Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Awantura w urzędzie miejskim. Policja, pięciu strażników pilnuje jednego człowieka. Wszystko przez próbę nagrywania

Tomasz Mikulicz [email protected]
Józef Bzura zarzeka się, że z nikim się nie szarpał. Żeby go pilnować wezwano strażników miejskich. Przy wejściu do sali konferencyjnej była ich aż piątka.
Józef Bzura zarzeka się, że z nikim się nie szarpał. Żeby go pilnować wezwano strażników miejskich. Przy wejściu do sali konferencyjnej była ich aż piątka. Anatol Chomicz
Władze miasta: mundurowi zostali wezwani, bo petent szarpał się z urzędniczką. Petent: Urzędnicy nie chcieli, bym nagrał na kamerze załatwianie własnej sprawy.

Przed salą konferencyjną urzędu miejskiego przy ul. Słonimskiej 1 stała piątka strażników miejskich. Pilnowali jednego człowieka - Józefa Bzury. Źle się poczuł, więc poprosił o kilka minut na złapanie oddechu. Zaraz go jednak ponaglono, by wszedł do sali. W środku odbywała się druga już rozprawa administracyjna. Pierwsza (dzień wcześniej) zakończyła się awanturą.

- Urzędnicy wszystko przeinaczają, dlatego chciałem zarejestrować przebieg posiedzenia - mówi Józef Bzura.

Z kolei Urszula Mirończuk, rzeczniczka prezydenta twierdzi, że Józef Bzura chciał wprowadzić na salę osoby, które nie były uczestnikami postępowania. Jedna z nich miała zacząć nagrywać przebieg spotkania, choć urzędnicy tego zakazali.

- Pan Bzura zaczął szarpać się z urzędniczką, pilnującą wejścia - mówi rzeczniczka.

Józef Bzura zaprzecza.

- Z nikim się nie szarpałem. Nie pozwolono nagrywać osobie trzeciej, więc sam wziąłem kamerę. Mogę chyba nagrywać własną sprawę - twierdzi.

Dodaje, że po posiedzeniu podeszli do niego policjanci w cywilnych ubraniach i zawieźli go na komisariat. - Przeglądali nagranie z kamery Szukali dowodu, że rzucam się na urzędniczkę, ale go nie znaleźli, bo nic takiego nie miało miejsca. Zabrali więc kartę pamięci z kamery - mówi.

Podkomisarz Justyna Aćman z zespołu prasowego komendanta wojewódzkiego policji potwierdza, że karta pamięci została zabrana jako dowód.

- Dostaliśmy zawiadomienie o znieważeniu i naruszeniu nietykalności cielesnej funkcjonariusza publicznego, jakim jest pełniący swoje obowiązki urzędnik. Wyjaśniamy sprawę - mówi.

Piątkowa rozprawa (tym razem urzędnicy bez protestów pozwolili ją nagrać) zakończyła się tym, że Józef Bzura musi czekać na decyzję urzędu w swojej sprawie. A chodzi o trzy działki przy ul. Kluka, które mają być przeznaczone pod drogi. Gmina je przejęła i z tego tytułu ma wypłacić właścicielowi odszkodowanie. Józef Bzura nie zgodził się jednak na wycenę sporządzoną na zlecenie gminy i przedstawił wyliczenia własnego rzeczoznawcy. Między stronami nie doszło do porozumienia, więc zgodnie z prawem odszkodowanie powinno być ustalone w ramach decyzji administracyjnej.

- Tyle, że urząd zwleka z jej wydaniem. Ziemia została zabrana 4 lata temu. W maju 2012 roku wystąpiłem do urzędu miejskiego z prośbą o wydanie decyzji. Nie dostałem odpowiedzi, więc zwróciłem się do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego - mówi Józef Bzura.

W wyroku z 13 czerwca 2013 roku czytamy, że urząd dopuścił się bezczynności z rażącym naruszeniem prawa. Prezydent został ukarany grzywną w wysokości 500 zł. Władze miasta złożyły kasację do Najwyższego Sądu Administracyjnego, który wyrokiem z 14 stycznia 2014 roku podtrzymał decyzję WSA i nakazał urzędowi załatwić sprawę w terminie do dwóch miesięcy po zwrocie akt.

- Termin minął 10 czerwca. Dopiero kilka dni temu urząd prawidłowo wezwał mnie na rozprawę administracyjną. Robił to już w grudniu zeszłego roku i lutym tego. Tyle, że zawiadomienia otrzymywałem listem poleconym kilka dni po dacie, na którą wyznaczano posiedzenia. Dopiero teraz list przyszedł na czas - mówi Józef Bzura.

7 lipca wystąpił do NSA ze skargą na prezydenta, że nie wykonuje on wyroku tegoż sądu. Zażądał 10-krotności przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia, co jest przewidziane w przepisach.

Zatargów było sporo

Józef Bzura twierdzi, że zwlekanie z wydaniem decyzji to ze strony urzędników zemsta. W 2011 roku nie zgadzał się on z tym, że urzędnicy zniszczyli wykonany na jego koszt parking przy domu weselnym Promenada przy ul. Wiklinowej 10. Parking leżał w pasie drogowym i miał być zlikwidowany wraz z rozpoczęciem budowy przedłużenia ul. Piastowskiej, co też nastąpiło. Wtedy też potrzebna była policja, bo Bzura bronił parkingu własnym ciałem. Kolejny zatarg miał miejsce w 2012 roku, kiedy to władze zamierzały postawić obok domu weselnego ekrany akustyczne. Zakryłyby one budynek, w którym prowadzona jest działalność gospodarcza. Józef Bzura, razem z innymi okolicznymi mieszkańcami protestował więc m.in. przed urzędem miejskim i urzędem wojewódzkim. Sprawa była wielokrotnie rozpatrywana przez urzędników m.in. magistratu i Regionalną Dyrekcję Ochrony Środowiska. Nadal nie ma rozstrzygnięcia, podobnie jak i ekranów.

- Sprawa jest w ministerstwie infrastruktury i rozwoju. Czekamy na rozstrzygnięcie. Wydajemy decyzje zgodne z prawem, a nie według swojego widzimisię - podkreśla Bożena Zawadzka z Zarządu Dróg i Inwestycji Miejskich .

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny