Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Artystą być...w Białymstoku

Andrzej Wydmiński-Wydma [email protected]
Było tu "lodowisko”... Latem pewno powstanie "basen” - pisze o centrum Białegostoku Andrzej Wydmiński
Było tu "lodowisko”... Latem pewno powstanie "basen” - pisze o centrum Białegostoku Andrzej Wydmiński
Regionalne media, z powodu prowincjonalnych kompleksów, najwięcej miejsca poświęcają wszystkiemu, tylko nie regionowi!

Jak będę chciał się dowiedzieć, gdzie na świecie wykoleił się pociąg i ile to pochłonęło ofiar czy w jakim to akurat mieście Ameryki kogoś zamordowano albo zgwałcono, to kupię inną gazetę bądź włączę radiową "Jedynkę" czy telewizor.

Kiedy we wrześniu 1983 roku, po rocznych zabiegach, otrzymałem wreszcie paszport "w jedną stronę", nie myślałem, że wrócę do Polski. Półtora roku spędziłem w Berlinie Zachodnim, drukując w pismach polonijnych, m.in. w londyńskim "Pulsie" i niemieckich. Na antenie Radia Wolna Europa poszło parę opowiadań. Dwukrotnie otrzymałem niemieckie stypendium, po 3 tys. marek, a jak była bida spowodowana przez przemożną chęć poznania życia na obczyźnie od podszewki, zawsze mogłem liczyć na wsparcie Zachodnioberlińskiego Związku Pisarzy. Miałem tzw. Duldung, czyli tolerancję pobytu.

Przed odlotem z West-Berlina, w którym zostawiłem dziewczynę, jakiej już nie będę miał, do Stanów, gdzie wujek Reagan przyznał mi azyl polityczny, zdążyłem jeszcze złożyć tom przetłumaczonych opowiadań. Nie dopilnowałem. Czasu było już zbyt mało, a przecież należało pożegnać się z Europą jak trzeba...

W Stanach drukowało się tu i ówdzie, jak choćby w chicagowskim "Relaxie" czy "Tygodniku Nowojorskim". Miało się też propozycje pracy w Polskim Radiu Filadelfia, a potem nowojorskiej gazecie "Nowy Dziennik", za czasów Bronisława Wierzbiańskiego. Propozycja dotyczyła cotygodniowego felietonu. Tylko że tu znów nie bardzo odpowiadało mi honorarium: 25 dolarów za tekst na początek. No i trzeba było przywitać się z Ameryką... jak należy. Przyjęty zostałem do The International P.E.N. Club (jednym z wiceprezesów był Czesław Miłosz), lecz nie przyniosło to jakichś wymiernych rezultatów. A złożone w jednym z polonijnych wydawnictw teksty przepadły. Powitanie Ameryki trwało prawie rok, aż w końcu, nie mogąc się zaaklimatyzować, wsiadłem w samolot, by oddać te 6 godzin życia, które zyskałem, wylatując z Frankfurtu nad Menem.

Do Torunia nie było po co wracać. Trzy lata na Mazurach. Podpisana umowa na książkę w "Pojezierzu", publikacje w ogólnopolskich periodykach literackich (były takie!), stypendium z ministerstwa kultury, też 3 tysiące, niestety, nie w markach, nagrody w kilku konkursach. W lesie się żyło. I to jak! Przyszło na świat dziecko, więc trzeba było się ruszyć z głuszy do miasta. Do paru wojewódzkich Oddziałów Związku Literatów Polskich (nie było jeszcze tego "lepszego" SPP) poszły listy. I przyszły dwie oferty. Jedna z Białegostoku. Rodzice pochodzili z tych stron: Matka z Augustowa, a Ojciec z Lewszowa, powiat Wołkowysk. No i jeziora, lasy. Mazury o dwie godziny samochodem.

Ówczesna dyrektorka wojewódzkiego wydziału kultury - a kogoś tak oddanego kulturze już w tym mieście nie będzie - pani Maria Maranda, inicjatorka powołania do życia w Białymstoku ZLP, miała propozycję nie do odrzucenia. W 1989 roku ląduję więc tutaj. Drukuję się w krajowych pismach kulturalnych, w "Versusie" wychodzą dwie książki, w jednej z gazet mam stały felieton. W 1992 roku rozstanie z Białymstokiem. Powrót. Jeszcze jedno rozstanie i znów powrót. Bo faceci, jak wiadomo, pochodzą z Marsa, a dziewczyny z Wenus. Ale trafiają się egzemplarze z Sokółki i jak człowiekowi coś takiego się zdarzy, to ma przerąbane.

Wyszło, jak dotąd, 10 książek prozatorskich (w tym bajka i kryminał). Po drodze stypendium wojewody i marszałka województwa, parę razy skromne wsparcie z ministerstwa kultury i ZAiKS-u. I od półtora roku bryndza!

Bodajże w 1991 spotkałem się w Białymstoku ze znakomitym pisarzem Włodzimierzem Odojewskim, który był tutaj zaproszony, zresztą razem z Markiem Nowakowskim, przez dyrektora nieistniejącego już "Versusa", Dariusza Boguskiego. Powiedział mi wówczas, iż miał jakieś straszne perturbacje w Monachium z powodu moich tekstów. Radio Free Europa już nie istnieje.
Istnieje za to Radio Białystok - szkoda gadać! Istnieje TVP Białystok! A tak się akurat składa, że obie te instytucje (obok księgarń "Akcent") są sponsorami medialnymi wydanej na początku roku 2007 (podany rok wydania 2006 to zakończenie druku) powieści "IŚĆ". I chyba nie jest to jakiś kompletnie bezwartościowy knot, skoro aby mogła się ukazać, przedtem musiała dostać dwie pozytywne recenzje i w rezultacie dotację prezydenta Białegostoku. Tymczasem nic. Głucho. Żadnej recenzji. Aż tyle książek mieszkających w Białymstoku autorów ukazuje się w tym mieście co roku?!

O czytaniu we fragmentach mowy nie ma. Jakakolwiek współpraca - pusty śmiech. Miejscowa telewizja? Lepiej nic nie będę gadał, gdyż Darek Szada przynajmniej podjął się trudu wystąpienia o nagrodę W. Kazaneckiego za rok 2007, lecz wniosek został odrzucony ze względów formalnych!

Z tematyką regionalną to jeszcze najlepiej chyba sobie radzi "Niwa" i "Czasopis". Nie wiem, czy dobrze sobie radzi - finansowo - mimo etatu Mira Łuksza. Bo już Jurek Plutowicz, przecież bardzo dobry eseista i poeta, to raczej cienko przędzie.
Inny białoruski poeta i tłumacz, Wiktor Szwed, drukuje co tydzień w "Niwie" i mając emeryturę, raczej z głodu nie umrze.

Regionalne media, z powodu jakichś prowincjonalnych kompleksów, najwięcej miejsca poświęcają oczywiście wszystkiemu, tylko nie regionowi! Jak będę chciał się dowiedzieć, gdzie to na świecie wykoleił się pociąg i ile to pochłonęło ofiar czy w jakim to akurat mieście Ameryki kogoś zamordowano albo zgwałcono, to kupię inną gazetę bądź włączę radiową "Jedynkę" czy telewizor.

Może niedowartościowanym pracownikom redakcyjnym przydałaby się lektura regionalnych gazet z innych krajów czy małe praktyki w cudzoziemskich lokalnych stacjach? To, oczywiście, mrzonki.

Skąd to się wzięło? Wszyscy chcą się babrać w nieszczęściach i polityce? Miejscowe gazety mają być dla tych, którzy czytając, poruszają ustami? Mogę sobie oczywiście - z powodu niedopieszczenia, ma się rozumieć - stawiać, zadawać tego rodzaju pytania, tak samo, jak pytać, co to za epidemia zapanowała w całym świecie z wycinaniem drzew albo jak to się stało, iż wybudowano jakąś maszkarę, pasującą jak świni siodło do reszty zabudowy, pt. PSS "Społem" Astoria? Że o zlikwidowaniu parczku przy kurnej chatynce z przyległościami i górującym nad nią kominem, czyli Ratuszem, nie wspomnę. Tym bardziej ponieważ od drugiej strony, od Sienkiewicza, wolnej przestrzeni jakby nie brakuje. Musiało powstać kolejne wygwizdowo? Było tu "lodowisko"... Latem pewno powstanie "basen".

Gdzie jest architekt miejski? Urzędasy szaleją. Żywioł! Teatr im. Węgierki... Piłsudskiego... znów Węgierki...

Właśnie Teatr Dramatyczny odbija od tej całej mizeroty kulturalnej. Teatr, który poza swoją naturalną funkcją potrafi zorganizować konkurs na sztukę, wesprze odnoszącą już sukcesy nie tylko w kraju grupę taneczną "Fair Play Crew" czy umożliwi niepełnosprawnemu dziecku obejrzenie gmachu od kulis.
Byłem ciekaw, co powie o życiu kulturalnym Białegostoku mieszkający tutaj od lat, nagradzany w Polsce i za granicą malarz Jerzy Lengiewicz.

Najpierw się zaśmiał, by następnie machnąć ręką:

- Nie ma co gadać. Nie ma z kim. Miasto zabrało plastykom lokal "Marszand" na pijalnię czekolady, gdzie dzieciom nieraz coś tam czytają. Masz ty pojęcie? Nie mam nic przeciwko czytaniu, a już dzieciom w szczególności. Ale ile tych dzieci się tam zmieści? No ile?

Pytasz o środowisko plastyczne? Nie ma żadnego. Tak samo, jak nie ma żadnego pisma kulturalnego. No nic, poza tymi paroma galeriami, nie ma. Ostatnio wystawiam u Sleńdzińskich... Może coś się sprzeda? Ale... dałem do Desy dwa obrazki, cenę zaniżyłem maksymalnie. Potrzebowałem forsy na wymianę okien w pracowni. Jak na razie - stoją. O czym tu gadać? A u ciebie?

"Nigdy nie rezygnuj ze swoich ideałów, zawsze wierz w siebie. Wykorzystuj w twórczości emocje", jako rzecze Tadeusz Kantor. Pisarz zawsze ma nadzieję, że jego kolejna książka będzie najlepsza. No, ale żeby tak mogło być, potrzebuje do egzystencji jakiegoś niezbędnego minimum. Stąd wycieczki - jak się uda! - w dziennikarstwo czy inne formy pisania, które jednak nie są literaturą, i wtedy traci się coś z siebie.

Z drugiej strony, nie masz nawet możliwości coś stracić, bo - dbając o ciebie! - nie dopuszczą cię do jakiejkolwiek współpracy. Poza tym wiesz, Hemingway popełnił samobójstwo, Celine nie żyje... i ja się jakoś źle czuję...

No, Jurek już nie pije. Ja może bym tam jakieś piwo machnął, chociaż wolę kufel wódki, jak kufel piwa.
Emocjonalnym tekstem Andrzeja Wydmińskiego rozpoczynamy dyskusję o kulturalnej kondycji Białegostoku. Zapraszamy do debaty, co należałoby zmienić. Wypowiedzi można przesyłać e-mailem: Jerzy Nachiło lub na adres redakcji: "Kurier Poranny", 15-419 Białystok, ul. św. Mikołaja 1, z dopiskiem "Artystą być".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny