Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Arleta Godziszewska. Papkin, który wychodzi z cienia (zdjęcia, wideo)

Jerzy Doroszkiewicz
Jerzy Doroszkiewicz
Arleta Godziszewska jako Papkin
Arleta Godziszewska jako Papkin Wojciech Wojtkielewicz
Arleta Godziszewska po latach pracy w Teatrze Dramatycznym w sezonie 2017/2018 zaczęła grać znaczące role. Ostatnio jej Papkina podziwiali nawet widzowie w Indiach.

Według informacji na stronie Teatru Dramatycznego, pani obecność w zespole osiągnęła cywilną pełnoletniość.

Arleta Godziszewska: To, że 18 lat jestem w Teatrze Dramatycznym, to nie znaczy że od 18 lat jestem tu aktorką. Pracowałam w bufecie, w organizacji widowni, zanim dostałam się na etat aktorski, stuknęło mi 40 lat.

Ale przecież miała Pani dyplom aktorski?

Dzięki temu, że coś robiłam w bufecie mogłam „dograć” w spektaklu.

A to teraz już rozumiem, dlaczego Piotr Dąbrowski, jeden z poprzednich dyrektorów obsadzał Panią w roli bufetowej

(śmiech) I wszystko się wyjaśnia. Na pewno to nie było bez znaczenia. W pewnym momencie miałam dosyć i już myślałam, ze zrezygnuję z Teatru Dramatycznego. Przygotowałam się na ostateczną rozmowę, nawet sobie wszystko spisałam.

Żeby się nie zdenerwować?

Właśnie. Żeby nie zamilknąć kiedy stanę i spojrzę w oczy dyrektorowi Dąbrowskiemu. Od kilku lat pracowałam w organizacji widowni i nie było łatwo. Nie pamiętam, co powiedziałam, a dyrektor powiedział: słuchaj, odezwę się. I pojechałam do domu. I niedługo później zadzwonił i powiedział: od jutra jesteś w zespole aktorskim. Myślałam, że oszaleję. To był dla mnie koniec i początek świata. Później jeszcze przez trzy lata, kiedy czułam zapach papieru z biura, robiło mi się niedobrze, waliło serce, bardzo to przeżywałam.

Tych początków i końców w Białymstoku było chyba więcej. Pierwszy raz – to przyjęcie na studia na Wydział Sztuki Lalkarskiej?

Jestem z Jeleniej Góry.

I stamtąd przyjechała pani studiować na drugi koniec Polski?

U mnie zawsze wszystko było pogmatwane, zawsze pod górkę. Szkoły teatralne mnie nie chciały. Już nawet nie pamiętam, ile ich było. Poszłam więc do Warszawy na geologię. Chciałam studiować paleontologię i wszystko byłoby fajnie, gdyby na drugim roku nie zlikwidowali tej katedry. To mnie zmobilizowało do szukania najbliższej szkoły teatralnej. Wiedziałam, że w Warszawie mnie nie przyjmą, bo już raz mnie odrzucili. I tak pojechałam do Białegostoku. Studentka, bez pieniędzy, z namiotem. Nie mam gdzie nocować w trakcie egzaminów. Wysiadam z pociągu, wsiadam do pierwszego autobusu. To była „setka”. Jadę do Wasilkowa, rozbijam namiot nad rzeką. Tam nocuję i jeżdżę na egzaminy do Białegostoku. Dostaję się i jest pięknie. I coś się zaczyna.

Czyli to nie miało znaczenia – aktor filmowy, teatralny, lalkowy – byle dostać się na scenę?

Od zawsze marzyłam o teatrze. Praca w roli daje mi możliwość przejścia przez jakąś postać. Praca w filmie to są rwane sceny, nie ma tam ciągłości. Jeśli coś się trafia – z przyjemnością, ale to jest tylko odskocznia. A aktorstwo? Powiem panu coś, o czym do dziś nie wie moja mama. W czasie głębokiej komuny w telewizji niewiele było grane, a jeśli już – to raczej późnym wieczorem. W domu były szafy na wysoki połysk. Ona do dziś nie wie, ze wszystkie filmy, które rodzice oglądali nocami, ja widziałam w odbiciu szafy! I tak o tym marzyłam, żeby znaleźć się w tej telewizji, żeby tak zagrać. Ale jako dziecko miałam pewną obawę. A co będzie jeśli pierwszą rolą, którą dostanę będzie taka, w której ginę? I co, już nie będę żyła? Tak pojmowałam wówczas świat.

To co Pani robiła, zanim trafiła do Białegostoku?

Poszłam do dyrektora Zonia w Jeleniej Górze poprosić o adapturę, tak chciałam się dostać do teatru.

Dyrektor dał mi wybór. Jeżeli będziesz adeptką, zagrasz tylko w tym, co dostaniesz i w nic więcej nie wejdziesz, nie możesz niczego obserwować, przebywać na próbach innych spektakli. Jeżeli zostaniesz garderobianą, możesz wleźć w każdą dziurę, być na każdym spektaklu, na każdej próbie, a wtedy człowiek uczy się najwięcej. To jakie miałam wyjście? Oczywiście, że zostałam garderobianą, a po godzinach szlifowałam swój warsztat. Pomagali mi aktorzy, próbowali przygotowywać ze mną jakieś teksty. Świetnie to wspominam, a później egzamin – i znowu klęska. Znalazłam więc pierwsze prywatne studio aktorskie. Nazywało się As i było płatne. Rodzicom udało się zebrać pieniądze na pół roku mojej bytności w Warszawie i musiałam podziękować. A tu niespodzianka. Szef studia, Bogusław Słupczyński, dał mi stypendium. I stąd się wzięła wspomniana geologia. Bo zdając na studia, miałam darmowy akademik i jeszcze ta paleontologia.

Marzyła Pani o wyprawach na pustynię Gobi?

Tak! Nauki było bardzo dużo. Na roku było 1200 osób, bo to był pierwszy rok bez egzaminów. Wszyscy, którzy szli do wojska – hurra – na geologię. Po roku zostało nas 200 osób. Musiałam się sporo nawkuwać, żeby zostać, ale jak zlikwidowali paleontologię, to akurat udało mi się dostać do Białegostoku.

I co się działo kiedy już została Pani dyplomowaną lalkarką?

Przez rok byłam w Teatrze ¾ Zusno Krzysztofa Raua. Tyle, że po roku – teatr… wyjechał z Białegostoku. A ja musiałam tu zostać. I później przerwa. Zanim zostałam bufetową w teatrze – zadebiutowałam w 2001 roku na scenie Dramatycznego rolą Hanki w „Moralności pani Dulskiej”. Nie pociągnęło to nic więcej i zostałam bufetową (śmiech). A później dostałam etat jako organizator widowni. Wielu nauczycieli, którzy teraz przychodzą z młodzieżą, jeszcze mnie pamięta. Cieszą się, że już nie muszę biegać do nich z plakatami i mogę się spełniać jako aktorka.

Piotr Dąbrowski dał etat aktorski, a Agnieszka Korytkowska – Mazur chyba go nie doceniała. Z licznych sztuk dotykających tematyki regionalnej wykorzystała Panią tylko w roli jednej z kobiet w „Sońce”.

Taaak. Wychodzę z założenia, że nie ma małych ról. Co się dostaje, trzeba przyjąć z wielką pokorą.

Ale jak się nie gra, to się nie zarabia…

Pewnych sytuacji przeskoczyć się nie da. Tak było i minęło.

Za to małżeństwo wciąż trwa. Zaczęło się od tego rozbicia namiotu w Wasilkowie?

Chwilę później. Męża poznałam na studiach, ja byłam na trzecim roku, on na pierwszym i pobraliśmy się, kiedy jeszcze był na studiach. Ja chciałam uciekać z Białegostoku, a on capnął i powiedział – nie. Pojechałabym gdzie indziej, ale musiałam zostać – bo capnął i koniec. Jego mama pochodzi z Wasilkowa. Była tam chatynka, która przetrwała wojnę, słyszałam o niej niesamowite rzeczy, ale stan był makabryczny. Remont kosztowałby dużo więcej niż wybudowanie czegoś nowego. Żałowałam, że nie możemy uratować piwnicy, w której ukrywała się podczas wojny kobieta z małym dzieckiem. (westchnienie) Te wszystkie rodzinne opowieści, choćby o wybuchu bomby, kiedy drzwi poleciały do sąsiadów. Na podwórku podobno była kuchnia polowa, dzieci się cieszyły, bo coś dostały, ale nikt nie pamięta różnych wojennych bezeceństw. Zostało to tylko na zdjęciach i w naszej pamięci.

To jak to jest być teraz żoną dyrektora teatru?

Być żoną jest tak samo – nic się nie zmienia. Mąż jest szefem w pracy, ja jestem tylko pracownikiem i ta relacja jest zachowana, ale w domu rządzę ja!

Tak jak matka u Zelenki w „Opowieści o zwyczajnym szaleństwie”?

(śmiech) Nieeee. Chociaż nie wiem – może moje dzieci mają inne zdanie. Nie jestem toksyczna, no gdzie, chyba nie?

Ale coś mi mówi, że są tam rządy silnej ręki zdecydowanej kobiety jak Barbara Smith z „Mayday”…

Jestem zdecydowana, to prawda. Od momentu, kiedy zaczęłam się mniej bać. Strach towarzyszył mi od zawsze i ściągał mnie na ziemię. Kiedy ustąpił, a ja potrafię z nim walczyć, to skrzydła rosną i mogę więcej.

Czyli zapach biurowego papieru już Pani nie prześladuje?

Teraz z przyjemnością mogę tam wejść, poradziłam sobie z tymi moimi przykrymi zmorami.

A co na to dzieci?

Mamy córkę Albertynę, nastolatka, karateczka, jeździ na zawody, tłucze się ostro.

To po mamie!

Taaak, taak, i owszem (śmiech). Jest fantastyczną córką. Jestem z niej bardzo dumna, natomiast synek jest maleńki, właśnie skończył dwa i pół roczku. A że późno się pojawił, udało nam się w końcu z boską pomocą…

Jak ma na imię?

Kiedy późno rodzi się dziecko i ma się już kłopoty z pamięcią, a córka ma na imię Albertyna…

To synek ma na imię Albercik?

Dokładnie tak! (śmiech). Mamy też psa i kota.

Porozmawiajmy jeszcze o roli Papkina. Cieszy Panią bycie wreszcie na pierwszym planie?

Zupełnie nie wiem, jak to się wszystko zdarzyło. Jestem z tego powodu przeszczęśliwa. To nie jest tylko moja zasługa, to praca zespołowa, wszystkich osób w teatrze. Gdybym chciała być w nim sama, nic by z tego nie było. Mogłabym sobie zrobić monodram i zakopać się z nim w jakiejś dziurze. Jeżeli mam wsparcie kolegów z zespołu, kolegów technicznych, troska o bezpieczeństwo – to coś wspaniałego. Tym bardziej fakt , ze mąż jest dyrektorem niczego nie ułatwia. Jest wręcz trudniej. Pewnych rzeczy po prostu nie mogę.

Ale gra Pani w przebojowym „Mayday”, w „Zemście”, jest też zupełnie już poważna rola w tragikomedii Zelenki.

Miałam nie mieć tej roli. Było wiadomo, że nie i koniec. Przyjechał reżyser – Grzegorz Chrapkiewicz, zobaczył mnie w epizodziku w „Balladynie” i się zaparł. Powiedział to jest moja Matka. Dyrektor mówił: nie, nie, nie, ale w końcu uległ i ja bardzo się cieszę, że tak się złożyło.

Ciężko jest być jednocześnie aktorką i matką, kiedy gra się wieczorami?

Nie, to kwestia zorganizowania się. Ubolewam, ze tego czasu jest mniej, ale kiedy jestem szczęśliwsza i bardziej zadowolona, jestem w domu bardziej wydajna i myślę, że moje dzieci to odczuwają. Rozumieją, ze jest dobrze. Nawet ten mały bąbel rozumie, że „mama idzie do pjacy”, tylko żeby nie wracała z wąsami. Zobaczył mnie w teatrze z wąsami, mówię do niego – synku, to mama, a on ani drgnął. Nie chciał podejść. Dopiero w domu załapał, że to ja i powiedział „nie masz wąsiów”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny