Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bez przyzwolenia

Wojciech Konończuk
Jak zachowacie się wobec byłego prezesa? Wojciech Strzałkowski: Mam nadzieję, że Wojciech S. nam wszystko wyjaśni. To człowiek bardzo ambitny i bardzo chciał, by Jagiellonia awansowała do ekstraklasy. Widać, że za bardzo i jeśli złamał prawo, to powinien być za to ukarany.
Jak zachowacie się wobec byłego prezesa? Wojciech Strzałkowski: Mam nadzieję, że Wojciech S. nam wszystko wyjaśni. To człowiek bardzo ambitny i bardzo chciał, by Jagiellonia awansowała do ekstraklasy. Widać, że za bardzo i jeśli złamał prawo, to powinien być za to ukarany. Fot. Bogusław F. Skok
Rozmowa z Wojciechem Strzałkowskim, przewodniczącym Rady Nadzorczej Sportowej Spółki Akcyjnej Jagiellonia Białystok, o wizerunku klubu, podejrzeniach o korupcję i przyszłości Jagiellonii.

Kurier Poranny: Wizerunek Jagiellonii ostatnio mocno ucierpiał. A to starcia kibiców z policją w Zielonce, a to wojna o "jotkę". Na dodatek klub został wplątany w coś, z czym nigdy nie był dotąd kojarzony - w aferę korupcyjną. Nie tak wyobrażamy sobie wizytówkę miasta i regionu. Czy nie są to dla Pana niepokojące sygnały ?

Wojciech Strzałkowski: Bardzo mnie to niepokoi. Zastanawiam się, czy to jest przypadek, czy celowe działanie jakichś firm uprawiających "czarny PR". Proszę spojrzeć. Wiele mediów doniosło o fladze z hasłami rasistowskimi, wywieszonej w Warszawie przez naszych kibiców, a już tylko niektóre poinformowały potem, że to kompletna bzdura i krzywdząca Jagiellonię pomyłka delegata PZPN. A co do Zielonki, to przecież nie doszłoby do "zadymy", gdyby na wracających ze stolicy białostockich kibiców nie czekali pseudokibice Legii. Ich udział jest przez niektórych starannie pomijany. To nieuczciwe postawienie sprawy. Poza tym mówiło się o wandalizmie, niszczeniu pociągu, grożono falą zatrzymań. A fakty okazały się zupełnie inne. Jestem za wykorzenieniem chuligaństwa ze stadionów i gwarantuję naszą współpracę. Każdy wybryk bardzo mnie martwi. Ale niewiele się pisze o oddawaniu krwi przez kibiców Jagiellonii, odwiedzinach w domach dziecka, oprawie spotkań ligowych, słynnej w całym kraju, i innych tego typu akcjach. Nie wiem, komu zależy na złym wizerunku klubu, lecz właśnie taki jest gdzieniegdzie kreowany.

Podejrzenia o korupcję to już jednak nie tylko fakt medialny. Były prezes Wojciech S. przyznał się do zarzutów.
- To dla mnie szokująca wiadomość. Od czterech lat powtarzamy, że jeśli ktokolwiek chciałby rozstrzygać wyniki meczów w sposób nieuczciwy, to już go w naszym klubie nie ma. Powiem więcej. Pojawiały się osoby, które wprost mówiły, że bez opłacania sędziów nigdy nie awansujemy do ekstraklasy. Momentalnie były wyrzucane za drzwi, bo nie tolerujemy takiego doradzania. Były prezes Wojciech S. o tym wiedział.

Gwarantuję, że nawet złotówka na ten cel od nas nie wypłynęła. Nadzór nad tym był cały czas sprawowany. Zresztą zleciłem ponowną kontrolę.

Jak zachowacie się wobec byłego prezesa?
- Próbujemy się z nim skontaktować, żeby przyszedł i wyjaśnił, ile, komu i przede wszystkim, dlaczego? Chciałbym, żeby opowiedział nam o wszystkim, co nie jest objęte tajemnicą śledztwa. Powtarzaliśmy przecież wielokrotnie, że w żadne podejrzane interesy nie bawiliśmy się, nie bawimy i nie będziemy bawić. Mam nadzieję, że Wojciech S. nam to wyjaśni. To człowiek bardzo ambitny i bardzo chciał, by Jagiellonia awansowała do ekstraklasy. Widać, że za bardzo i jeśli złamał prawo, to powinien być za to ukarany. Ale myślę, że nie zrobił tego dla osobistych korzyści.

Widział się Pan kiedyś z Grzegorzem G., który miał być pośrednikiem w transakcjach?
- Nigdy nie poznałem tego pana. Dowiedziałem się o nim od dziennikarzy.

Jagiellonii grożą kary za korupcję. Co zrobicie, gdy klub zostanie wyrzucony na przykład do trzeciej ligi?
- Wierzę w rozsądek PZPN. Można karać klub wtedy, gdy osiągał korzyści sportowe. A myśmy te mecze, których dotyczą podejrzenia, przegrywali. Z tego, co wiem, ktoś kupował spotkanie z nami, a Wojciech S. próbował obietnicami łapówek jakoś zrównoważyć to. Zaznaczam jednak ponownie, że działo się tak bez naszego przyzwolenia. Jagiellonia nie miała z tego żadnych korzyści. Przecież chyba każdy widzi różnicę między czymś takim a seryjnie ustawianymi spotkaniami i awansami kilku drużyn, gdzie wszyscy wiedzieli i godzili się na korupcję. Kara musi być proporcjonalna do przewinienia.

Wracając do wizerunku klubu, to czy w Pana odczuciu Jagiellonia nie toczyła ostatnio zbyt dużo wojenek? Z Miejskim Ośrodkiem Szkolenia Piłkarskiego, z BKS Jagiellonia o "jotkę", z kupcami o plac Inwalidów. Czy przypadkiem nie nazbyt często do wszelkich negocjacji nie przystępujecie z pozycji siły?
- Mam dokładnie odwrotne wrażenie, zawsze chcemy rozmawiać i pokazywać obopólne korzyści ze wspópracy. Nie nazwałbym tego zresztą wojenkami. Z MOSP, a raczej prezesem Bańkowskim, który odszedł z Jagiellonii, była to raczej sprawa personalna, urażona ambicja. Wszystko już się wyjaśniło i współpraca układa się dobrze. Jeśli chodzi o kupców, a raczej ich część, to myśmy ich nigdy jako wrogów nie traktowali, tylko oni nas. I co się okazało? Plac poszedł pod przetarg i konflikt się skończył. Ani kupcy na tym nie skorzystali, ani Jagiellonia. Co do "jotki", to sprawa jest inna. Uważam, że symbole, barwy klubu to dobro ani moje, ani BKS, a wszystkich kibiców, a nie grupy cwaniaczków, co sobie je zastrzegli. Oni "jotki" nie wymyślili, a teraz żądają niebotycznych pieniędzy. Nie jest też prawdą, że przegraliśmy proces i nie możemy używać aktualnego znaku. Nie chcę nawet wymieniać nazwiska tego pana, który robi, co może, by dostać się na łamy gazet, co mu się czasami udaje. To jest dla mnie próba wyłudzania pieniędzy i nic więcej.

A konflikt na linii zarząd Jagiellonii-prezydent miasta? Podobno władze klubu zostaną w związku z tym zmienione?
- Słyszałem tylko jakieś plotki o tym konflikcie. Pytałem zainteresowanych i nikt tego nie potwierdza. Nie ma też mowy o zmianach w zarządzie. Kibice są zadowoleni z jego pracy, więc po co to zmieniać? Ten zarząd jest najlepszy ze wszystkich, z jakimi współpracowałem, zarówno jeśli chodzi o sprawy sportowe, jak i organizacyjne.

W drugiej lidze Jagiellonia była uznawana za klub "mlekiem płynący". Teraz ledwie wiąże koniec z końcem. Nie dziwi Pana, że na przekór wszystkiemu zespół w ekstraklasie spisuje się tak dobrze?
- Jestem bardzo, ale to bardzo mile zaskoczony. Wielu mówiło, że nie damy rady, że to tylko jeden sezon. A tu proszę, Jagiellonia to najlepszy beniaminek. Praca trenera Artura Płatka i jego piłkarzy robi wrażenie.

Ale ta praca może być zmarnowana, jeśli sytuacja finansowa szybko się nie poprawi. A tu pojawiają się pogłoski, że nie galeria, a apartamentowce, że nie wiadomo ile i przez jak długo pieniądze z przyszłej inwestycji będą przeznaczane na drużynę. Jaka jest prawda o terenach przy ulicy Jurowieckiej?
- Dopiero od kilku tygodni mamy zarządzenie prezydenta o sprzedaży ziemi i wiemy, na czym stoimy. Wiele w przyszłej inwestycji będzie zależało od dewelopera. Rdzeniem przedsięwzięcia będzie galeria, ale może być otoczona apartamentowcami czy biurowcami. Przyjmujemy teraz oferty od inwestorów, co potrwa jeszcze tydzień lub dwa. Potem wyłonimy tę najkorzystniejszą. Żeby nie było niedomówień - najkorzystniejszą dla Jagiellonii. Chodzi mi o oddłużenie spółki oraz zapewnienie jej comiesięcznego zastrzyku gotówki w wysokości 400 do 500 tysięcy złotych.

Klub ma kłopoty z wypłatami dla zawodników, a zbliża się okres przygotowawczy. Trzeba mieć pieniądze na obozy, wzmocnienia. Kiedy można spodziewać się rozstrzygnięć co do pozyskania dewelopera?
- Procedura jest dosyć długa i bardziej zależy od inwestora niż od nas. Myślę, że rozstrzygnie się w lutym, a jeśli się sprężymy, to pod koniec stycznia.

To za późno, jeśli chodzi o przygotowania do wiosny w ekstraklasie. Do tego czasu piłkarze muszą już być kupieni, a obozy załatwione.
- Deweloperzy zgłaszają chęć wcześniejszych wpłat i mam nadzieję, że pieniędzy na przygotowania nie zabraknie.

Według mnie Jagiellonia powinna wejść na giełdę i do tego będę dążył. Żeby każdy mógł kupić akcję lub ich pakiet. Ale by do tego doszło, musi mieć czym zainteresować inwestorów. A tym czymś będzie udział w galerii lub w zyskach z niej.

A w jakiej formie przyszła spółka ma działać? Przecież jest duże zagrożenie, że inwestor zechce zmienić sposób podziału zysków na niekorzystny dla drużyny piłkarskiej. Nie boi się Pan tego?
- Wybierzemy takiego dewelopera, który będzie wywiązywał się z umowy. Według mnie Jagiellonia powinna wejść na giełdę i do tego będę dążył. Żeby każdy mógł kupić akcję lub ich pakiet. Ale by do tego doszło, musi mieć czym zainteresować inwestorów. A tym czymś będzie udział w galerii lub w zyskach z niej. Innym, chyba lepszym wyjściem byłoby przejęcie klubu przez gminę, tak, jak to się dzieje na przykład w przypadku Śląska Wrocław. Taką propozycję złożyłem już w kwietniu. Jednak podobno jakieś przepisy nie pozwalają na to. Pozostaje giełda.

Czy gdyby cofnąć czas o trzy lata, to zainwestowałby Pan znów w klub z ulicy Jurowieckiej?
- Szczerze? Dwa razy, a nawet więcej, bym się zastanowił. Jestem zmęczony tym wszystkim, odbija się to na moim zdrowiu. Z drugiej strony, czasu się nie odwróci. Powoli robimy krok po kroku, by Jagiellonia funkcjonowała na coraz zdrowszych zasadach, by miała stałe źródło finansowania. Kibice i piłkarze zasługują na to, bo wbrew tym, którzy twierdzą inaczej, to wizytówka Białegostoku, o bogatej historii i tradycjach. I nikomu nie wolno tego zniszczyć.

Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny