Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Artur Smółko: Nie wrócę do polityki

Janka Werpachowska [email protected] tel. 85 748 95 44
Maja i Artur Smółkowie podczas jednej ze wspólnych wypraw afrykańskich
Maja i Artur Smółkowie podczas jednej ze wspólnych wypraw afrykańskich
Niektórzy mówili, że Artur Smółko to "zwierzę polityczne". Pryncypialny, bezkompromisowy socjalista. Dzisiaj jest biznesmenem i podróżnikiem.

Ojciec należał do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, babcia snuła opowieści o tym, jak to dziadek gonił bolszewików. Przeciwko ojcu się buntował, za to dziadek walczący z bolszewikami bardzo mu imponował
.
- Kiedy teraz myślę o tym, jak kształtowały się moje młode poglądy, to widzę, że największy wpływ miała babcia, jej bezkompromisowość w wystawianiu ocen, co jest dobre, a co złe - mówi Artur Smółko, który reprezentował nasz region w Sejmie II kadencji. Mandat zdobył startując z ramienia Unii Pracy.

Kiedy w 1993 roku rozpoczynał swoją karierę parlamentarną, miał 26 lat.

- Chociaż w czasach, kiedy powstawała Solidarność i w okresie stanu wojennego, miałem 14, 15 lat, to bardzo emocjonalnie przeżywałem tamte wydarzenia. I nie miałem wątpliwości, po której stronie leży prawda. Sytuacja była zerojedynkowa: Solidarność i opozycja - to było dobro, komuniści - to było zło.

Żadnych układów z czerwonymi

Później, kiedy Smółko studiował historię na białostockiej Filii Uniwersytetu Warszawskiego, oczywiste było, że zapisze się do Niezależnego Zrzeszenia Studentów.

- Byłem w komisji uczelnianej NZS, potem tak od wrzesnia-października 1988 do maja 1989 roku, przed obradami Okrągłego Stołu uczestnikiem prac komisji krajowej zrzeszenia.

Chociaż brał udział w dyskusjach i przygotowaniach studenckiej organizacji do rozmów okrągłostołowych, sam nigdy nie zasiadł w szacownym gronie negocjatorów.

- Jako pryncypialny antykomunista każdy kompromis uważałem za zło. Żadnych układów z czerwonym - takie miałem wtedy przekonanie. Dziś wiem, że głupie. I cieszę się, że o losach Polski nie decydowali wtedy ludzie reprezentujący takie poglądy.

Podczas ostatniego, decydującego głosowania w komisji krajowej NZS nad tym, czy reprezentacja niezależnych studentów ma zasiąść przy Okrągłym Stole, Smółko był przeciw.

Bo jego lewicowość miała korzenie PPS-owskie. Tradycja Polskiej Partii Socjalistycznej to było to, co urzekło bardzo młodziutkiego Artura, jeszcze w czasach, kiedy o karierze politycznej nawet mu się nie śniło.

- Uważałem, że każde pójście na układ z komunistami musi zakończyć się klęską. Dlatego też bardzo mi się nie podobały czerwcowe wybory, w wyniku których mieliśmy tzw. sejm kontraktowy. Uważałem, że można wziąć udział tylko w pełni demokratycznych wyborach, a nie w jakimś kontrakcie, który do niczego dobrego nie doprowadzi. Nie godziłem się na żadne półśrodki. Wiem, że to było głupie, ale taki byłem: bezkompromisowy i ideowy do bólu.

Z czasem się zmienił - chociaż nie do końca. Ale wraz z dorastaniem politycznym coraz częściej Smółko oprócz ideologii włączał też rozum.

- Dzisiaj mam zdecydowanie inne poglądy. Postarzałem się. Choć do dziś uważam "Płomienie" Stanisława Brzozowskiego za jedną z najważniejszych lektur mego życia. Czytałem ją kilka razy, ostatnio jakieś trzy lata temu. I znów miałem łzy w oczach - przyznaje.

Młody gniewny w wolnej prasie

Już w wolnej Polsce - chociaż sam tak do końca nie był przekonany, że rzeczywiście wybory z 4 czerwca 1989 roku to ten moment, w którym umarł komunizm - Artur Smółko zatrudnił się jako dziennikarz w Gazecie Współczesnej. Dobrze wspomina tamten okres, chociaż pamięta, że w towarzystwie niektórych starszych dziennikarzy czuł się jak w parku jurajskim. To były takie dinozaury komuny, tęskniące za dawnym porządkiem, wytycznymi z komitetu wojewódzkiego.

- Na 1 maja białostoccy komuniści zorganizowali jakiś szczątkowy pochód - wspomina Smółko. - Razem z kolegami z PPS-u pikietowaliśmy tę demonstrację, trochę im przeszkadzaliśmy. A w gazecie znalazła się informacja, że demonstrację chcieli zakłócić młodzi bojówkarze spod znaku PPS, trochę pokrzyczeli i udali się w kierunku restauracji Cristal. I ja potem naprzeciwko tych gości, którzy takie informacje pisali, siedziałem w redakcji. Ale ani ja im tego nie wypominałem, ani oni o tym nie mówili.

W 1993 roku dostał się do Sejmu z Unii Pracy. Partia ta utworzyła wtedy 40-osobowy klub w parlamencie.
Artur Smółko pamięta z tamtego okresu najbardziej prace nad tworzeniem nowej Konstytucji RP. Był również jednym z autorów ustawy lustracyjnej. Ma również swój wkład w dzieło odpolityczniania wojska.

- Dowiedziałem się, że w jednostkach nadwiślańskich dowództwo wydało rozkaz, aby żołnierze podpisywali się pod listami poparcia dla Lecha Wałęsy przed zbliżającymi się wyborami prezydenckimi na kolejną kadencję - opowiada Artur Smółko. - Zrobiła się z tego afera, bo sprawę nagłośniłem. Miałem oczywiście przeciwko sobie całą generalicję i kierownictwo MSW. Wałęsa wtedy nie został prezydentem po raz drugi. Przegrał z Kwaśniewskim.

Niedługo potem Smółko znalazł się w gronie osób uczestniczących w jakimś spotkaniu z Lechem Wałęsą.

- Któryś z moich złośliwych kolegów przed wejściem na salę poinformował Wałęsę, że wśród zebranych jest poseł Smółko, który tak narozrabiał w kampanii wyborczej. I Wałęsa rozpoczął spotkanie z nami od słów: "Witam przyjaciół oraz posła Artura Smółko". Ale zrobił to z wdziękiem, dowcipnie, nie było w tym gniewu i złości. Zresztą ja zawsze bardzo ceniłem i szanowałem Wałęsę. Można powiedzieć, że te uczucia do niego są z każdym rokiem coraz lepsze. Ta moja interwencja dotycząca jednostek nadwiślańskich nie miała konotacji personalnych. Chodziło o napiętnowanie i zatrzymanie samego procederu, niezgodnego z prawem i uwłaczającego zasadom demokracji.

Zwierzę polityczne i medialne

Poseł Artur Smółko, mimo młodego wieku, był już wtedy człowiekiem, który osiągnął coś na kształt małej stabilizacji. Miał żonę i córkę. Praca parlamentarzysty wiązała się z częstą nieobecnością w domu. Większość czasu trzeba było spędzać w Warszawie.

- Tamte lata odbiły się na moim życiu rodzinnym negatywnie - wspomina po latach Smółko. - Tak się jakoś stało, że polubili mnie dziennikarze, szczególnie telewizyjni sprawozdawcy parlamentarni. Po trzy razy w tygodniu można mnie było zobaczyć i posłuchać w głównym wydaniu wiadomości. Nie wiadomo kiedy stałem się osobą publiczną, o twarzy rozpoznawalnej na ulicy. To mi trochę uwierało.

W latach 90. XX wieku pojawiły się w Polsce pierwsze tabloidy, polujące na osoby publiczne, żeby przyłapać je na jakimś skandaliku. Młody, przystojny poseł z Białegostoku był dla nich łakomym kąskiem.

- Zdarzały się sytuacje, kiedy po takich publikacjach musiałem się głupio tłumaczyć.

Życie po Unii Pracy

Po 1997 roku, kiedy zakończyła się kadencja parlamentarna, a w Unii Pracy wyraźnie zarysował się podział na tych, którzy chętnie widzieli się jako koalicjanci i przyjaciele polityczni postkomunistów i na tych, którzy w dalszym ciągu nie chcieli wchodzić z nimi w żadne alianse, Smółko znalazł się w Unii Wolności. Został nawet zastępcą sekretarza generalnego tej partii.

Kiedy rządy objął premier Jerzy Buzek, Smółko został jego doradcą do spraw bezpieczeństwa.

- Kiedy zdecydowałem się znów kandydować do Sejmu, wybrałem na to nieszczęśliwy moment - śmieje się. - Akurat nastąpił rozłam w Unii Wolności, w którego wyniku powstała Platforma Obywatelska. Bardzo szanowałem i ceniłem Bronisława Geremka i postanowiłem, że pozostanę przy nim. Wtedy w wyborach Unia Wolności przepadła z kretesem. A ja definitywnie rozstałem się z polityką. Na zawsze. I na pewno zdania nie zmienię.

Fascynujący Czarny Ląd

Po odejściu z polityki Smółko pracował w Portach Lotniczych, później w międzynarodowej korporacji. Obecnie jest prezesem dużej firmy zajmującej się informatyką, sieciami, telekomunikacją, pisaniem oprogramowania.
W życiu prywatnym byłego polityka też zaszły zmiany.

- Zdążyłem się rozwieść. Od siedmiu lat jestem szczęśliwym mężem Mai - opowiada Artur Smółko. - I jestem pewien, że tak już będzie zawsze.

Maję i Artura łączy wspólna pasja - Afryka. Od wielu lat spędzają tam urlopy. Mają tam przyjaciół. Afryka to ich azyl.

- Łączymy pasję z pracą. Lecimy na przykład do Kapsztadu czy Entebe, do Botswany czy Namibii, na miejscu wynajmujemy terenówkę, namiot i jedziemy - opowiada Artur Smółko. - Czasami w towarzystwie przyjaciół z Południowej Afryki, w dwa, trzy samochody. Ale ostatnia nasza podróż, to było istne wariactwo - tak przynajmniej sądzą nasi przyjaciele. Pojechaliśmy sami jednym samochodem, w trójkę: Maja, ja i moja córka.
Afryka urzekła ich swoją odmiennością, tym, że zmusza do zupełnie innego podejścia do życia.

- To jest zawsze, chociaż nie wiadomo jak dugo jeszcze, próba postawienia siebie poza cywilizacją. Bez łączności i gonitwy. Na przykład, żeby zobaczyć afrykańskie zwierzęta, trzeba wstać o czwartej rano, bo kiedy słońce jest wysoko, to cała przyroda zamiera. Musisz się do niej dostosować. Maja jest fotografem. Sprzedaje fotograficzne trofea z naszych wypraw, wydała album. Teraz razem pracujemy nad czymś większym.

Mieszkają we własnym domu pod Warszawą: Maja, Artur, dwie suczki: alaskan malamute i labradorka, dwa koty: norweski leśny i brytyjka.

- Ciągle pochłaniają mnie książki, Spełniam się jako ogrodnik i kucharz - mówi Artur Smółko. - Tylko ubolewam nad tym, że czasu na rozwijanie tych dwóch pasji wciąż mi brakuje. Za to nie oglądam telewizyjnych programów informacyjnych. Nie gonią mnie już żadne wiadomości.

Czytaj e-wydanie »Lokalny portal przedsiębiorców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny