa niecałą dobę. Oczywiście wszystko zależy od kolejek na granicy.

- Dzisiaj się nam poszczęściło, czekaliśmy tylko 20 minut - cieszy się 25-letnia Ola z Wołkowyska. Do Galerii Białej przyjechała z koleżanką Julą. - U was jest taniej, wkusniej i to całkiem niedaleko - potwierdza Jula.

Do rodziny i na zakupy

W koszyku mają to, co Polacy. Zwykłe cotygodniowe zakupy: spożywka i trochę chemii. To jednak nie koniec ich pobytu w Białymstoku. - Po drodze odwiedzimy jeszcze Biedronkę - mówi Jula.

- Przyjeżdżamy dwa, trzy razy w miesiącu. Do rodziny i na zakupy - opowiada Tatiana z Grodna, którą spotkaliśmy na parkingu Galerii Białej. Kobieta stoi przy wyładowanej towarem furgonetce. W tym czasie jej syn zamyka drzwi z przyciemnionymi szybami.

Wyraźnie się przestraszył, myślał że jesteśmy celnikami w cywilu. Kierowca odpala silnik i trąbi na kobietę. Odjeżdżają w pośpiechu, nie chcą rozgłosu.

- Przecież wiecie, jak u nas jest - tłumaczy kolejny Białorusin, Paweł z Grodna. Świetnie mówi po polsku, prawie bez akcentu. Przyjechał do Białegostoku, jak do sklepu w sąsiedniej dzielnicy. I tak parę razy w miesiącu.

- Jest taniej i macie większy wybór - wyjaśnia.

Tak samo uważa Irena, również z Grodna. Na zakupy wybrała się z nastoletnią córką Tatianą.

- Tu jest szeroki wybór, wysoka jakość i niższe ceny - od 30 do 50 procent, zależy od towaru. Poza tym wielu rzeczy u nas nie ma - przyznaje.

Inny kurs i podatek

Jurgis Patroczenis z Litwy kupuje w Polsce od roku. W miniony weekend zaopatrywał się na suwalskim bazarze w warzywa.
(fot. Helena Wysocka)

Jeszcze pięć lat temu mieszkańcy województwa podlaskiego robili zakupy na Litwie. Ceny produktów oferowanych przez tamtejszą sieć Maxima były niższe średnio o 20 procent. A w drodze powrotnej do domu można było zatankować paliwo. Też tańsze o kilkadziesiąt groszy na litrze. Na baku nawet najmniejszego samochodu zostawało co najmniej 50 złotych.

Teraz sytuacja jest odwrotna. Stało się tak za sprawą kursu lita, jak i podatku VAT naliczanego od artykułów spożywczych. Na Litwie wynosi on 21 procent, u nas - pięć. To daje wymierne oszczędności. Instytut Badania Opinii Społecznej Rait ocenił, że obecnie na zakupy przyjeżdża do Polski aż dwanaście procent Litwinów. Każdy z nich, jednorazowo wydaje około 500 złotych. To mniej więcej tyle, ile statystyczny mieszkaniec Podlasia pozostawia w sklepach w ciągu dwóch tygodni - szacuje Rait.

W ostatnich dniach sierpnia na suwalskich ulicach aż roiło się od samochodów z litewskimi rejestracjami. Tłoczno było na parkingach i w sklepach, gdzie język sąsiadów zza wschodniej granicy można było usłyszeć znacznie częściej niż rodzimy. Z jakiego powodu? Otóż, mieszkańcy litewskiego pogranicza przyjechali po szkolne wyprawki.

- Ruch taki, że trudno było odchylić się od kasy - mówi pani Ewa, ekspedientka z Biedronki. - Mam nadzieję, że teraz będzie trochę spokojnie.

Biorą całymi paletami

Jedni przyjeżdżają własnymi samochodami. Inni korzystają z usług powstających, jak grzyby po deszczu, firm przewozowych. Proponują transport nie tylko do przygranicznych Sejn, albo Suwałk, ale też do Augustowa, czy Białegostoku. Z ofert korzysta coraz więcej osób i coraz dalej mieszkających od granicy. Przyjeżdżają do nas nie tylko z Mariampola, ale także z Kowna, rejonu wileńskiego, a nawet Kłajpedy.

- Całymi paletami biorą jogurty, kefiry, śmietanę - wylicza pani Ewa. - Kupują też napoje, oleje, konserwy, makarony, a także alkohole.

Zakupy robią głównie w dyskontach i marketach.

- To są dobrzy, niemal hurtowi klienci - mówi ekspedientka z suwalskiego Kauflandu. - Miejscowi proszą o kilka plasterków wędliny. Litwini biorą całymi opakowaniami.

Z najazdu cudzoziemców zadowoleni są też rolnicy, którzy handlują na miejscowych bazarach. Mają klientów na ziemniaki, cebule i jaja.

- Biorą po trzysta, czterysta sztuk jaj od ręki - twierdzi Krystyna Kulesza. W ubiegłym roku dokupiła kur, by sprostać zamówieniom.

- Na dodatek nie targują ceny. Mówią, że i tak oszczędzają 20-30 groszy na sztuce. A poza tym, mają świeżą żywność.

Jeszcze niedawno cudzoziemcy przyjeżdżali po towar do gospodarstwa Kuleszów, ale kilka tygodni temu właściciele fermy zastrzegli odbiór towaru tylko na bazarze.

- Sąsiedzi nastraszyli nas mafią - przyznaje pani Krystyna. - Podobno zdarzają się kradzieże w okolicy. Uznaliśmy, że faktycznie, lepiej, żeby obcy nie kręcili się po gospodarstwie. Tym bardziej, że jak nie kupi jeden, to weźmie drugi. Wpraszać się specjalnie nie trzeba.

Kupują sobie i sąsiadom

Rajmundas Skibles mieszka w odległym od granicy o 120 kilometrów Kownie. Na zakupy przyjeżdża do Suwałk od kilku miesięcy. Namówili go do tego znajomi.

- Rachunek jest prosty - mówi. - W przypadku mojej, czteroosobowej rodziny, w miesiącu mogę zaoszczędzić około 500 litów. Biorąc pod uwagę to, że zarabiam niespełna dwa tysiące, to uzasadnienie jest oczywiste.

Skibles zbiera zamówienia od sąsiadów. To redukuje koszty dojazdu.

- Za zakupy biorę od nich normalną cenę, bez narzutów - zastrzega. - Na znajomych nie chcę zarabiać.

Kupuje to, co potrzebne w domu - produkty spożywcze, chemię, obuwie i ubrania.

- Butelka wody kosztuje 96 groszy mniej, niż u nas - wylicza. - Na kilogramie kiełbasy śląskiej oszczędzam prawie trzy złotych, a na oleju - dwa pięćdziesiąt.

A ostatnio Rajmundas Skibles zafundował sobie nawet telewizor. Trafił na promocje z okazji urodzin marketu. Dzięki temu zaoszczędził 200 litów.

- Na moim osiedlu chyba wszyscy kupują w polskich sklepach - dodaje.

Relaks w aquaparku

Kilka miesięcy temu interes w najeździe Litwinów zwęszyła sieć handlowa Gelsva, która wydzierżawiła od sejneńskiego starostwa budynek na byłym przejściu granicznym w Ogrodnikach. Tam uruchomiła hurtownię. Oferuje artykuły spożywcze i przemysłowe, ale tylko te, które cieszą się zainteresowaniem klientów. Także w Budzisku powstał sklep.

- Właściciel liczy na klientów zza wschodniej granicy - mówi Szczepan Ołdakowski, starosta suwalski, zarządca obiektu. - Póki co, nie narzeka

Wzdłuż krajowej ósemki pełno billboardów w języku litewskim. Zachęcają do zakupów i korzystania z pobliskich atrakcji - wyciągu narciarskiego, kolejki wąskotorowej i aquaparku.

- Mamy sporo Litwinów - przyznaje Zbigniew Wisiecki, wicedyrektor Ośrodka Sportu i Rekreacji w Suwałkach, który zarządza pływalnią. - Większość po zakupach funduje sobie odrobinę relaksu. Szacujemy, że co czwarty nasz klient, to Litwin.

Pozostawiają pieniądze

Ekonomiści twierdzą, że klienci ze Wschodu pomagają nam przetrwać gospodarczy kryzys.

- Pozostawiają pieniądze, kupują towary i dzięki temu wzrasta na nie popyt - ocenia prof. Robert Ciborowski, ekonomista z Uniwersytetu Białostockiego. - Oby tak dalej.

Mieszkańcy przygranicznych miast natomiast są podzieleni. Ci, którzy żyją z handlu zacierają ręce z radości. Tak wysokich obrotów nie mieli od dawna. Ale są też tacy, którzy narzekają na kolejki w sklepach, wygórowane ceny i wreszcie zatłoczone drogi.

Zdaniem prof. Ciborowskiego trudno mieć do Litwinów pretensję o to, że nasze rynki są mało konkurencyjne.

- To sprawa producentów, którzy usiłują wykorzystać sytuację - dodaje.

Czytaj e-wydanie »Lokalny portal przedsiębiorców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny