AZS Białystok: Akademiczki znów bez prezesa

Jak widać ten stołek jest niezwykle gorący i nie wytrwałem na nim zbyt długo - próbuje żartować były prezes. - Prawda jest jednak taka, że w klubie nie było akceptacji dla mojej koncepcji działania. Miałem wrażenie, że niektórym chyba nie zależy, żeby cokolwiek się zmieniło - przyznaje.

Wysocki był już trzecim prezesem AZS na przestrzeni ostatniego roku i jednocześnie urzędował najkrócej (wcześniej szefami AZS byli Aleksander Puchalski i Lech Rutkowski). A plany miał bardzo ambitne i wierzył, że jego misja może przynieść pozytywne efekty.
Dostały część pieniędzy

Siatkarki i sztab szkoleniowy, mimo zaledwie kilku tygodni współpracy, bardzo ją sobie chwalili. To zapewne na skutek części zaległości, jakie były już prezes zdążył im wypłacić. Poprzednio na pieniądze wszyscy pracownicy czekali bardzo długo. Być może właśnie ten fakt okazał się elementem niezgody między Wysockim, a resztą (sprawującą władzę) w klubie.

- Naprawdę wierzyłem, że jestem w stanie pomóc swoimi kontaktami, doświadczeniem i zaangażowaniem, ale zrozumiałem, że to zwyczajnie nie ma sensu. Już tydzień temu miałem lekkie spięcie z członkami zarządu i zagroziłem dymisją. Wydawało mi się, że przyniosło to skutek, jednak się myliłem. Teraz już odwrotu nie będzie - komentuje Wysocki.

Jak udało nam się ustalić, jedną z bezpośrednich przyczyn rezygnacji była osoba Ewy Cabajewskiej. Poszło o jej powrót do drużyny, o co zabiegał prezes. Rozgrywająca w grudniu zerwała kontrakt z klubem (jako jedna z kilku siatkarek), na skutek zaległości finansowych. Teraz pojawiła się szansa, by wróciła do Białegostoku na decydujące o utrzymaniu w Orlen Lidze mecze play-out z Legionovią Legionowo. Ten pomysł nie spotkał się jednak z uznaniem członków stowarzyszenia - wręcz przeciwnie.

- Wiem, że Ewa byłaby wzmocnieniem, bo rozmawiałem na ten temat ze sztabem szkoleniowym. Sama zawodniczka też wyrażała chęć. Pewnych rzeczy jednak się nie przeskoczy - kwituje Wysocki.

Odejście prezesa wszyscy w zespole przyjęli ze smutkiem. Podczas krótkiej kadencji zdążył przekonać zawodniczki, że warto powalczyć o utrzymanie ekstraklasy. Teraz nie wiadomo, jak drużyna na to zareaguje. Wczoraj podczas sparingu z Atlantem Baranowicze akademiczki zagrały jednak całkiem nieźle. Dość pewnie pokonały Białorusinki 4:0, mimo, że zagrały bez kontuzjowanej Krystle Esdelle (bark) oraz Rheezy Grant (zatrucie pokarmowe).

- Dziewczyny pokazały to, co chcemy grać. Podeszły do tego spotkania zmobilizowane, mimo, że to był tylko mecz kontrolny - przyznaje Jacek Malczewski, trener AZS. - Trudno powiedzieć, czy taka gra wystarczy na Legionovię, bo spotkania play-out na pewno wyzwalają zupełnie inne pokłady energii. Zobaczymy - kwituje.

Dodajmy, że poczynaniom obu zespołów przyglądał się były selekcjoner kadry kobiet - Alojzy Świderek, pomagający białostoczankom przed decydującymi meczami.
Dziś kolejny sparing AZS z Atlantem. Początek o godz. 16.

AZS Białystok - Atlant Baranowicze 4:0 (25:19, 25:22, 25:20, 25:23).
AZS: Tomsia, Kurnikowska, Polak, Łozowska, Chmiel, Bulbak, Kutikow.