Kiedy umawiałam się na termin, fryzjerka kazała mi zapłacić 100 zł zadatku. Gdyby poinformowała mnie, że pieniądze przepadną jeśli nie z mojej winy nie przyjdę w wyznaczony dzień, poszukałabym sobie innego salonu - mówi Henryka Zgiet.
Tak się stało, że nie mogła przyjść.
- Moja mama ciężko zachorowała. Musiałam do niej jechać. Przyszłam więc do salonu fryzjerskiego i opowiedziałam o całej sytuacji. Było to tydzień przed umówionym terminem - twierdzi nasza Czytelniczka.
Według jej relacji, właścicielka salonu powiedziała, by klientka przyszła, kiedy zakończy się remont.
- Zrobiłam jak mi kazała. Lokal był już wyremontowany, a my umawiałyśmy się na następny termin. Dopiero wtedy dowiedziałam się, że moje pieniądze przepadły. Fryzjerka powiedziała, że skoro nie przyszłam za pierwszym razem, nie może wliczyć tych stu złotych w poczet przyszłej usługi. Zdenerwowałam się i wyszłam. Było to w Salonie Fryzjerskim "Edyta" przy ul. Zielonogórskiej 2. Umawiałam się z właścicielką Edytą Tworkowską - tłumaczy Henryka Zgiet.
Edyta Tworkowska zarzeka się, że informowała klientkę o tym, że zadatek przepadnie, jeśli termin nie zostanie dotrzymany.
- Zresztą, to się rozumie samo przez się - twierdzi.
Tłumaczy, że klientki rezerwują terminy z dużym wyprzedzeniem. Nie była więc w stanie umówić nikogo na dzień, kiedy miała do niej przyjść nasza Czytelniczka.
- Najbliższe wolne terminy wyznaczam aż na grudzień. Mam grono stałych klientek, które przychodzą np. co miesiąc. Nie mogę zadzwonić do kogoś i poprosić, by ta osoba przyszła za tydzień, kiedy jej strzyżenie zaplanowane jest dopiero za miesiąc - tłumaczy fryzjerka.
Mówi, że przez naszą Czytelniczkę straciła 300 zł - tyle miała kosztować usługa (oprócz podcięcia włosów, zrobienie trwałej i farbowanie). - Potrwałoby to od czterech do ośmiu godzin. Skoro klientka nie przyszła, straciłam cały dzień pracy - tłumaczy Edyta Tworkowska.
Na koniec dodaje, że jednym z powodów zabrania zadatku było też to, że Henryka Zgiet była u niej jakieś dwa lata temu i nie przyszła w wyznaczonym terminie.
- To nieprawda. Korzystałam z jej usług pięć lat temu. Zachowałam termin - twierdzi nasza Czytelniczka.
Mecenas Agnieszka Zemke-Górecka uważa, że zadatek powinien zostać zwrócony.
- Ponieważ strony wspólnie uzgodniły, że termin będzie przesunięty. Pieniądze mogłyby zostać zatrzymane tylko wtedy, gdy klientka nie przyszłaby na umówioną wizytę albo nie byłoby zgody fryzjera na zmianę terminu - twierdzi prawniczka.
Jarosław Brzozowski, miejski rzecznik praw konsumenta twierdzi z kolei, że trudno stwierdzić czy wolą stron było zapłacenie zadatku, czy zaliczki. Ato jest kluczowe.
- W tym pierwszym przypadku pieniądze powinny być zwrócone, jeśli niestawienie się klientki nastąpiło nie z jej winy. Jeśli opłatę taktować jako zaliczkę, pieniądze również powinny być zwrócone, tyle że fryzjerka może żądać od klientki odszkodowania za straty, jakie poniosła - tłumaczy.
Henryka Zgiet mówi, że o taką sumę nie zamierza się z fryzjerką sądzić.
- Przestrzegam jednak innych, by uważać kiedy ktoś żąda od nas zapłaty zadatku - twierdzi nasza Czytelniczka.
Czytaj e-wydanie »Lokalny portal przedsiębiorcówDołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?