- Najpierw dosłownie zjedzonego cielaczka znalazła u siebie na polu moja siostra. Coś, co go zabiło, wyżarło całe wnętrzności. Została skóra i kości. Nie minęło kilka dni, gdy w biały dzień bestia zaatakowała moje stado - mówi Ewa Zakierska, hodowca bydła limousine z Nowego Toporzyka.
- Zauważyłam, że coś złego się stało, gdy tylko zbliżyłam się do bydła. Szczególnie jałówki były bardzo poddenerwowane i wtedy zobaczyłam tego kilkudniowego cielaczka. Leżał z wyżartą łopatką, bez uszu, ogona i z rozerwanym podbrzuszem. Dla mnie to duża strata, a do tego boję się o resztę mojego małego stada, zwłaszcza że bestia zaatakowała jeszcze jedną z krów. Ma ślady pazurów na zadzie.
W obu przypadkach wyglądają jak kocie, bo są ślady trzech pazurów i czwartego dolnego. Nikt jednak nie potrafi mi powiedzieć, jakie zwierzę napadło na moje stado? Które było tak sprytne i zwinne, by jakimś sposobem przedostać się przez siatkę ogrodzenia? Bez tych konkretów moje szanse na odszkodowanie maleją do zera.
Więcej o tej sprawie i o tym, jaki drapieżnik według leśników i lekarza weterynarii może być odpowiedzialny za zabicie cielaków i rany u krów - czytaj w dzisiejszym papierowym wydaniu "Głosu".
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?