Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Będzie głośno! czyli wszystko zaczyna się od bluesa

(dor)
Jack White majstruje gitarę
Jack White majstruje gitarę Fot. Mat. dystrybutora
Będzie głośno! miało premierę dwa lata temu. Nieważne - jeśli kochasz muzykę tworzoną na gitarach, wiesz, że wszystko zaczęło się od bluesa i nie ufasz technologiom - musisz go zobaczyć. Jeśli kochasz Led Zeppelin - też.

Film zaczyna scena absolutnie genialna. Nie wymyśliłby jej chyba nawet Adam Słodowy (warto sprawdzić, kto to taki). Jack White młotkiem robi jednostrunową gitarę, podłącza do sporego wzmacniacza i zaczyna grać bluesa. I jak mu nie wierzyć. jak nie wierzyć facetowi, który z taką pasją wali w gitarę, że krew ścieka mu z palców. Wrzeszczy i wije się na scenie jakby opętany przez voodoo. A może tylko przez tradycję amerykańskiego Południa? Jak pisze muzykę White? Bierze stare płyty (w filmie Son House), słucha czarnych mistrzów śpiewających bluesa a capella i układa swoje riffy. Bo rozumie, jak ważna jest tradycja. A może wie, że wszystko już było i najważniejsza jest pasja?

Zupełnie inaczej tworzy The Edge. Przed koncertem staje vis a vis ogromnej szafy pełnej efektów, a techniczny mozolnie pomaga mu ustawić brzmienie. Bo muzyk bardzo wcześnie wymyślił patent na swoje granie. Dzięki temu U2 zawsze brzmieli oryginalnie, ale tez i zawsze jak U2. Widać, ze kocha gadżety. Pokazuje czterościeżkowy kaseciak na którym nagrywał demówki, nie rozstaje się z laptopem, ale kiedy trzeba zagrać slidem oparty na standardzie utwór "In My Time Of Dying" stara się raczej nie przeszkadzać White'owi i Page'owi.

Jimmy Page jest bogiem gitary. Ale czemuż tu się dziwić. Będzie głośno! pokazuje pierwsze nagrania muzyka, tabliczkę z dumnym napisem "muzyk sesyjny". Tak - Page potrafi zagrać wszystko i może dlatego Led Zeppelin nigdy nie byli nudni. Ale zawsze czuli bluesa. Page zdradza tajemnicę brzmienia perkusji w "When The Levee Breaks", gra młodszym kolegom "Whole Lotta Love" i we trójkę wspomniane "In My Time...". Widać, że mimo wieku nadal granie sprawia mu radość, ba, momentami mam wrażenie, ze kpiąco przygląda się emocjonalnemu White'owi i gubiącemu się w blues-rockowych riffach Edge'owi. Ale może się mylę.

Moim zdaniem, cały film kradnie Jack White. Od niesamowitego wyglądu jak z filmów Jarmusha, po niesamowitą pasję, z jaką gra. A w White Stripes występuje w duecie z perkusistką Meg. Dlatego zamawia sobie gitarę z mikrofonem - tak łatwiej szaleć na koncertach i uzyskać przesterowane brzmienie. A jeśli nagrywa, to nie na twardym dysku, tylko magnetofonie z lat 70. XX wieku. I znają go na całym świecie. I chociaż widać, że starannie ćwiczył bluesowe zagrywki bardziej zależy mu na emocjach niż perfekcji. I ma w sobie coś takiego, że można uwierzyć w jego szczere podejście do muzyki. A że czasem słychać w jego twórczości echa Led zeppelin? Chyba właśnie o to chodzi.

Wspaniały film nie tylko dla wielbicieli trzech zespołów i trzech gitarzystów, ale przede wszystkim dla ludzi, którzy cenią w innych pasję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny