Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Arnold Maculewicz. Największa pasja - życie

Julita Januszkiewicz
Nic dziwnego, że spod ręki Arnolda Maculewiczowi wychodzi  stwór za stworem. W końcu jest czeladnikiem siedmiu fachów.
Nic dziwnego, że spod ręki Arnolda Maculewiczowi wychodzi stwór za stworem. W końcu jest czeladnikiem siedmiu fachów. Archiiwum prywatne
Zapalony społecznik, modelarz, ratownik wodny, pomysłodawca wielu imprez. - Latam, pływam, konstruuję. Ciągle coś wymyślam. Nie mam czasu na nudę - mówi Arnold Maculewicz z Czarnej Białostockiej. 12 grudnia organizuje w Białymstoku zawody modeli poduszkowców.

Pozytywnie zakręcony. Do tego niesamowicie ciekawy świata. Taki jest Arnold Maculewicz. Opowiada, że już od małego interesowały go rzeka, łódki, pływanie. Łódeczki strugał z kory sosny. Podczas wiosennych roztopów z kumplami urządzał wyścigi w kałuży. Pasjonował się też lataniem i wszystkim tym, co ekstremalne. - Gdy miałem może 5-6 lat zrobiłem pierwszy model samolotu, który latał - wspomina.

Skąd się wzięło to zamiłowanie? Otóż starszy brat ojca był oficerem lotnictwa, wykładał w szkole lotniczej w Dęblinie. Niczego małemu Arnoldowi nie pokazywał. - Ta pasja wyszła sama z siebie. Widocznie miałem ją zakodowaną genetycznie - uważa pan Arnold.

Gdy uczył się w mechaniaku przy ul. Broniewskiego w Białymstoku, latał na szybowcu Czapla.

- Był to piękny samolot drewnianej konstrukcji- ożywia się nasz rozmówca.

To szybowanie zaowocowało wieloma znajomościami. Poznał wtedy też bardzo fajnych ludzi. Skończył też kurs ratowników wodnych.

Po maturze chciał jechać na studia do Dęblina, ale stryj pilot przedstawił mu - jak dziś przyznaje - słuszne argumenty, żeby wybrać jednak wolność. Pan Arnold posłuchał doświadczonej życiem osoby i złożył podanie na wychowanie techniczne w białostockiej filii Uniwersytetu Warszawskiego. Egzaminu nie musiał zdawać. Jako laureat olimpiady technicznej miał indeks w kieszeni.

- Rajcował mnie ten kierunek, bo chciałem uczyć. Nauczycielem wprawdzie nie zostałem, ale tak naprawdę całe życie uczę różnych ludzi - przyznaje Maculewicz. - Już na studiach zetknąłem się z baloniarstwem i motolotniami.

Zapewnia, że parę fajnych rzeczy udało mu się w życiu zrobić. A wśród nich były m.in. zawody modeli balonów, Puchar Centralnej Europy Modeli Wodnosamolotów.

Gandalf, Dziad Polski i licho wie, co jeszcze

Maculewicz to także żywa legenda imprezy „Pływania na Byle Czym - Co ma pływać nie utonie”, organizowanej co roku w Augustowie przez Polskie Radio Białystok. Zdobywca wielu nagród i wyróżnień także w kraju, np. w czerwcu 2014 roku jego drużyna wygrała konkurs na pływanie na byle czym na festiwalu na Odrze.

Jaka jest recepta na sukces? Maculewicz mówi, że wymaga on sporego wysiłku, ale jaka przy tym ogromna satysfakcja! W budowaniu pływadeł pomaga mu rodzina i znajomi, których Maculewicz zaraża pasją pływania na oryginalnych konstrukcjach.

Trzeba też wymyślać przyciągające uwagę nazwy. - Był więc Gandalf z konstrukcji Drużyna Pierścienia, a także Dziad Polski. I licho wie jakie jeszcze. Po prostu tyle tego było, że nie pamiętam tytułów. Ale zawsze były nagrody i miejsce na pudle - mówi.

Ostatnio fascynuje się poduszkowcami. Pierwszy raz poduszkowcem miał okazję polecieć dwa lata temu w Narewce. Nie zrobiło to na nim wielkiego wrażenia.

- Ekscytacja jest dla ludzi, ale nie dla mnie. Latałem już szybowcami. Jestem ratownikiem, sternikiem, pływam na nartach wodnych, uprawiam windsurfing, więc nie było to coś nowego - przyznaje.

Swojego poduszkowca jeszcze nie ma, ale ma ochotę go zbudować.

- To bardzo ciekawe urządzenia latające. Skonstruować i zbudować to jedno. Pilotaż to dopiero zabawa - podkreśla pan Arnold.

Sprzęt też nie jest za drogi, a silniki są dostępne na złomach. - Rozmawiamy rzecz jasna o modelach - podkreśla. - Mam dostęp do materiałów, które nie są drogie, ale trzeba nad nimi popracować. Pochodzą one z tzw. odzysku.

Swoją pasją chce zarazić innych. Dlatego 12 grudnia w białostockim Zespole Szkół Katolickich przy ulicy Kościelnej współorganizuje zawody poduszkowców. Będą dwie konkurencje: sprawnościowa oraz wyścig modeli.

- To nie jest taka prosta zabawa. Trzeba umieć prowadzić pojazd w poślizgu. Należy też ocenić masę, bezwładność modelu oraz możliwości jego zatrzymania - mówi pasjonat.

Wojownik bez emerytury

Na majsterkowanie, szperanie w warsztacie i wymyślanie różnych konstrukcji, a przy tym wielu ciekawych imprez, mieszkaniec Czarnej Białostockiej poświęca wiele czasu. Jak mówi, nie ma nawet kiedy porządnie odpocząć. Ale nie żałuje takiego sposobu na życie. Zresztą życie to jego największa pasja. Ma 60 lat, ale nie martwi się upływem czasu. Żartuje, że umrze młodo, dopiero w wieku 120 lat.

- Jednak charakter zostanie ten sam, jak u 18-20 latka - śmieje się pan Arnold. Zresztą niejeden mógłby mu pozazdrościć życiorysu. Co robił zawodowo? Mówi, że prace zmieniał jak rękawiczki, m.in. konstruował lalki w białostockim teatrze lalek. Potem w 1982 roku założył swoją firmę. Ma siedem tytułów rzemieślniczych w tym sześć mistrzowskich, m.in. stolarz, rzeźbiarz, ślusarz. Gdy zdał 25 egzamin zawodowy w różnych dyscyplinach, przestał je liczyć. Te umiejętności przydają mu się w realizacji marzeń i pasji.

Życie potoczyło się tak, że Maculewicz teraz nie pracuje. Ma zawieszoną działalność gospodarczą. Nie ma też emerytury.

- Takim jak ja wojownikom ona się nie należy. ZUS informuje, że będę miał 30 zł i 64 grosze miesięcznej emerytury. Poszaleje se na emeryturze. Żyję więc z przyzwyczajenia. Przyzwyczaiłem się żyć i żyję - opowiada. - Pomaga mi rodzina.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny