Bejbi blues. Filmowe nastolatki non stop narkotyzują się i gonią za ciuchami

Reżyserka Rosłaniec trzy lata temu szokowała Polskę filmem "Galerianki". W 2013 roku powraca z jeszcze bardziej dramatycznym filmem o nastolatce, która na własne życzenie została matką.

Dlaczego tak się stało, dowiedzieć się można mniej więcej w połowie filmu. Wcześniej reżyserka portretuje swoją bohaterkę jako osobę całkowicie niedojrzałą i nieodpowiedzialną. W dodatku szastającą pieniędzmi rodziców.
Nie inaczej jest z ojcem dziecka. Chłopak podobno ma zdawać maturę, ale całe popołudnia i noce spędza jeżdżąc na deskorolce, paląc papierosy lub, kiedy nie potrafi sobie poradzić z opieką nad własnym synem - marihuanę. Ale to jeszcze nic. Rosłaniec epatuje widzów scenami wciągania białego proszku, seksem bez zahamowań, a nawet apokaliptyczną wizją imprezy techno.

Generalnie świat, który pokazuje to jedna wielka patologia. I biedne i bogate dzieciaki, podobnie jak ich rodzice kompletnie ze sobą nie rozmawiają. Biedna matka głównej bohaterki ucieka z jej życia po narodzinach wnuka, druga babcia wszystko załatwia za syna swoimi rękoma i pieniędzmi. Bo te jakoś dziwnie nie stanowią problemu - szczególnie dla grupy skejtów ubranych w modne i nie najtańsze ciuchy, którzy w dodatku raczą się marihuaną. A w tym wszystkim biedna 17-latka, która bardzo chciała mieć dziecko, ale jej wchodzenie w dorosłość skończyło się niewyobrażalnym dla normalnego człowieka dramatem. A z ostatniej sceny filmu wynika, że niczego się nie nauczyła.

Za to świetnie dali sobie radę odtwórcy głównych ról: Magdalena Berus i Nikodem Rozbicki, ale ekran skradł im Mateusz Kościukiewicz w roli pozbawionego skrupułów ekspedienta-narkomana. Świetnie spisali się operator i projektantka kostiumów. Ale jakoś nie chce się w tę patologię uwierzyć.

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport