Auto zatonęło w rzece Narew w Złotorii. Ciał nie odnaleziono (zdjęcia, wideo)

Czytaj dalej
Fot. Anatol Chomicz
Tomasz Mikulicz

Auto zatonęło w rzece Narew w Złotorii. Ciał nie odnaleziono (zdjęcia, wideo)

Tomasz Mikulicz

Mitsubishi na dnie rzeki wypatrzył paralotniarz. Ofiar nie znaleziono. Może w ogóle ich nie było? Miejscowi mówią, że pewnie jacyś chłopcy ukradli samochód i chcąc się go pozbyć zostawili w wodzie

Za taką hipotezą przemawia to, że auto nie ma tablic rejestracyjnych. Ani z przodu, ani z tyłu. - Wyjaśniamy przyczyny i okoliczności zdarzenia - mówi tylko mł. asp. Adam Romanowicz z zespołu prasowego podlaskiej policji.

Auto w rzece wypatrzył w sobotę paralotniarz. Wczoraj z Narwi wyłowiono mitsubishi pajero. Oprócz policji niedaleko jazu w Złotorii przybyło osiem zastępów straży pożarnej z powiatu białostockiego i grupa ratownictwa wodno-nurkowego z Grajewa.

- Wysłani na miejsce nurkowie stwierdzili, że we wnętrzu samochodu nie ma żadnego ciała. Akcję przerwano i kontynuowano następnego dnia - opowiada kpt Artur Bernaziuk z wojewódzkiej straży pożarnej w Białymstoku.

Wczorajsza akcja trwała dwie godziny. Najwięcej czasu zajęło mocowanie haków. Wyciągnięcie na brzeg to jedno. Trzeba było jeszcze ustawić auto na stabilnym podłożu.

Tutaj pomagać musiała koparka, która zahaczając łyżką za jedno z kół ustawiła je tak jak trzeba. - Wyklepie się i można będzie jeszcze pojechać w niejedną trasę - śmieli się miejscowi.

Pytaliśmy ich, czy to możliwe, że ktoś wybrał się na ryby, wpadł w poślizg na podmokłej łące i wylądował w wodzie? - To raczej mało prawdopodobne. Akurat w tym miejscu nikt nie łowi - mówił mieszkaniec Złotorii Jan Sadowski.

Jego kolega Czesław Wiśniewski twierdzi, że we wsi opowiada się o dwóch nieznanych chłopakach, którzy ukradli samochód. - Pojeździli sobie, a potem, żeby nikt ich nie złapał utopili auto - mówi.

Jaka jest prawda ustali policja. Właściciela auta znajdzie pewnie po numerach podwozia.

Rzeka pełna tajemnic

Jeśli okaże się, że doszło jednak do wypadku, będzie to już kolejny na Narwi. To zdradliwa rzeka?

Piotr Tałałaj, przyrodnik i fotografik: Oczywiście po żadnej rzece nie powinno się jeździć samochodem, więc w tym sensie trudno mówić o zdradliwości. Ponoć jednak na dnie Narwi można zaobserwować głębokie jamy. Ktoś kiedyś opowiadał, że para przechadzała się po płytkiej tafli wody, kiedy nagle dziewczynę zaczął wciągać jakiś wir. Chłopak ją odepchnął i sam wpadł do podobno aż 7-metrowej jamy.

A zimowa zdradliwość? Niektórym brakuje wyobraźni, że lód może się załamać?

Na jeziorze lód wszędzie jest tak samo gruby. Na rzece tak nie jest. W wielu miejscach lód jest podmywany przez nurt. Jeśli wykonamy przerębel w jednym miejscu nie oznacza to, że parę metrów dalej też jest bezpiecznie.

Obok miejsca skąd wyciągano auto są rozległe podmokłe łąki. Czy to możliwe, że samochód mógł tam wpaść w poślizg i wylądować w rzece?

Rozlewiska są bardzo zdradliwe. Szedłem kiedyś po wyślizganym lodzie. Nie mogłem złapać równowagi. Wiatr ciągnął mnie w stronę starorzecza. Dobrze, że było trochę trawy. Tak się uratowałem.

Fakty

W styczniu 2010 roku cały region żył poszukiwaniami ciał dwóch geologów. Wyjechali czarnym nissanem z kwatery w Rzędzianach i ślad po nich zaginął. Ich samochód znaleziono na dnie Narwi w okolicy Radul. Szukała ich policja, straż graniczna, leśnicy i przyjaciele, którzy przyjechali z Poznania. Pierwsze ciało znaleziono w styczniu, drugie - dopiero w marcu.

We wrześniu 2011 roku w Narwi utonął 54-letni wędkarz. Jego ciało zauważyli przechodnie, którzy zawiadomili policję. Mężczyzna utonął w pobliżu Piątnicy koło Łomży. Prawdopodobnie wypłyną na wodę łódką.

Trzy lata później Narew pochłonęła 29-letniego mężczyznę. O tym, że w rzece znajduje się ciało mężczyzny, policjantów poinformował wędkarz. Mężczyznę wyłowili strażacy. Ciało znajdowało się w wodzie na wysokości przepompowni, około stu metrów w górę rzeki. Strażacy podjęli akcję reanimacyjną, ale bezskutecznie.

Czerwiec 2015 roku przyniósł wstrząsającą informację o dwóch topielcach, 9 i 12-latku. Do tragedii doszło w pobliżu miejscowości Siekierki. Chłopców bawiących się nad rzeką widział wędkarz. Gdy chłopcy zniknęli pod powierzchnią wody, mężczyzna zadzwonił na numer alarmowy.

Tomasz Mikulicz

Zajmuję się sprawami miejskimi, czyli m.in.: białostocką i podlaską polityką samorządową, architekturą, urbanistyką i ochroną zabytków. Opisuję też obrady rady miasta oraz zajmuję się też różnego rodzaju interwencjami zgłaszanymi przez mieszkańców. Zajmuje mnie również pisanie też o historii Białegostoku i najbliższych okolic. Zdarza mi się też zajmować działką kulturalną. Lubię wszak rozmowy z ciekawymi i inspirującymi ludźmi. W swojej pracy zwracam uwagę na szczegóły. Bo jak wiadomo diabeł tkwi właśnie w szczegółach.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.